Joao Amaral zagrał w barwach Lecha Poznań po raz pierwszy od listopada, kiedy wystąpił w meczu z Jagiellonią Białystok. Nieco wcześniej strzelił gola Koronie Kielce. Wyglądało na to, że to koniec jego kariery w Kolejorzu. Trener John van den Brom podkreślał, że nie ma konfliktu między nim a Portugalczykiem, niemniej od chwili, gdy Joao Amaral oświadczył, że chciałby odejść, nie wystawiał go. Szanuję to, że Joao Amaral chce odejść. Zawodnik ma prawo podjąć taką decyzję i przyjść z taką prośbą. Rozumiem, nie ma sprawy. W tej sytuacji jednak nie wystawiam go, bo wolę mieć na boisku zawodników, którzy chcą tu grać - mówił trener, I dodał: - Ja mam inne opcje na tę pozycję, graczy młodszych: Marchewę (Filip Marchwińskiego - red.), Sousę czy Szymczaka. W kwestii ewentualnego odejścia Joao Amarala wypowiedział się jednak właściciel klubu Piotr Rutkowski. Zaoponował, twierdząc że Portugalczyk będzie Lechowi potrzebny, a klub jest silny właśnie swoją szeroką kadrą. I rzeczywiście, zaraz po słowach właściciela przyszedł mecz ze Śląskiem Wrocław i zawodnik, który miał już w Lechu nie zagrać, wszedł na boisko w drugiej połowie. Co więcej, okazał się zawodnikiem wyróżniającym i jako jeden z nielicznych w przegranym 1-2 spotkaniu Lecha zasłużył na pochwały. Punkt zwrotny w kwestii Joao Amarala To może być punkt zwrotny, bowiem Joao Amaral wie już, że nie odejdzie przed końcem kontraktu - tak deklaruje właściciel klubu. I od razu w związku z tym zmienił się sposób jego gry. Okazuje się, że wrócił na białym koniu i jest niezwykle przydatny Kolejorzowi, a trener postanawia go jednak wystawić. Lech Poznań wyeliminował z Ligi Konferencji norweski zespół FK Bodø/Glimt i gra w pucharach dalej - rekordowo długo w swej historii. Będzie więc potrzebował wszystkich graczy i szerokiej kadry, zwłaszcza że zupełnie nie radzi sobie z godzeniem rozgrywek europejskich z ligowymi. Joao Amaral może się tu okazać kluczowy.