<a href="http://kalendarz.toolix.pl/kalendarz-kalendarz-sportowy,670.html" target="_blank">Co? Gdzie? Kiedy? Bądź na bieżąco i sprawdź Sportowy Kalendarz!</a> Sytuacja w grupie po czterech kolejkach jest niezwykle ciekawa - prowadzi FC Basel (9 pkt), przed Fiorentiną (6 pkt) oraz Lechem i Belenenses (po 4 pkt). Nikt nie może być pewny awansu, nawet mistrz Szwajcarii. Bez względu na to, jaki wynik padnie dziś w Bazylei, Belenenses lub Lech będą miały wciąż sprawę awansu w swoich rękach. Jeden warunek - w Lizbonie nie powinien paść remis. Podobnie zresztą uważa trener Lecha Jan Urban: - To Belenenses i Lech doprowadziły do tego, że mamy taką sytuację w grupie. Wydaje mi się, że nikt nie stawiał na to, że razem z Portugalczykami możemy włączyć się do walki o te dwa miejsca. Nie ukrywajmy, Fiorentina i Basel to dwie wielkie firmy. Kto z nas w czwartek wygra, ten będzie miał wciąż szanse - mówi Urban. Lech poleciał do Lizbony w niemal najmocniejszym składzie - możliwość odpoczynku dostał tylko Paulus Arajuuri. Wątpliwe jednak, aby przez całe spotkanie grali Szymon Pawłowski, Łukasz Trałka czy Kasper Hamalainen, bo wtedy praktycznie zostaliby wyłączeni z niedzielnego, ważnego meczu w Gdańsku z Lechią. Urban zauważył, że ci gracze nie potrafią się szybko zregenerować i najlepiej jak grają raz w tygodniu, a w drugim spotkaniu wchodzą ewentualnie w końcówce. Do tego Lech za Urbana często gra niezbyt efektownie, ale efektywnie. Sam szkoleniowiec nazywa to "grą wynikiem". - Trzeba umieć dostosować się do warunków, jakie są. Przychodząc do Lecha zastałem określoną sytuację i musiałem znaleźć pomysł, aby to naprawić. Moim pomysłem było danie szansy większości zawodników. Oni poczuli, że mają tę szansę, a spotkań gramy naprawdę wiele. Czeka nas jeszcze daleka droga, a te rotacje muszą być przemyślane. Gramy w czwartek, w niedzielę, później w środę, sobotę, znów czwartek, niedzielę... Jest tego troszkę, można dostać lekkiego zwichrowania po tych wszystkich wyjazdach, hotelach, analizach swoich i przeciwników - mówi Urban. Trener Belenenses Ricardo Sa Pinto mówił w środę, że to Lech jest faworytem spotkania i to on musi wygrać, a jego zespół - tylko może. Trochę dziwiło to dziennikarzy, bo przecież w starciach polsko-portugalskich zawsze faworytami byli nasi rywale - zresztą jeszcze nigdy polski klub nie wyeliminował portugalskiego. Dziś w Belenenses prawdopodobnie zabraknie Carlosa Martinsa i Joao Vileli, którzy w poniedziałek wznowili już treningi po kontuzjach, ale tylko indywidualnie. Nie wiadomo też, co Sa Pinto zrobi z Miguelem Rosą, Joao Afonso oraz najlepszym strzelcem Luisem Lealem - oni też narzekali na urazy. Niewykluczone, że przynajmniej część tych graczy zostanie oszczędzona na poniedziałkowy mecz ze Sportingiem Lizbona. W Liga Sagres Belenenses zajmuje po 11. kolejkach dziesiąte miejsce: wygrał i przegrał po trzy razy, a cztery spotkania zremisował. Aż 11 z 13 punktów zdobył na swoim stadionie. - To z dwóch powodów. Po pierwsze: bo na wyjeździe grali z Porto, Benficą czy Bragą, gdzie ciężko nawet zdobyć bramkę. A drugi powód: u siebie mieli słabsze drużyny, ale też grają odważniej, nie boją się ryzyka. Nawet w pucharach, jak grali z Fiorentiną i przegrywali 0-3 czy 0-4, to starali się przeć do przodu, szukali tego jednego gola. Także w spotkaniu z Bazyleą próbowali narzucać swój styl gry, choć różnie to im wychodziło. Na pewno postarają się nas zaatakować - twierdzi analityk Lecha Poznań Marcin Wróbel, który oglądał na żywo mecz na stadionie Belenenses. Nie sądzi jednak, że Portugalczycy zaryzykują na początku starcia z Lechem. Remis tu nikogo nie urządza, ale strata bramki może być problemem dla jednej czy drugiej drużyny. W pucharach raczej gra się rozważnie, nie będzie otwartej piłki w pierwszych 15 czy 30 minutach. Myślę, że to spotkanie nie będzie obfitowało w wiele bramek, to będą szachy, chęć strzelenia jednego, decydującego gola. Atmosfera na tym stadionie jest oczywiście mniej atrakcyjna niż na Benfice czy Sportingu, ale Belenenses to klub z tradycjami, stadion ma może niezbyt nowoczesny, ale blisko wybrzeża. Fajnie ogląda się tam spotkania - opowiada Wróbel. Piłkarze Lecha są optymistami. - Wydaje mi się, że jesteśmy od nich lepsi, ale to nie ma większego znaczenia. Może dać za to trochę optymizmu i wiarę, że możemy tam wygrać. Nie mamy nic do stracenia, musimy starać się zagrać dobrą piłkę. Wyniki robią ostatnio swoje, w szatni jest drużyna, mamy bardzo dobry nastrój. Odbiliśmy się od dna w ekstraklasie i mam też nadzieję, że przywieziemy zwycięstwo w czwartek - twierdzi bramkarz Jasmin Burić. - Jesteśmy odpowiednio zbudowani poczuciem naszej wartości, musimy wyjść teraz na boisko i postarać sie wygrać - przyznaje Kebba Ceesay. Urban nie wierzy w szczerość słów piłkarzy Belenenses, że dla nich gra w Europie już się skończyła. - Będą chcieli wygrać za wszelką cenę, jak my. To szansa na zdobycie doświadczenia, coś, co każdy piłkarz lubi. A Belenenses to drużyna z ligi portugalskiej, która zakwalifikowała się do pucharów. Trzeba mieć więc dla niej szacunek, bo każdy klub z tego kraju bardzo dobrze gra technicznie. Ma ciekawych piłkarzy: cenię szybkość Kucy, musimy zwrócić uwagę na Leala, Tiago Caeiro daje możliwość gry długą piłką, Martins ma ogromne doświadczenie, do tego jeszcze ten Silva... To bardzo fajny, ciekawie grający zespół. Kluczem do zwycięstwa będzie nasza gra w defensywie i umiejętność wykorzystania większego doświadczenia z pucharów, a takim dysponujemy - przyznaje Urban. Początek dzisiejszego meczu w Lizbonie - o godz. 19. <a href="http://nazywo.interia.pl/relacja/le-belenenses-lizbona-lech-poznan,4330" target="_blank">Zapraszamy na relację na żywo z meczu Belenenses - Lech</a> <a href="http://m.interia.pl/na-zywo/relacja/le-belenenses-lizbona-lech-poznan,id,4330" target="_blank">Relacja na żywo dla urządzeń mobilnych</a> Andrzej Grupa