Do tej pory w potyczkach ligowych w Poznaniu - dawniej w drugiej lidze, a ostatnio w ekstraklasie, Lech wygrywał z Piastem co najwyżej jedną bramką. W sobotę był lepszy aż o cztery gole, a szkoleniowiec gości Marcin Brosz przyznał, że spotkanie to miało dwa kluczowe momenty. Pierwszym z nich był gol Kebby Ceesaya z 50. minuty - po nim Lech prowadził 1-0. - Wiedzieliśmy jedno: aby tu uzyskać korzystny wynik, to musieliśmy strzelić jako pierwsi bramkę. Byliśmy blisko, ale zabrakło szczęscia. Po stracie gola za mocno się odkryliśmy i zostaliśmy skarceni kolejnymi trzema - mówił Brosz. Drugim kluczowym momentem - jego zdaniem - była kontuzja Damiana Zbozienia. - Damian poczuł ukłucie w mięśniu przywodzicielu i musiałem go zmienić. Ta jedna zmiana spowodowała kolejną - jego miejsce zajął Cuerda, ale na prawą obronę musiałem przesunąć Klepczyńskiego - tłumaczył szkoleniowiec gości. W ciągu pięciu minut po tej roszadzie Lech przeprowadził swoją lewą stroną dwie akcje, który dały mu drugiego i trzeciego gola. - Staraliśmy się narzucić swój styl Lechowi, przez 70 minut graliśmy w dobrym tempie, ale ostatnie 20 już nie. Możemy tylko pogratulować Lechowie skuteczności w ostatnich minutach i wyciągnąć z tego jak najwięcej wniosków, by drugi taki pojedynek już nam się nie przytrafił - stwierdził Brosz. - Dwie połowy, dwie różne odsłony. W pierwszej mądrze wychodziliśmy z pressingu rywala, mieliśmy sytuacje, choć Piast też je miał. Bramka Kebby otworzyła to spotkanie. Mogliśmy zdobyć jeszcze więcej bramek, ale mam nadzieję, że te cztery gole zrekompensują kibicom dwa ostatnie spotkania, w których zdobyliśmy tylko punkt. A my będziemy mieli spokój, by podczas przerwy na reprezentację popracować nad czymś, co uczyni nas jeszcze bardziej niebezpiecznymi - podsumował z kolei trener Rumak z Lecha. - Trener w szatni powiedział nam, że przy takiej grze, jaką prezentowaliśmy w pierwszej połowie, okazje bramkowe przyjdą. Tak się stało. Po pierwszym golu grało się już łatwiej. Dobrze, że na tym nie skończyliśmy i poszliśmy za ciosem, dobiliśmy rywala - cieszył się napastnik Lecha Bartosz Ślusarski, który strzelił w tym sezonie już czwartego gola. Co ciekawe, to pierwsze trafienie 31-letniego piłkarza w lidze zdobyte po strzale nogą, a nie głową. Odkąd w grudniu 2010 roku "Ślusarz" pojawił się w Poznaniu, pięć bramek zdobył po główkach. Nogą strzelał tylko w Pucharze Polski i Lidze Europejskiej. Andrzej Grupa