Sebastian Staszewski, Interia Sport: Kiedy po raz ostatni wzruszył się pan z radości po meczu Lecha Poznań? Piotr Rutkowski: - Dobre pytanie... Nie zdarza mi się to często. Ale jeśli dobrze pamiętam, było to w Charleroi, gdy po ciężkim boju awansowaliśmy do fazy grupowej Ligi Europy. Po wygranym 1:0 meczu z FK Bodø/Glimt pana oczy także się zaszkliły. - To prawda, wzruszyłem się. Emocjonalnie ten mecz kosztował mnie bardzo dużo. Kiedy więc sędzia zagwizdał po raz ostatni, to nie wstydziłem się łez. Końcowy rezultat, czyli awans do kolejnej rundy, był tego warty. Jak trudno oglądało się to spotkanie? Trudniej było do momentu, w którym bramkę zdobył Mikael Ishak, czy emocjonalne cierpienia zaczęły się dopiero po golu? - Pod tym względem to było równe 90 minut. Wiedzieliśmy, że najpierw musimy coś strzelić, a później to utrzymać. Taki był plan, więc obserwacja jego realizacji była stresująca. Z czego więc był pan najbardziej zadowolony? - Od pierwszej minuty widziałem bardzo dobrą mowę ciała naszych piłkarzy. Dało się zauważyć, że bardzo chcą awansować. Mentalnie byli bojowo nastawieni. Byli przygotowani na trudne momenty, na momenty, gdy trzeba było wyszarpać rywalowi gola... Podobała mi się także koncentracja, która w meczu z takim zespołem jak FK Bodø/Glimt jest kluczowa. I - żartobliwie mówiąc - tym razem nie zaprezentowaliście "średniowiecznego" futbolu. - Nie ma kompletnie żadnego znaczenia to, jaki pokazaliśmy futbol. Wiedzieliśmy, że rewanż może wyglądać podobnie jak pierwszy mecz w Norwegii, gdy o wszystkim mogła zadecydować jedna bramka. Dlatego styl zszedł na drugi plan. Bohaterem został wspomniany Ishak, który zdobył bramkę i znów poprowadził zespół do zwycięstwa.- Nasz kapitan w polu karnym wykonał kapitalną pracę, bo sytuacja, w której się znalazł, wcale nie była taka łatwa. Fantastycznie to wykończył. I udowodnił, że warto było podpisać z nim nowy kontrakt. Słowa "Ja się nigdy nie poddam, ja będę walczył dalej", wypowiedziane w 2018 roku, teraz zyskały nowe znaczenie? - To jest coś, co towarzyszy mi całe życie. Taki po prostu jestem. I cieszę się, że nasz zespół w czwartek miał takie same nastawienie. Nie chciał się poddać i się nie poddał. To są nasze wartości - motto nie tylko moje, ale i całego klubu. W 1/8 Ligi Konferencji Europy trafiliście na szwedzki Djurgårdens IF. Jest pan zadowolony z losowania? - Jeśli mam być szczery, to przed losowaniem było mi zupełnie obojętne to, na kogo wpadniemy. Nie miałem swojego faworyta. Ale jednocześnie trzeba przyznać, że trafienie na Szwedów to dla nas dobra wiadomość. Ale i zobowiązanie, aby w następnej rundzie powalczyć o kolejny awans. W Poznaniu rozmawiał Sebastian Staszewski, Interia Sport