Maciej Słomiński, Interia: Ciężko pana znaleźć, co pan porabia? Waldemar Jaskulski, 13-krotny reprezentant Polski: - Pracuję w zakładach chemicznych w Policach. Tu też mieszkam. Historia zatoczyła koło, bo poważną karierę piłkarską zaczynał pan właśnie w Chemiku Police. - Poszedłem do wojska. Grałem w innym Chemiku, tym z Bydgoszczy i jakimś cudem wypatrzył mnie trener policzan Wiesław Durda. To był emerytowany wojskowy i swoimi kanałami sprawił, że trafiłem do wojska właśnie w Policach. Powołanie do reprezentacji dostał pan, gdy przesunięto pana z drugiej linii na pozycję stopera. Czyj to był pomysł? - W sezonie 1993/94 trenerem Pogoni Szczecin początkowo był Romuald Szukiełowicz i za jego kadencji to się stało. Trener powinien decydować o sprawach boiskowych, chociaż w naszej lidze różnie bywa. Rok wcześniej "Portowców" prowadził Leszek Jezierski i to podobno on, "Napoleon" podpowiadał władzom klubu taką roszadę. Można gdybać, pewnym jest, że ta zmiana wyszła mi na dobre. Gdyby nie ona raczej bym w kadrze nie zagrał. Gra w kadrze i mistrzostwo Polski z Widzewem Łódź zaowocowały transferem do Standardu Liege, który teraz w Lidze Europy zmierzy się z Lechem Poznań. Były inne propozycji poza tą z Belgii? - To były dziwne czasy. W Pogoni dyrektor klubu mówił o kierunku niemieckim. Był gdzieś temat TSV Monachium, gdzie grał mój kolega z reprezentacji, Piotrek Nowak. Oficjalnie zgłosił się Standard i tam poszedłem. W transferze brał udział Włodzimierz Lubański, ale dziś nie składacie sobie chyba życzeń świątecznych. - Pan Lubański był jaki był. Pomógł tyle, co mógł. Byliśmy w dziwnym układzie, po roku podpisałem kontrakt bez jego pomocy. Pretensji żadnych po latach nie żywię. Niech sobie Pan Włodek w spokoju żyje. Co pan zastał w Liege? - To już nie czasy komuny, że na mityczny zachód jechało się z otwartą buzią. Miasto Liege nie zachwycało. Centrum w miarę zadbane, poza tym to miasto fabryczne. A sportowo? - Nie miałem problemu z grą. Poziom trochę wyższy niż w naszej lidze. Języka na początku nie chciało mi się uczyć, po dwóch latach załapałem i radziłem sobie bez problemu. Jacy zawodnicy grali wtedy w Standardzie? - Był Andrzej Kubica, który po pół roku został wypożyczony do Nicei, z którą zdobył Puchar Francji. Byli bracia Mpenza. Emile był lepszym piłkarzem od Mbo, dwa zupełnie inne charaktery, inni ludzie. Nie byliście z Kubicą jedynymi Polakami w lidze belgijskiej. - W pierwszym moim sezonie Andrzej Rudy z Lierse zdobył mistrzostwo Belgii. Przyjechali na mecz ostatniej kolejki do nas, wygrali 3-0, zapewniając sobie ostatni do dziś krajowy tytuł. Andrzej nawet się wtedy nie przebrał w strój piłkarza. Standard grał wtedy w połowie ligowej stawki. - To było sporo poniżej aspiracji tego klubu. Na samym początku mojego pobytu w Belgii przegraliśmy w finale Pucharu Intertoto z niemieckim Karlsruhe. Wygraliśmy 1-0 u siebie, by ulec 1-3 na wyjeździe, u rywali pierwsze skrzypce grał filigranowy Thomas Hassler.