Zawodnicy Lecha nie kryli rozgoryczenia i rozczarowania po spotkaniu z Legią. Doprowadzili do remisu w 90. minucie gry, a na koniec i tak musieli pogodzić się z porażką przez nieprawidłowo zdobytego gola. Na ewidentnym spalonym był bowiem Kasper Hamalainen. - Sędzia teraz mówi, że przeprasza i płacze, że podjął taką decyzję. Już któryś raz to się jednak zdarza. Jagiellonia też tutaj przyjechała i dostała karnego w 95. minucie - mówił Makuszewski. W końcówce meczu na boisku zrobiło się bardzo nerwowo. Lechici chcieli szybko rozpocząć grę po strzelonym golu, ale legioniści nie zamierzali oddać im piłki. Na murawie doszło do gigantycznej szarpaniny, w której głową rolę odegrał.... Jasmin Burić. Rezerwowy bramkarz Lecha ostro nawrzucał Arkadiuszowi Malarzowi i dostał czerwoną kartkę. - Arek nie może Dawida Kownackiego dusić w bramce. Dostał za to tylko żółta kartkę, a był pierwszy do bitki. Myślę, że tam jeszcze sporo legionistów w tym uczestniczyło. My dostaliśmy chyba z trzy żółte kartki i czerwoną dla Buricia, a oni dostali tylko po żółtej i wszystko jest ok - mówił rozgoryczony Makuszewski. Dzięki wygranej Legia opuściła strefę spadkową i zrównała się punktami z Lechem. - Jesteśmy rozczarowani, bo gonimy całe spotkanie, strzelamy bramkę w 90. minucie, a na koniec sędziowie w taki sposób kończą mecz. Człowiek jest zmęczony i rozczarowany tym, co się wydarzyło - przyznał Makuszewski.