13 kwietnia UEFA wyprowadziła cios, po którym Lech długo nie mógł się pozbierać. Rano, dziesięć godziny przed spotkaniem ćwierćfinału Ligi Konferencji z Fiorentiną, do klubu wpłynęła informacja, że Bartosz Salamon zostaje zawieszony na trzy miesiące. To pokłosie pozytywnego wyniku kontroli antydopingowej po rewanżowym meczu poprzedniej rundy z Djurgårdens IF w Sztokholmie - w organizmie doświadczonego obrońcy wykryto bowiem chlortalidon, zakazany środek służący do maskowania stosowania dopingu. Wyniki przyszły znacznie wcześniej, ale UEFA nie zareagowała od razu, pozwoliła Salamonowi grać w lidze i trenować. W końcu jednak powiedziała: stop. Lech czekał 7,5 miesiąca na werdykt UEFA. Salamon nie mógł trenować przy Bułgarskiej W lipcu zawieszenie piłkarza przedłużono, w jego imieniu występowała wynajęta przez klub szwajcarska kancelaria, specjalizująca się w tego typu sprawach. W najgorszej sytuacji Salamon mógłby zostać zdyskwalifikowany nawet na cztery lata, co dla niego praktycznie oznaczałoby zakończenie kariery. Sprawa wciąż jednak znajdowała się w zawieszeniu, aż w październiku coś drgnęło - piłkarz został zaproszony na przesłuchanie. Już wtedy w Lechu spodziewali się, że wyrok będzie niższy, co najwyżej roczny. Wyniki były bowiem przekroczone nieznacznie, to świadczyło na korzyść Salamona. Aż wreszcie 24 listopada UEFA orzekła: Salamon będzie mógł wrócić do gry po 13 grudnia. Dla Lecha to o tyle istotne, że do 24 listopada 32-letni piłkarz nie mógł nawet trenować z zespołem - przez 7,5 miesiąca. Wrócił więc do zespołu, ale sam wcześniej dbał o to, by być przygotowanym. Miał specjalną rozpiskę, często przebywał we Włoszech, odbywał po 10 treningów w tygodniu. Najprawdopodobniej będzie mógł jeszcze pomóc Lechowi w ostatnim spotkaniu w tym roku w Radomiu - w sobotę wieczorem. No i zacznie normalne przygotowania do wiosny. John van den Brom zaskoczony wynikami testów. Salamon lepszy... niż przed zawieszeniem - Jest gotowy, może grać. Nie wiem, czy przez 90 minut, bo jednak był poza drużyną przez siedem miesięcy. Zrobił jednak świetną robotę, co wcale nie było łatwe - mówi trener Lecha John van den Brom. Aby sprawdzić dyspozycję piłkarza, Lech przeprowadził specjalne testy fizyczne - miały pokazać, jak 32-latek wygląda na tle reszty drużyny. I porównać je do badań z czasów, gdy jeszcze grał. Trener Lecha nie ukrywa, że dla niego istotne jest to, że akurat na czas końca karencji Salamon nie musi leczyć żadnej kontuzji. - Mógł pracować, widać, że wykonał ciężką robotę. Teraz w zespole grał w małych i dużych gierkach, uczestniczył w ciężkich treningach i wszystko jest w porządku - nie ukrywa van den Brom. I dodaje: - Jest silny i doświadczony. Był długo zawieszony, w jego opinii niesłusznie, ale mentalnie wrócił silniejszy. Długo czekaliśmy na ten moment. On nie ma 18 lat, grał w dużych ligach, może tego doświadczenia użyć dla siebie i pomóc też nam. Długo czekaliśmy na tę chwilę. Holenderski szkoleniowiec zasugerował, że Salamon znajdzie się w kadrze na spotkanie z Radomiakiem. Duet środkowych obrońców tworzyli w ostatnim czasie głównie Miha Blažič i Antonio Milić, a kontuzję leczył Filip Dagerstål. Lech w tabeli Ekstraklasy jest trzeci - traci sześć punktów do Śląska Wrocław i pięć punktów do Jagiellonii Białystok. W sobotę rozegra ostatni mecz w tym roku - o godz. 20 zagra w Radomiu z Radomiakiem.