Polskim klubom w ostatnich latach "udawało się" odpaść w starciach z zespołami, które we wszelkich rankingach są bardzo daleko. Były więc wpadki z Levadią Tallinn, Żalgirisem Wilno, Irtyszem Pawłodar czy Karabachem Agdam. Cudem zremisowany przez Legię pojedynek z St. Patrick’s Athletic pokazuje, że nawet nasze najlepsze kluby wciąż stać na przykre dla kibiców niespodzianki. Lech także ma w swoim dorobku pucharowe kompromitacje i to już za kadencji trenera Mariusza Rumaka. Szkoleniowiec Lecha ostatnio spokojnie pracował, ale o swoją posadę teraz musi już walczyć. W rundzie wiosennej sprawę ewentualnego zwolnienia Rumaka media podnosiły kilkakrotnie. Mówiło się o tym po klęsce 1-5 w Szczecinie, później po bolesnej wpadce z Widzewem (2-2), wreszcie po golu Mateusza Możdżenia z 96. minuty w spotkaniu z Podbeskidziem (2-1). Wtedy Rumak pobiegł na środek boiska by podziękować swojemu zawodnikowi, który zresztą dwa tygodnie temu pożegnał się z "Kolejorzem". Władze Lecha, z wiceprezesem Piotrem Rutkowskim na czele, wytrzymały ciśnienie i pozostawiły trenera. W stolicy Wielkopolski szkoleniowcy od lat cieszą się dużym zaufaniem, decyzje nie są podejmowane pod wpływem nerwów. Rumak przed poprzednim sezonem dostał zadanie zakwalifikowania zespołu do europejskich pucharów i je wykonał. Wczesną wiosną usłyszał jednak nowy cel: oprócz samej kwalifikacji do pucharów, drużyna ma latem awansować do fazy grupowej Ligi Europejskiej. Jeśli znów odpadnie w kompromitującym stylu, jego los będzie przesądzony. Oczywiście inaczej może stać się wówczas, gdy np. w czwartej rundzie eliminacji "Kolejorz" pechowo wpadnie na mocny, nierozstawiony zespół (np. St. Etienne, Dynamo Moskwa, FK Krasnodar) i przegra po walce. Przez ostatnie dwie wpadki - porażki w trzeciej rundzie kwalifikacji z AIK Solna i Żalgirisem Wilno - poznaniacy stracili sporo punktów w europejskim rankingu. Gdyby rok temu przeszli Litwinów, a później jeszcze jednego rywala (byliby rozstawieni w losowaniu), to w fazie grupowej znaleźliby się w drugim koszyku. Teraz mogą tylko o tym pomarzyć, choć jeśli przejdą Nomme Kalju i kolejnego potencjalnie słabszego rywala (losowanie w piątek), to w czwartej rundzie kwalifikacji też będą rozstawieni. Lechowi nie liczą się już jednak punkty z sezonu 2008/09, gdy awansował do 1/16 finału Pucharu UEFA (odpadł z Udinese Calcio), a za rok straci ważność dorobek z sezonu 2010/11, gdy zespół prowadzony przez Jacka Zielińskiego i Jose Mari Bakero odpadł na tym samym poziomie Ligi Europejskiej (z późniejszym finalistą Sportingiem Braga). Poznaniacy muszą więc dojść przynajmniej do fazy grupowej, aby zachować punkty w rankingu na przyzwoitym poziomie, który da im rozstawienia także w kolejnych latach. Aby nie powtórzyły się przypadku z poprzednich lat, Rumak zmienił system przygotowania drużyny do sezonu. Nacisk na przygotowanie fizyczne zawodników został położony w okresie zimowym, gdy piłkarze przebywali na dwóch zgrupowaniach. Latem nie pracowali już tak ciężko, by nie stracić świeżości. Być może dzięki temu udało się też uniknąć wielu kontuzji, bo rok temu sytuacja z urazami była bardzo nieciekawa. W Estonii zabraknie tylko trzech zawodników (Kebby Cessaya, Łukasza Teodorczyka i Barry’ego Douglasa), ale w kolejnej rundzie dwaj ostatni powinni być już do dyspozycji szkoleniowca. Zresztą Teodorczyk i tak nie mógłby wystąpić w Tallinnie, bo musi pauzować za czerwoną kartkę otrzymaną po zakończeniu drugiego starcia z Żalgirisem. Lech w Estonii będzie zdecydowanym faworytem, ale nie może powtórzyć błędu Legii z meczu z St. Patrick’s Athletic i zlekceważyć rywala. O lekceważeniu i niedocenieniu mówił pięć lat temu trener Levadii Tallinn Igor Prins, gdy jego zespół w drugiej rundzie kwalifikacji Ligi Mistrzów ograł krakowską Wisłę (1-1 w Sosnowcu i 1-0 w Estonii). Teraz Prins jest... szkoleniowcem Nomme Kalju. Początek meczu w Tallinnie - o godz. 18 polskiego czasu. Andrzej Grupa