<a href="http://wyniki.interia.pl/rozgrywki-P-liga-mistrzow-3-runda-kwalifikacji,cid,636,rid,2626,sort,I">Zobacz szczegóły z el. do Ligi Mistrzów!</a> W całej historii Pucharu Europy Mistrzów Krajowych i Ligi Mistrzów tylko raz zdarzyło się, by zespół, który przegrał w takim stosunku pierwszy mecz na swoim stadionie, zdołał awansować dalej. Stało się to dziełem Ajaksu Amsterdam ponad 46 lat temu - Holendrzy dzięki geniuszowi Johanna Cruyffa odrobili straty na Stadionie Światła w Lizbonie, wygrali 3-1 i doprowadzili do trzeciego spotkania, w którym też okazali się lepsi (3-0 po dogrywce). W Pucharze UEFA takich sytuacji było więcej, choćby w 1986 r., gdy faworyt KSC Karlsruhe wygrał w Kopenhadze z Broendby 3-1 i... przegrał rewanż u siebie 0-5. Cuda w piłce są więc możliwe, choć w obozie Lecha trudno znaleźć optymistów. Kapitan zespołu Łukasz Trałka mówił, że o wszystkim przesądziły zbyt łatwo stracone bramki. - Na takim poziomie, jeśli chcemy grać w Lidze Mistrzów, to nie może być mowy o takich błędach. Pierwszy gol dla Basel to brak naszej reakcji na piłkę lecącą w bramkę, później dwa kolejne... Z rywalami w lidze ciężko by się grało po takich błędach, a co dopiero mówić o FC Basel. Mieliśmy swoje szanse, szkoda tej sytuacji Denisa, bo gol otworzyłby wynik i mecz mógłby się inaczej potoczyć - mówił Trałka. - Nie mam zamiaru płakać i marudzić. Walczymy dalej, choć zdajemy sobie sprawę, że ten wynik praktycznie zamyka nam dalszą drogę w Lidze Mistrzów - dzielił się wrażeniami. Zdaniem kapitana mistrzów Polski między tymi zespołami nie było tak wielkiej różnicy, na jaką wskazywałby końcowy wynik. - Dopiero później, gdy graliśmy w dziesięciu, uzyskali przewagę. Powtórzę raz jeszcze: na tym poziomie podobne błędy muszą skończyć się golami. A my pierwszą połowę graliśmy tak jak chcieliśmy, czekaliśmy na ich pomyłkę i szukaliśmy kontrataków. Basel, oprócz sytuacji po rzucie rożnym, nie miało niczego innego, my zaś wyprowadziliśmy kilka niezłych ataków, w których często brakowało jednak dobrego ostatniego podania: było na plecy albo za wczesne. Druga połowa nie ułożyła się już tak, jak to zakładaliśmy - powiedział Trałka. Czy w szatni lechitów było można odczuć po meczu wielki zawód i rozczarowanie? - Każdy przeżywa mecz na swój sposób, ale nie jest to prosta sytuacja. Zapewniam, że nie pojedziemy do Bazylei się położyć - kończy Trałka. Drugie spotkanie w Szwajcarii odbędzie się w środę 5 sierpnia o godz. 20.15. Wcześniej, już w sobotę, Lech zagra w Krakowie z Wisłą. Andrzej Grupa