To właśnie przed spotkaniem w Liege Tomasz Rząsa w TVP Sport stwierdził istotną rzecz, z którą można się zgodzić (Lech uczy się grania co trzy dni i jeśli byłaby taka tendencja, że gralibyśmy co roku co trzy dni, to ci piłkarze by się tego nauczyli), ale też i wypowiedział takie zdania, które wywołały duże zdziwienie. To "generalnie kadra jest wystarczająco szeroka. Jeśli nie mielibyśmy urazów albo przypadków COVID, to trener miałby wielu zawodników do dyspozycji" czy "(...)dajemy sobie radę na trzech frontach". Przypadki koronawirusa były w kadrze Lecha dwa i nie wpłynęły jakoś poważnie na możliwości manewrów trenera, zaś dłuższa kontuzja, bo odnowiona, z istotnych graczy, dopadła zasadniczo jedynie Jakuba Kamińskiego. Drobne problemy mieli też Pedro Tiba i - co nikogo nie dziwi - Thomas Rogne. Nie one jednak spowodowały, że w czwartek w Lizbonie Żuraw dokonał czterech kluczowych zmian. Żuraw musiał wybierać - postawił na Gdańsk Czy więc Dariusz Żuraw "odleciał", zlekceważył Ligę Europy i prestiżowe starcie z wielką Benficą? Nie - racjonalnie założył, że jego zespół ma niewielkie szanse na zwycięstwo, które i tak nie dałoby awansu, bo na cud trzeba byłoby jeszcze liczyć w ostatniej kolejce. Żuraw codziennie widzi swój zespół, wie jak się prezentuje od jakiegoś czasu i doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że dwa, trzy miesiące temu Lech grał po prostu inaczej. Piłkarze nie byli zmęczeni, cieszyli się grą, w świetnym stylu wygrywali w Szwecji, na Cyprze czy w Belgii. Ale to się skończyło - przemęczony zespół nie był w stanie grać już co trzy dni, zaczął zawodzić nie tylko w lidze, ale i w pucharach. Trzy kolejne prestiżowe mecze z kluczowymi bramkami straconymi w doliczonym czasie sprawiły, że Żuraw znalazł się w bardzo trudnej sytuacji. Musiał wybierać - wypuścić najlepszych swoich zawodników na spotkanie z Lechią czy oszczędzać ich na Benficę. Gdyby wystawił ich i tu, i tu - poległby prawdopodobnie w obu przypadkach. Podjął, dla mnie, racjonalną decyzję - mecz z Lechią był dla Lecha z gatunku "zachować szansę na awans do pucharów". Można się śmiać, pytać: po co chcecie do tych pucharów, skoro na najbardziej prestiżowy mecz wystawiacie rezerwy? A Lech odpowie: po to, że zarobiliśmy już w tej Lidze Europy 10 milionów euro, które pozwolą nam spokojnie żyć w czasie pandemii i zbudować lepszy skład na następny sezon. Gdyby Lech przegrał w Gdańsku, jego strata do Rakowa wynosiłaby już 14 punktów, a do Legii - 13. O mistrzostwie mógłby już zapomnieć, problemem stałaby się walka o miejsce w pucharach, bo ścisk w tabeli za tym duetem jest spory. Żuraw wiedział, że to dla niego najważniejsze spotkanie w tym czasie. Trzy punkty w Gdańsku, w perspektywie dni domowe spotkania z Podbeskidziem, Pogonią i Wisłą Kraków oraz jedyny wyjazd do Mielca - to pozwala mu myśleć o zachowaniu niewielkiej straty do czołówki. Nie dziwię się, że w poniedziałek przeciwko Lechii wystawił wszystkie swoje gwiazdy, niecałą godzinę dostał też Jakub Kamiński, dla którego było to pierwsze spotkanie po wyleczeniu urazu. Oszczędzany był jedynie Tymoteusz Puchacz, który w Liege wyglądał tak, jakby miał paść z wyczerpania. Udało się w Gdańsku wygrać, cel został zrealizowany. Przypłacony co prawda drobnym urazem Pedra Tiby i skurczami w końcówce Mikaela Ishaka, ale jednak - zrealizowany. Co więc zrobił Żuraw trzy dni później, że został tak mocno skrytykowany? No więc wstawił czterech zawodników wybitnie rezerwowych do pierwszego składu, rozłożył środek pola, pozbawił drużynę atutów w ofensywie. To prawda, ale czy przecież dyrektor Rząsa nie mówił, że kadra jest szeroka, a drużyna gotowa do gry na trzech frontach? Tak było we Florencji, wtedy się udało Lech zrobił podobnie pięć lat temu, gdy mierzył się w Lidze Europy z Fiorentiną. Ówczesny trener Jan Urban dokonał we Włoszech jeszcze większej rewolucji, zostawił poza składem Arajuuriego, Douglasa, Hamalainena, Linettego, Pawłowskiego czy Jevticia, a zadanie przeciwstawienia się liderowi Serie A powierzył Formelli, Holmanowi czy Thomalli. Ktoś jeszcze pamięta, co ten tercet prezentował? Liderem defensywy był schodzący już z pokładu Dariusz Dudka, który w innych sytuacjach rzadko łapał się do kadry meczowej, a tu miał zatrzymywać Maria Suareza, Ante Rebicia, Matiasa Fernandeza czy Khoumę Babacara. I ten "rezerwowy" Lech wygrał wtedy z "nieco mniej rezerwową" Fiorentiną na jej stadionie 2-1, co do dziś pozostaje jedynym polskim klubowym triumfem w Italii. Może tak samo myślał teraz Żuraw - dam szansę rezerwowym, jeśli długo utrzymają 0-0, to po wejściu Ishak, Ramirez czy Moder coś zrobią? Być może, Gajos z Kownackim pięć lat temu tak zrobili. Trener Lecha dokonał czterech istotnych zmian: Dejewski zastąpił Thomasa Rogne, który, gdy gra zbyt często, to ma problemy z urazami mięśniowymi, Muhar Modera, Awwad Ramireza, a Kaczarawa Ishaka. Wstawienia Marchwińskiego nie liczę, bo Tiby i tak w Lizbonie nie było, a Marchwiński grał w każdym meczu grupowym, teraz zaś po raz trzeci od początku. Czy zmęczeni po meczu w Gdańsku Ramirez i Moder oraz poobijany Ishak coś by zmienili? Nie sądzę. Trener Benfiki Jorge Jesus potraktował to spotkanie wyjątkowo poważnie, bo chciał mieć klarowną sytuację przed ostatnią kolejką i wyprawą do Belgii. Postawił nawet od początku na Darwina Nuneza, a w trakcie meczu na Juliana Weigla i Pedrinho. Dwaj pierwsi ledwie co skończyli kwarantannę po koronawirusie i mieli jeszcze odpoczywać, a trzeci zagrał pierwszy raz po kontuzji. Z tym rywalem, w takim jego składzie - na swoim stadionie! - Lech także stracił cztery bramki. I to wtedy, gdy prezentował się dużo lepiej. Tak, w Poznaniu mógł przy odrobinie szczęścia zremisować, ale jednak przegrał. Liczy się efekt końcowy, prawda? Tylko zwycięstwo dawało poznaniakom szansę na prześcignięcie Benfiki, ale ta i tak za tydzień musiałaby przegrać w Liege. Brzmi tak nieprawdopodobnie, że aż śmiesznie. Ranking UEFA dla Lecha? Ten poprawi się tylko w przypadku odniesienia zwycięstwa lub dwóch remisów w ostatnich dwóch meczach, bo Lech poważnie zawalił sprawę w Liege. Zdecydowanie większą szansę niż w Lizbonie "Kolejorz" będzie miał w czwartek w meczu z Rangersami, którzy są pewni awansu i mogą już ogrywać rezerwy. Zabrakło szerokiej kadry - ktoś inny, nie Żuraw, powinien się tłumaczyć Rozumiem więc decyzję Dariusza Żurawia, który - może nieświadomie - uderzył nią w dyrektora Tomasza Rząsę. Lech nie był kadrowo przygotowany na grę w fazie grupowej. Ma trzech klasowych środkowych pomocników, dwóch przyzwoitych stoperów, bo trudno za takiego uważać Crnomarkovicia. Nie jest gotowy do gry co trzy, cztery dni, bo rotowanie wiąże się ze zbyt dużą obniżką jakości sportowej drużyny. Spory zjazd z formą zaliczyli Jakub Moder i Tymoteusz Puchacz, problemy mięśniowe dopadły Jakuba Kamińskiego, ale czy to dziwi? Puchacz, wliczając pięć spotkań reprezentacji młodzieżowej, rozegrał od połowy sierpnia 2004 minuty w meczach w Polsce, Estonii, Serbii, Belgii, Szwecji, na Cyprze, w Szkocji i Portugalii. Moder - niecałe sto mniej. Ich 21-letnie organizmy nie są gotowe na takie obciążenia, bo nigdy tego nie przechodziły. Może za rok, już w innych klubach, będzie wyglądało to lepiej niż teraz. Pewnie sytuacja wyglądałaby inaczej, gdyby szefowie Lecha ściągnęli jednak na początku października Petara Brleka, gdyby już wtedy, nie dopiero teraz, przekonali Banik Ostrawa do sprzedaży stopera Patrizia Stronatiego. Nie zrobili tego, Żuraw musi się męczyć i mierzyć z krytyką. A także z tym, jak rotować składem, by w ciągu kolejnych 14 dni, od dziś do 19 grudnia, ugrać ile się da w pięciu kolejnych spotkaniach. Mogę mu tylko tego współczuć. Zobacz wyniki, terminarz i tabelę PKO BP Ekstraklasy Zobacz wyniki, terminarz i tabelę grupy D Ligi Europy Andrzej Grupa