Ten sensowny plan wzmocnień Lech Poznań nakreślił dopiero teraz, bo dopiero teraz miał na to odpowiednie środki - fortunę, jaką zbił na transferach swych wychowanków we wrześniu i październiku oraz grze w europejskich pucharach. To przeszło 100 mln zł, pieniądze nie tak często widywane w kasie polskich klubów.One otworzyły przed Kolejorzem spore możliwości transferowe, których - tu akurat wice... przepraszam, prezes Piotr Rutkowski ma rację - wcześniej nie było. <a href="https://sport.interia.pl/klub-lech-poznan/news-lech-poznan-trener-dariusz-zuraw-o-transferach-czlowiek-mysl,nId,5014646">Stąd wcześniejsze transfery graczy takich jak Djordje Crnomarković czy Karlo Muhar, teraz oddawanych na wypożyczenie</a>. Graczy nazywanych w Lechu "niegotowymi" i "na tamte czasy", w odróżnieniu od obecnych, którzy mają być gotowi i na czasy oraz wyzwania obecne. I właśnie o te możliwości, o te pieniądze i te wyzwania rozbija się sprawa. <a href="https://sport.interia.pl/klub-lech-poznan/news-lech-poznan-radoslaw-murawski-podpisal-kontrakt-z-kolejorzem,nId,5014926">Gdy ogłosiliśmy w czwartek wieczorem przyście do Lecha pomocnika Radosława Murawskiego</a>, opinie kibiców kształtowały się najczęściej w taki sposób: "Super transfer, świetny zawodnik, bardzo dobry ruch, ale jego przyjście dopiero w lipcu jest bez sensu". Bez sensu dlatego, że w przeddzień rozpoczęcia walki o odrabianie poważnych strat w Ekstraklasie poznański zespół zostaje jednak bez wzmocnienia w tej części boiska. Bez kogoś, kto może zastąpić Jakuba Modera, sprzedanego za rekordowe 11 mln euro do Brighton. Wygląda to zatem tak, że Lech zarobił mnóstwo pieniędzy, a luki nie uzupełnił. Pozostaje mu walczyć o przyjście Radosława Murawskiego w lutym, może Turcy się namyślą i zdecydują sprzedać piłkarza, którego mieć będą tylko przez pół roku. Może, ale to mało prawdopodobne, przynajmniej dopóki Denizlispor walczy o pozostanie w tureckiej Superlidze. Co można było zrobić z Radosławem Murawskim? W przypadku tego transferu niewiele więcej można było zrobić, skoro klub z Turcji nie zamierzał sprzedawać gracza na żadnym etapie rozmów z Lechem, zresztą nie zamierza go sprzedawać nadal. Trudno nawet określić, jaka kwota skłoniłaby Turków do zmiany zdania, bo żadnej nie podjęli. Deklaracje Kolejorza, że byłby w stanie zapłacić powyżej pół miliona euro, a nawet milion brzmią jak czcze obietnice, bo klub z Poznania nigdy takich sum nie płacił. Raczej szukał okazji typu wygasający za pół roku kontrakt, tak jak to ma miejsce w tym wypadku. Pamiętajmy jednak, że tym razem po raz pierwszy od lat Lech takie pieniądze miał. I niewykluczone, że tym razem zapłaciłby słono, gdyby Denizlispor siadło do stołu. Prawdopodobnie jednak już się tego nie dowiemy. Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie <a href="http://www.sport.interia.pl/?utm_source=testlinkow&utm_medium=testlinkow&utm_campaign=testlinkow" target="_blank">Sprawdź!</a> Turcy do stołu nie siedli i w wypadku tego piłkarza innej opcji jak podpisanie z nim umowy o lipca (z perspektywą naciskania teraz na Turków) nie było. 1 lipca może to być istotnie świetne wzmocnienie, bowiem sama idea transferu takiego zawodnika oceniana jest w Poznaniu raczej zgodnie pozytywnie. Na teraz jednak, bo w lipcu Lech może wyglądać już zupełnie inaczej - może bez Tymoteusza Puchacza, może bez Jakuba Kamińskiego, może bez miejsca w europejskich pucharach. To całkiem możliwe. Lech Poznań i jego idea transferów Słowem, Lech na bazie sporych pieniędzy, które miał, stworzył dość ciekawy plan zimowych wzmocnień. <a href="https://sport.interia.pl/klub-lech-poznan/news-lech-poznan-wzmocnil-swoja-obrone-duze-wydarzenie-bartosz-sa,nId,4976572">Bartosz Salamon do środka obrony - prawdopodobnie doskonały pomysł.</a> Prawdopodobnie, bo nie wiemy tego na pewno przed wznowieniem ligi. Radosław Murawski - podobnie. Mówimy o zakusach Kolejorza na doświadczonych polskich graczy, a tacy właśnie zawodnicy stanowią priorytet poszukiwań na rynku, przed mniej znanymi cudzoziemcami.Lech zatem plan stworzył, ale nie jest w stanie zrealizować go w pełni. Pełną realizację musi przesuwać w czasie, czego kibice ścierpieć nie mogą. Przesuwanie w czasie stało się bowiem zbyt częste w najnowszych dziejach Lecha, a oczekiwanie na skonsumowanie wszelkich planów, koncepcji, zarabianych pieniędzy i szkolonych wzorowo wychowanków to chleb codzienny jego fanów.Kolejorz jest klubem, który wciąż nie działa w czasie rzeczywistym. Tworzy plany na przyszłość, nawet ciekawe, a jednocześnie ucieka mu teraźniejszość. W tym sezonie może być podobnie, a brak Radosława Murawskiego już teraz w szeregach drużyny to ryzyko zwiększa. Oto bowiem poznański klub miał wszelkie narzędzia, by zbudować zespół zwycięski, a do pierwszego meczu w 2021 roku przystąpi z dziewiątej pozycji, z dwunastoma punktami straty do warszawskiej Legii, która w ogóle dała sobie spokój ze wzmocnieniami. To sytuacja kuriozalna, ale w takich kuriozalnych sytuacjach Poznań obraca się od lat. Lech sporo może, mało albo nic nie osiąga. I w tym kontekście fakt, że Radosław Murawski jest świetnym pomysłem na wzmocnienie drużyny jeszcze tę kuriozalność pogłębia. Bo co z tego, że świetny, skoro go nie ma - tak jak punktów na koncie Poznańskiej Lokomotywy.