Korespondencja z Azerbejdżanu Piąty raz Lech Poznań szturmował Ligę Mistrzów, a trzeci w tym stuleciu. Dotychczas zawsze się od tych rozgrywek odbijał, a niepowodzenia w walce o prestiżową i dochodową Ligę Mistrzów zmuszały następnie Kolejorza do weryfikacji planów finansowych. Tak było w latach dziewięćdziesiątych, tak było w 2011 i 2016 roku. Nigdy nie udało mu się wyjść obronną ręką z tej najtrudniejszej dla polskich zespołów kampanii. A przecież Karabach Agdam był najtrudniejszym przeciwnikiem, jakiego Lech trafił na tym wczesnym etapie eliminacji Ligi Mistrzów. Nigdy nie miał aż tak pod górkę. Pozbawiony trzech piłkarzy, mimo iż oszczędzał się kadrowo w sobotnim starciu o Superpuchar, bronił jednobramkowej przewagi z Polski przed zdeterminowanym Karabachem, w którego zespole poważna była strata Gary Garajewa. Poważniejsza niż braki Kolejorza. Czy z racji jego absencji, czy konieczności odrabiania strat trener Gurban Gurbanow zmienił ustawienie na rzadziej używane 1-4-3-3. Bardzo ofensywne. CZYTAJ TAKŻE: Fala upałów w Polsce z pomocą dla Lecha Poznań Rekordowo szybki gol Lecha Poznań w Baku Ofensywne, ale to nie Karabach, ale Lech potrzebował zaledwie 19 sekund, aby zdobyć bramkę na stadionie Tofika Bachramowa. Bohaterem tej akcji był tak niedoceniany i krytykowany w poprzednim sezonie Kristoffer Velde - jeden z tych najwyższych transferów Kolejorza, które wydawały się nietrafione. U Johna van den Broma norweski piłkarz szybko znalazł jednak miejsce w składzie. Jego wyjście w podstawowej jedenastce w pierwszym meczu przy Bułgarskiej było sensacją. Wtedy wydawało się, że holenderski szkoleniowiec przesadził, bo Velde nie grał dobrze, ale w Baku pokazał swoje możliwości już w pełni. To Velde wykorzystał ten pierwszy błąd Azerów, stratę przez nich piłki. Pobiegł i uderzył tak, że piłka odbiła się od poprzeczki i w duchu Tofika Bachramowa spadła na linię bramkową. Tym razem jednak bez wątpienia odbiła się za nią i Lech prowadził po najszybszym golu w dziejach swych występów w europejskich pucharach. Szok! Sensacja! Azerowie na trybunach złapali się za głowy, bo wydawało im się niepojęte, że oto ich pupile stracili dwa kolejne gola z Polakami jako zdecydowany faworyt. Ryknął doping, korzystający z faktu, że na początku meczu fanów Lecha jeszcze nie było i pod wpływem tej fali emocji Karabach ruszył do natarcia. Zrobiło się piekło. CZYTAJ TAKŻE: Lech Poznań zagrał z rywalem z miasta, które nie istnieje! Furia ataków Azerów splotła się bowiem z chaosem w poznańskiej obronie, gdzie gracze Lecha bili na oślep i nie trafiali w piłkę. Trwało to przez jakiś czas i w zasadzie już wtedy lechici mogli stracić wyrównującego gola. Stracili w 14. minucie, gdy puściła asekuracja, Radosław Murawski stworzył lukę i brazylijski as kaukaskiej drużyny Kady Borges uderzył z pola karnego w sposób zaskakujący dla Kolejorza i jego bramkarza. To podziałało na Azerów uspokajająco, jakby w tej chwili zaspokoili swą złość i upewnili się, że to oni rozdają karty i dyktują warunki, a nie Lech. Oni - niedawni uczestnicy Ligi Mistrzów, a faz grupowych wszystkich europejskich pucharów - nieprzerwanie od ośmiu lat. Nieprzypadkowo odnowione ściany stadionu Bachramowa zdobią komiksowe graffiti pokazujące różne chwile chwały Karabachu i starcia z wielkimi klubami Europy. Jest na ścianie nawet Robert Lewandowski, tyle że w barwach Borussii Dortmund, a nie Lecha, dla którego strzelił debiutanckiego gola właśnie tutaj, na tym stadionie, w meczu z Chazarem Lenkoran w 2008 roku. Lech Poznań traci drugiego gola. Co za błąd! Karabach Agdam bardzo podostrzył grę. Weźcie Elwina Jafargulijewa w Kristoffera Velde mroziło krew, ale angielski sędzia nie pokazał kartki, nawet żółtej. Nie zagwizdał także rzutu karnego dla mistrzów Polski za popchnięcie przez kolumbijskiego obrońcę Kevina Medinę także niesamowitego Velde, który grał jak nigdy! Karabach drugiego gola zdobył na dodatek po koszmarnym błędzie lechitów, którzy wpuścili jego graczy w pole karne jak lisa do kurnika. Richard Almeida uderzył z dystansu i strzał Brazylijczyka z azerbejdżańskim paszportem pewnie nie zagroziłby bramce Lecha, gdyby bramkarz Artur Rudko nie wyszedł do tej piłki i nie odbił jej wprost pod nogi rywali. Filip Ozobić dobijał ją do pustej już bramki, a kibice Lecha zaczęli rozpaczać, że do bramkarzy ich klub nie ma szczęścia. Karabach miał straty z Poznania odrobione i nacierał dalej. CZYTAJ TEŻ: Karabach - Lech. Wstydliwy rekord: polski klub nigdy nie odpadł tak wcześnie w walce o Ligę Mistrzów Karabach - Lech. Kolejne ciosy Początek drugiej połowy pokazał, że Artur Rudko ten mecz Lechowi zawali. Przy rzucie wolnym dla rywali odbił piłkę uderzoną przez Marokańczyka Abdellaha Zoubira, ale znów tak, że trafiła pod nogi rywali. Kolumbijczyk Medina bez trudu zdobył gola na 3-1, gola dobijającego, zwłaszcza że w takich okolicznościach. Dodajmy, że z pozycji spalonej. Mieliśmy więc trzy stracone przez Kolejorza gole, przy których bramkarz zawalił dwa. A miał wzmocnić tę pozycję, z obsadą tak krytykowaną przez obserwatorów w zeszłym sezonie i heroicznie bronioną przez Lecha. Z tak wypluwającym piłki bramkarzem Lech nie miał czego szukać na Kaukazie. CZYTAJ TAKŻE: Rywal Lecha Poznań powstał właśnie po to, by wymieniać jego nazwę w pewnym kontekście Gracze Lecha nadal jednak dopuszczali do sytuacji, w której Azerowie mieli rzuty wolne z 18-25 metrów. Wtedy kaukaska publika chwytała za telefony, bo wiedzieli, że może paść kolejny gol. Zagrożenie jest ogromne, bo poznański bramkarz gra niepewnie. Każdy, od lat. Ofensywne zmiany trenera van den Broma niewiele dały. Wjazdy Brazylijczyka Kady Borgesa w pole karne przypominał nieco akcję w hokeju na lodzie i przyniósł gospodarzom czwartą bramkę. Po chwili Rudko obronił w kapitalnej okazji Karabachu na piątą, ale ta i tak padła. Rezerwowy Abbas Husejnow był kolejnym zawodnikiem, który strzelał do Lecha jak w kaczy kuper. Walka o Ligę Mistrzów zmieniła się w koszmar i jedną z największych klęsk Lecha i polskiej drużyny w dziejach. Mecz, który kończył się w sposób żałosny, wybijanką piłki, by uniknąć wyższej porażki. CZYTAJ TEŻ: Debiut? Podtrucie? Tych batów Lecha z Karabachem nic nie tłumaczy Awansu do Ligi Mistrzów nie będzie. Mistrz Polski kończy na pierwszej rundzie. Teraz o Ligę Konferencji powalczy z przegranym z rywalizacji Slovan Bratysława - Dinamo Batumi (pierwszy mecz 0-0). CZYTAJ TEŻ: Po klęsce Lecha z Karabachem, właściciel Rakowa wskazał przyczynę Karabach Agdam - Lech Poznań 5-1 (2-1) Bramki: 0-1 Velde (19. sekunda), 1-1 Kady (14.), 2-1 Ozobić (42.), 3-1 Medina (57.), 4-1 Kady (74.), 5-1 Husejnow (77.) KARABACH: Magomedalijew - Vesović (76. Husejnow), Miedwiediew, Medina Ż, Jafargulijew (75. Bajramow) - Janković (83. Ibrahimi), Ozobić (76. Owusu), Richard Ż - Kady, Zoubir, Wadji (66. Szejdajew) LECH: Rudko - Pereira, Šatka, Milić, Rebocho (86. Douglas) - Velde, Karlström (86. Kwekweskiri), Murawski (86. Marchwiński), Skóraś (72. Citaiszwili) - Amaral (72. Szymczak) - Ishak Sędzia: Madley (Anglia) CZYTAJ TEŻ: Po meczu Karabach - Lech. John van den Brom: Lech z nikim nie powinien przegrywać 1-5 GRA NAWROTA czylli dość trudny quiz. Temat jest nietypowy