To dość znany schemat działania - władze Lecha Poznań milczą zanim czegoś nie osiągną, a następnie milczą, bo niczego nie osiągnęli. W efekcie wypowiedzi Piotra Rutkowskiego czy Karola Klimczaka mamy niezwykle mało. Z roku na rok - coraz mniej. Kiedyś zresztą Piotr Rutkowski powiedział, że chciałby wypowiadać się jak najrzadziej, tak jak prezesi klubów angielskich. Od tego ma Tomasza Rząsę, by on mówił o sprawach sportowych, a także szefów innych działów, by wypowiadali się w innych kwestiach. CZYTAJ TAKŻE: W Anglii nikt nie wie, kto jest prezesem jego klubu. Ważny jest dyrektor sportowy To jednak Piotr Rutkowski czy Karol Klimczak (zwłaszcza on) są postrzegani przez kibiców jako odpowiedzialni za wyniki Lecha niemal dwuosobowo. To oni trafiają na memy, są poddani krytyce, wzywani do odejścia itd. Nic dziwnego, że to ich wypowiedzi są pożądane, a media o tym wiedzą. Z czasem prezesi Kolejorza zorientowali się, że wypowiedzi do prasy, zwłaszcza obszerne wywiady, mogą stanowić ich kartę przetargową. Reglamentują je, traktują jako rodzaj nagrody czy dystrybucji znajdującej się w ich rękach. Jako insygnium władzy. O te rozmowy trzeba zabiegać, chodzić za nimi, prosić. A jeśli jest się niegrzecznym - można zapomnieć. CZYTAJ TAKŻE: Zła atmosfera wokół Lecha Poznań. Nawet to wywołuje awanturę Lech dobrze wie, że łatwiej wypowiedzieć mu się dla dziennikarzy centralnych, którym łatwiej zaimponować tym, jak klub jest zorganizowany. Bo jest zorganizowany znakomicie jako przedsiębiorstwo, znacznie słabiej jako klub piłkarski zorientowany na sport i wyniki, a nie biznes. Mistrzostwo w 2022 roku tego nie zmienia, okazuje się bowiem incydentalne. Więcej - pokazuje, że Lech jest w stanie osiągnąć naprawdę wiele, ale tylko wtedy gdy nie ma wyjścia, zostaje podstawiony pod ścianą i determinacja przychodzi z zewnątrz (stulecie klubu, wpływ Macieja Skorży). Sam z siebie jest niezdolny do tworzenia wielkich wyników, nie pod tą ręką. Lech Poznań imponuje, ale nie we własnym regionie Pozostaje imponować mediom, które nie żyją nim na co dzień i nie są do końca świadome tego, jak "świetnie zorganizowany klub" bardzo zawodzi oddanych mu kibiców. Jak gigantyczny ma wpływ na ich samopoczucie, nastroje, nawet na to jak potem zachowują się, pracują. Po prostu - na morale w Wielkopolsce. Przesada? Nie dla kogoś, kto wie, jak zjawisko lechizmu dotyka ludzi każdego wieku, każdej profesji i każdego światopoglądu w tej części kraju. W każdym razie Lech milczy, bo tym razem błyszczenie w centralnych mediach mu już nie pomoże. Wir kryzysu się rozkręcił i jedyne, co pozostaje poznańskiemu klubowi to... przeczekać zawieruchę. Robił tak wielokrotnie, licząc na to, że doraźna poprawa wyników natychmiast zmieni niestabilne nastroje w Wielkopolsce. CZYTAJ TAKŻE: Kibice Lecha Poznań załamani. "Oddajcie nam naszego Lecha!" I rzeczywiście najczęściej tak się dzieje. Burze cichną, krytyka ustaje, wspominane niegdyś przez Nenada Bjelicę wahadło emocji wychyla się w drugą stronę i to maksymalnie, aż po euforię. A zatem jeżeli Lech wyeliminuje Vikungur Reykjavik w rewanżu, wszystko wróci do normy - zakłada klub. Co więcej, koło ratunkowe Kolejorzowi rzuciła UEFA, która zorganizowała Ligę Konferencji - puchar europejski w pełnym tego słowa znaczeniu, a jednak łatwiejszy w obsłudze, przynajmniej dla mistrza kraju i w jego mistrzowskiej ścieżce. Tutaj naprawdę da się bez nadmiernego wysiłku wejść do fazy grupowej, o którą Lech i wiele innych polskich klubów zabiegały często bezskutecznie w wypadku Ligi Europy, nie mówiąc o Lidze Mistrzów. Zatem jest nadal całkiem realne, że Lech do fazy grupowej wejdzie. A wtedy wszystko będzie dobrze, prawda?