Lech zremisował we Wrocławiu ze Śląskiem 0-0 w pierwszym spotkaniu Lotto Ekstraklasy. Poznaniacy byli rozczarowani tym wynikiem, bo efektowna wygrana z Legią w spotkaniu o Superpuchar (4-1), dawała im spore nadzieje na sukces także we Wrocławiu. Tymczasem nie wykorzystali żadnej z czterech bardzo dobrych sytuacji. - Pierwsza kolejka to zawsze wielka niewiadoma dla każdej drużyny. W okresie przygotowawczym próbuje się różnych wariantów i ustawień, my zdecydowaliśmy się grą dwójką napastników i już w 2. minucie Marcin Robak był w znakomitej sytuacji. Właśnie w pierwszej połowie zasłużyliśmy na bramkę, druga była już bardziej wyrównana, ale przez większość czasu mecz kontrolowaliśmy. Uważam, że zagraliśmy nieźle i możemy żałować, że zabrakło bramki, bo sytuacje do tego były naprawdę dobre - komentował spotkanie Jan Urban. Zaskoczeniem w składzie jego drużyny było to, że nie wystąpił żaden z nowych piłkarzy, bo trudno takim nazwać wracającego z wypożyczenia Dariusza Formellę. Na ławce usiedli m.in. Lasse Nielsen (gol w Superpucharze) i Radosław Majewski (udział przy dwóch golach w Warszawie), zaś Maciej Makuszewski i Matusz Putnocky są kontuzjowani. - Wydaje mi się, że potrzebują czasu, by poznać naszą ekstraklasę, nie musimy ich od razu rzucać na głęboką wodę. To, że Lasse zagrał w pierwszym spotkaniu o Superpuchar wcale nie oznacza, że musi też w kolejnym. Radek? Będzie miał swoją szansę, spokojnie. Przyszedł z ligi greckiej, gdzie gra się bardzo technicznie i nie ma tylu kontaktów z przeciwnikiem. Widziałem w wielu momentach, że potrzebuje jeszcze trochę czasu, stąd taka decyzja - tłumaczył Urban. Zaskoczeniem było to, że Lech zdecydował się na grę dwójką napastników od początku meczu, a nie praktykował tego od kilku dobrych lat. Urban tłumaczył to kontuzjami podstawowych pomocników i dobrą formę na treningach Nickiego Bille oraz Marcina Robaka. Obaj mieli po dwie świetne sytuacje. - W grze ofensywnej Marcin był bardziej cofnięty niż Nicki, a w grze defensywnej obaj musieli pomagać i utrudniać Śląskowi wyprowadzenie piłek - opowiadał Urban. Trener Lecha był zaskoczony, że w składzie Śląska zabrakło Kamila Bilińskiego, a jego rolę przejął ofensywny pomocnik Morioka. - Dało nam do myślenia, jak zobaczyliśmy skład Śląska, musieliśmy zwrócić uwagę na te momenty, gdy nie posiadaliśmy piłki. Wtedy boczni pomocnicy dostali zadanie zawężania gry, a jeden z napastników musiał pomagać w środkowej strefie, by tam Śląsk nas nie zdominował. Gdyby tak się stało, to utrudniliby nam grę, a przede wszystkim - podania do napastników. To, że się gra dwójką z przodu to jedno, a drugie - oni muszą jeszcze dochodzić do piłki, by móc strzelać. Dziś jeden i drugi mieli okazje, nie wyszło, ale mam nadzieję, że w kolejnym spotkaniu będzie pod tym względem lepiej. Co nie znaczy, że znowu zagramy dwójką napastników - komentował Urban. Jego zdaniem roszady taktyczne Śląska w przerwie spowodowały, że mecz zakończył się remisem. - Zrobili korekty by nie grać tak jak w pierwszej połowie, bo wtedy kwestią czasu było, jak strzelimy bramkę - zakończył trener Lecha. Andrzej Grupa