Van der Hart latem ubiegłego roku przyszedł do Lecha i od samego początku sezonu jest bramkarzem numerem jeden. Początkowo zbierał wiele słów krytyki, bowiem kilka bramek ewidentnie obciążało jego konto. Trener "Kolejorza" Dariusz Żuraw konsekwentnie stawiał na Holendra, który zaliczył wszystkie 38 oficjalnych spotkań w lidze i Pucharze Polski od pierwszej do ostatniej minuty. W środowy wieczór w Poznaniu Lech grał z Lechią Gdańsk o finał Pucharu Polski. 26-letni golkiper "Kolejorza" był bohaterem drużyny i udanym występem najwyraźniej przekonał kibiców do swojej osoby. Zanotował kilka udanych interwencji, nie miał szans przy golu Flavio Paixao. Po 120 minutach był remis 1-1 i finalistę rozgrywek musiały wyłonić rzuty karne. W drugiej serii van der Hart obronił strzał Rafała Pietrzaka, ale przy tej interwencji doznał urazu. Na boisku zjawił się sztab medyczny Lecha i wyraźnie zasugerowali trenerowi konieczność przeprowadzenia zmiany. Rezerwowy bramkarz Miłosz Mleczko zaczął się rozgrzewać, ale Holender wrócił między słupki i zdołał jeszcze obronić uderzenie Egzona Kryezlu. Lech prowadził 3-2 i miał dwie szanse na awans, ale Filip Marchwiński i Dani Ramirez ich nie wykorzystali. Tymczasem sztab szkoleniowy postanowił zmienić van der Harta, ale rezerwowy Miłosz Mleczko nie zdążył pojawić się na boisku, bowiem Kamil Jóźwiak przestrzelił "11" i to goście cieszyli się z awansu do finału.