Iwcia to myszołowiec towarzyski, czyli Parabuteo unicinctus. To drapieżny ptak szponiasty, który zyskał taką nazwę, bowiem na terenach, na których mieszka poluje grupowo. Myszołowce tworzą mniejsze, a niekiedy całkiem pokaźne grupy i potrafią wespół organizować polowania, zasadzki, nagonki. Kilka ptaków płoszy ofiarę i przegania ją w miejsce, w którym czają się zabójcy - żadne inne ptaki szponiaste nie stosują tak wymyślnej taktyki. Myszołowce są np. świetnymi fachowcami od polowań na ziemi, po której biegiem ścigają ofiary - króliki, zające, gryzonie, jaszczurki. Współpracują także w ten sposób, że rozstawiają swoich wartowników na szczytach drzew, wzgórz albo wielkich kaktusów saguaro, rosnących w Ameryce i wspólnymi siłami wypatrują zdobyczy. Ta umiejętność współpracy i socjalizacji sprawia, że niewiele jest ptaków tak cenionych przez sokolników jak myszołowce. A Lech Poznań chce raz jeszcze sięgnąć po pomoc sokolnika. Korzystał już z jego usług w 2015 roku, gdy zdobywał mistrzostwo Polski. Na stadion przy Bułgarskiej przychodziło wówczas wielu kibiców i narzekali oni na wszędobylski brud. Na swoich siedzeniach i poręczach stadionu natrafiali na ptasie odchody, które zostawiały setki bytujących na stadionie gołębi, kawek, wron czy szpaków. Olbrzymia frekwencja przy Bułgarskiej. Frekwencja ptaków Rusztowania obiektu są dla nich miejscem idealnym do życia. Są tu kryjówki, miejsca na gniazda i odpoczynek, a gdy pojawiają się ludzie, zawsze znajdzie się coś do zjedzenia - jakieś resztki, okruchy. Ptaki wydziobują też trawę, łapią przylatujące do świateł owady, przy okazji brudzą. Gdy na stadionie pojawił się sokolnik Marcin Szymczak z Iwcią, wszystko się zmieniło. Pan Marcin ma firmę strasząco-płoszącą. Zatrudnia grupę drapieżnych ptaków, które sam wyhodował i wychował. Wynajmują go lotniska, sadownicy, zarządcy wysypisk śmieci, słowem, każdy, kto ma problem z nadmiarem panoszących się ptaków - załatwiającymi się gdzie popadnie gołębiami, objadającymi się czereśniami szpakami, podlatującymi za blisko startujących samolotów gawronami czy kawkami. Przyjeżdża i przy pomocy swoich podopiecznych wywiera presję na sobiepańskie ptaki. Drapieżnik sokolnika nawet nie musi na nie polować, w zasadzie rzadko się zdarza, aby rzeczywiście złapał zdobycz w miejscu, do którego został wezwany. Wystarczy sama obecność myszołowca, który najczęściej robił kilka rundek pod dachem Bułgarskiej i przysiadał na jakimś rusztowaniu, aby następnie posłusznie wrócić na ramię sokolnika. To wystarcza.CZYTAJ TAKŻE: Lech Poznań ma najlepszą serię od 37 latObecność tak groźnego drapieżnika działa bowiem na tutejsze stadionowe ptaki jak uderzenie młotem. Natychmiast zmieniają swoje obyczaje. Albo w ogóle odlatują, albo stają się bardziej ostrożne i rzadko wychylają z kryjówek pod dachem. Presja drapieżnika jest zbyt duża. W 2015 roku przed zatrudnieniem sokolnika na stadionie mieszkało około 700 gołębi. Po pojawieniu się Iwci pozostało jedynie 40 desperatów. reszta dała sobie spokój z tym niebezpiecznym miejscem. Lech Poznań sięga po pomoc z Ameryki Teraz Lech Poznań znów ma problem z licznymi skargami swoich kibiców, którzy narzekają na brud i ptasie odchody. - Mamy na stadionie 40 tysięcy siedzeń. Załóżmy, że na umycie każdego z nich poświęcimy minutę, łatwo obliczyć ile czasu zajmuje wyczyszczenie całego obiektu - mówi rzecznik prasowy Lecha Poznań, Maciej Henszel. - A na dodatek na wyczyszczone już krzesełka znów spadają z góry nieczystości i tak w kółko. Stąd decyzja o zatrudnieniu sokolnika, który ma się wkrótce pojawić na stadionie. Jego skuteczność jest znacznie wyższa niż zastępów ludzi z wiaderkami, wodą i gąbkami. A myszołowiec nadaje się do tego najlepiej, bowiem jest specem od penetrowania rozmaitych zakamarków. Orły są na to za duże, a sokół wędrowny jest stworzony do łowów na dużej przestrzeni, gdzie wykorzystuje swój atut - ogromną prędkość nurkowania, dochodząca do 300 km/h. Na stadionie ten atut znika. Myszołowca towarzyskie występują w Ameryce, gdzie nazywa się je też jastrzębiami Harrisa. Nie jest to jednak nazwa właściwa, bowiem jego najbliższym krewnym nie jest jastrząb, ale nasz myszołów zwyczajny, którego często widuje się na słupkach przy autostradach, gdzie wypatruje ofiar - także tych rozjechanych przez samochody. Myszołowce żyją na terenach od Kalifornii i Teksasu w USA aż po Brazylię i pampę Argentyny. Zamieszkuje pustynie, stepy, sawanny, pampasy, pola uprawne, mokradła i wszelkie tereny otwarte, a także czasami miasta. CZYTAJ TAKŻE: Polskie ptaki wymierają. Nowa Czerwona Lista przeraża