Bez cienia wątpliwości - nie ma w Polsce drużyny, która z taką częstotliwością wysyłałaby w świat piłkarzy gotowych do gry na europejskim poziomie. Poznańska kuźnia talentów tylko w ostatnich latach przyniosła "Kolejorzowi" ponad 20 mln euro z tytułu sprzedaży polskich zawodników. Z polskich piłkarzy, którzy w ostatnich latach opuścili Lecha, dałoby się zmontować całkiem solidną jedenastkę, nawet z kilkoma piłkarzami na ławce rezerwowych. Mankament przy jej tworzeniu spotkamy tylko jeden, za to zaraz na starcie - na pozycji bramkarza. Przy wnikliwszej obserwacji okazuje się bowiem, że poznański zespół od lat nie wypromował polskiego bramkarza, który zaistniałby w silnym europejskim klubie. Pod tym względem prym na naszym podwórku wiedzie Legia Warszawa, z której w świat wyfrunęli choćby Artur Boruc, Wojciech Szczęsny, czy Łukasz Fabiański. Ten ostatni był wprawdzie zawodnikiem Lecha w sezonie 2004/05, ale rozegrał tylko jeden mecz w Pucharze Polski. Bramkarzami Lecha od dłuższego czasu byli zazwyczaj obcokrajowcy - Jasmin Burić, Matusz Putnocky, a wcześniej Emilian Dolha, czy Ivan Turina. Polaków, zwłaszcza tych sprzedanych na Zachód, nie było zbyt wielu. W ostatniej dekadzie klub wypożyczył jedynie Macieja Gostomskiego do Glasgow Rangers (bez choćby debiutu), a po wcześniejsze transfery musimy cofnąć się do pierwszej dekady XXI wieku i odejść Arkadiusza Malarza do Skody Xhanthi (sezon 2006/07) lub Pawła Linki do tego samego klubu (sezon 2008/09). Obrońcy Brak produkcji klasowych bramkarzy (choć może lechici doczekają się takiego w osobie Miłosza Mleczki?) jest tylko niewielkim ubytkiem w porównaniu do bogactwa wyboru, jakie oferuje Lech na innych pozycjach. Obrońcy, zwłaszcza ci grający po prawej stronie, od lat są w Poznaniu gwarancją jakości. Ciągłość solidnych prawych obrońców występuje w Lechu właściwie od czasów Bartosza Bereszyńskiego, choć ten grał w "Kolejorzu" raczej na ofensywnych pozycjach. Z Lecha szybko wykradła go Legia Warszawa, pozyskując - jak się okazało - za ułamek wartości, bo jedyne 100 tysięcy euro. Cztery lata później "Wojskowi" sprzedali go za 1,8 mln euro do Sampdorii Genua. Dziś to 23-krotny reprezentant Polski, pewniak do wyjazdu na mistrzostwa Europy. Później na prawą stronę wskoczył Tomasz Kędziora. W Ekstraklasie debiutował w wieku 18 lat, by po pięciu latach - z ponad 150 występami w Lechu, także w roli kapitana - trafić za 1,5 mln euro do Dynama Kijów. Tam szybko wywalczył sobie miejsce w wyjściowej jedenastce, a w reprezentacji Polski niespodziewanie wygrywa w oczach Jerzego Brzęczka rywalizację właśnie z Bereszyńskim. Kędziorę niemal z miejsca na prawej obronie zastąpił Robert Gumny, który wydawał się młodszą, udoskonaloną wersją starszego kolegi. Szereg kontuzji zahamował nieco jego rozwój, torpedując m.in. rekordowy transfer do Borussii Moenchengladbach. Ostatecznie 22-latek za 2 mln euro trafił do Augsburga, jako kapitan młodzieżowej reprezentacji Polski. Na środku obrony w prowizorycznie budowanej jedenastce także znajdziemy piłkarzy, którzy trafili do reprezentacji Polski. Jan Bednarek, który w 2017 roku zamienił Lecha na Southampton za 6 mln euro, jest dziś w kadrze partnerem Kamila Glika, a wkrótce zostanie liderem formacji defensywnej. Z kolei na Marcinie Kamińskim, siedmiokrotnym reprezentancie Polski, klub nie zarobił akurat ani grosza, bowiem ten rok przed Bednarkiem za darmo odszedł do VfB Stuttgart. Kamiński przebywał w międzyczasie na wypożyczeniu w Fortunie Duesseldorf, a w Bundeslidze i na jej zapleczu zanotował już blisko sto występów. Na lewą stronę układanki zapewne niedługo będziemy mogli wpisać Tymoteusza Puchacza. 21-latek wreszcie odnalazł swoje miejsce na boisku, "wygryzając" ze składu solidnego Wołodymyra Kostewycza. Piłkarz miał już ofertę z niemieckiego FSV Mainz, ale na razie Lech oczekuje za niego oferty na poziomie 5 mln euro.