Makuszewski miał pewne miejsce w reprezentacji jesienią ubiegłego roku, ale w grudniu zerwał więzadło krzyżowe w kolanie i przeszedł operację. Jego rehabilitacja przebiegała ekspresowo i już 4,5 miesiąca po zabiegu "Maki" wystąpił w meczu ligowym swojej drużyny. I choć jego podstawowym celem było zakwalifikowanie się do kadry na mundial w Rosji, to ostatecznie nie znalazł się nawet wśród 32 piłkarzy wytypowanych na zgrupowania w Juracie i Arłamowie. Mimo to piłkarz nie rozpacza, a wręcz cieszy się, że znalazł uznanie u następcy Adama Nawałki, czyli u Jerzego Brzęczka. Czy jednak Makuszewski prezentuje obecnie podobną formę jak przed rokiem? - Mój poziom w Lechu, odkąd pierwszy raz zostałem powołany, jest trochę wyższy, prezentuję inne zachowania na boisku, może dojrzałem jako piłkarz. W tym sezonie forma jest niezła, zanotowałem kilka asyst i selekcjoner też był przekonany, że tak szybko można wrócić do gry. Jestem osiem czy dziewięć miesięcy po operacji, dziś bym kończył rekonwalescencję, ale pokazałem, że warto pracować. Nie udało się z mundialem, ale bardzo cieszę się z kolejnego powołania - mówi Makuszewski. Informację o powołaniu do reprezentacji piłkarz Lecha otrzymał w tym samym dniu, w którym ogłoszona została kadra na wrześniowe spotkania. - Trener rano zadzwonił, powiedział, że spotkamy się na miejscu i wtedy będzie więcej czasu na rozmowę. Zażartował nawet, że potrzebuje prawego obrońcy. Powiedziałem mu, że w reprezentacji mogę być nawet lewym - śmieje się "Maki". I dodaje: - Wiadomo, że jeśli już było się powołanym i jest się zdrowym, to znów liczysz na miejsce w kadrze. Gdybym nie został zauważony, pewnie czułbym się rozczarowany. Kilku chłopaków zostało pominiętych, a pewnie liczyli na powołania. Wcześniej rozmawiałem z Hubertem Małowiejskim i z trenerem Mazurkiewiczem, mówili, że forma jest niezła. Między wierszami czułem, że jeśli będę dobrze grał i walczył, to jest szansa pojechać na zgrupowanie. Żarty dotyczące postawienia Makuszewskiego na boku obrony biorą się stąd, że piłkarz gra w Lechu przeważnie na pozycji prawego wahadłowego - ma więc sporo zadań defensywnych. Inaczej niż to było dotąd, gdy defensywę zabezpieczał prawy obrońca, przeważnie Robert Gumny. - Przez ostatnie lata zrobiłem ogromny krok do przodu, jeśli chodzi o grę defensywną. Na wahadle mam sporo zadań obronnych, jako skrzydłowy starałem się pomagać obrońcy. Są momenty, że wracasz do swojej strefy i starasz się odpocząć, bo nie ma na całym świecie takich piłkarzy, którzy cały czas biegają. Cały czas się jednak tego uczę - twierdzi Makuszewski. A błędy, które się zdarzają, to jego zdaniem rzecz oczywista na tym etapie. - Nie ma co ukrywać: w jednym meczu jest dobrze, w innym gorzej. Gram na tej pozycji dopiero od półtora miesiąca, a w piłce potrzeba czasu, by się do czegoś przyzwyczaić. W niektórych sytuacjach bardziej ciągnie mnie do przodu, to chyba widać. Staram się jak najlepiej, a będę grał tam, gdzie mnie trener ustawi, by drużyna miała z tego pożytek - dodaje. Makuszewski chciałby jednak grać ofensywniej, ale aby tak się stało, musi czekać na powrót po kontuzji Gumnego. Zresztą wcale nie jest powiedziane, że wówczas znajdzie miejsce w dwójce występującej za plecami napastnika, choć tak już było, m.in. w meczu z Zagłębiem Sosnowiec. - Jako wahadłowy nie mogę robić tyle ofensywnych akcji ile bym chciał. Popatrzmy na innych, choćby Victor Moses w Chelsea czy wahadłowi w Juventusie nie robią tylu akcji, ile robili jako skrzydłowi. Więcej czasu spędzają na środku boiska, to ich główne zadanie. W tym systemie z wahadłowymi to jak 40 do 60 by patrzeć na to, co z tyłu, niż na to, co z przodu - opowiada piłkarz Lecha, któremu w poprzednim sezonie za trenera Nenada Bjelicy zdarzyło się wystąpić na... boku obrony. - To pokazuje, że trenerzy widzą, że z tą defensywą nie jest u mnie aż tak źle. Może jak będę starszy i trochę wolniejszy, to mnie będą tam wystawiać regularnie - żartuje Makuszewski. Andrzej Grupa