<a href="https://nazywo.interia.pl/relacja/lech-poznan-lks,5869" target="_blank">Zobacz zapis relacji na żywo z meczu Lech Poznań - ŁKS!</a> <a href="http://m.interia.pl/na-zywo/relacja/lech-poznan-lks,id,5869" target="_blank">Zapis relacji na żywo dostosowany do urządzeń mobilnych</a> Przed tą kolejką Lech był drugi w rankingu strzelonych bramek (tylko za Legią), a ŁKS (wspólnie z Wisłą Kraków) pierwszy pod względem liczby goli straconych. To zapowiadało, że kibice na stadionie przy Bułgarskiej nie powinni się nudzić. Tymczasem rzeczywistość okazała się zupełnie inna - ŁKS tym razem nie zdecydował się na otwartą grę, a Lech też nie zamierzał ryzykować. Długo więc zapowiadało się na powtórkę spotkania "Kolejorza" z Koroną Kielce sprzed kilku tygodni, gdy Lech miał kilka znakomitych okazji, nie wykorzystał ich, a później chaotyczną grą nie potrafił pokazać swojej wyższości. Sytuację zmieniła dopiero indywidualna akcja Joao Amarala z 59. minuty. Lech po serii trzech kolejnych zwycięstw (z Pucharem Polski włącznie) i czterech kolejnych spotkaniach bez straty bramki był zdecydowanym faworytem. Gracze ŁKS-u wiedzieli o tym, że próba wymiany ciosów może zakończyć się dla nich źle. Zagęścili więc środkową strefę przed swoim polem karnym, zmuszając rywala do gry skrzydłami. "Kolejorz" rzeczywiście właśnie bokami boiska próbował przedostawać się na przedpole bramki Arkadiusza Malarza, po zagraniach ze skrzydeł miał kilka dobrych okazji bramkowych. Pierwszą z nich zmarnował Pedro Tiba, który w 18. minucie nie trafił wślizgiem po zagraniu swojego rodaka Amarala. Dziewięć minut później ładnym uderzeniem z narożnika pola karnego popisał się Darko Jevtić, ale interwencja Malarza była jeszcze lepsza. 1-0 powinno być za to w 35. minucie, gdy po dośrodkowaniu Tiby tuż przed bramką znalazł się Christian Gytkjaer. Najlepszy snajper Ekstraklasy uderzył jednak głową tak, jakby celował do pustej bramki, w sam środek. A tam był z kolei Malarz. Lech dominował, choć nie miał przygniatającej przewagi. ŁKS dobrze wyprowadzał piłkę mniej więcej do środkowej linii boiska, tam się już gubił. Bramkarz Lecha Mickey van der Hart mocno nudził się w bramce, a jedyne dwa uderzenia, które zmusiły go do złapania piłki, nie miały prawa zakończyć się golem. Podobnie było jednak w niedawnym starciu Lecha z Koroną, która w pierwszej połowie zdołała obronić się przed naporem "Kolejorza", a po przerwie korzystała z coraz bardziej nerwowej gry rywala. ŁKS nie zdołał jednak dowieźć do końca meczu bezbramkowego remisu. Owszem, Lech nie miał wcale wielu bramkowych okazji, brakowało zespołowych, składnych akcji, ale błysk geniuszu pokazał Joao Amaral. W 59. minucie Portugalczyk pomknął z prawego skrzydła w kierunku pola karnego, wykorzystał błąd Kamila Juraszka, zatrzymać nie zdołał go także Łukasz Piątek. Amaral uderzył z około 12 metrów w górny, bliższy róg bramki, ale wydawało się, że piłkę zdoła wybić Malarz. Nie był jednak w stanie tego zrobić - tak padł pierwszy gol w tym spotkaniu. Co ciekawe, w tym momencie przy linii środkowej czekał już gotowy do wejścia na boisko Kamil Jóźwiak, prawdopodobnie miał zastąpić Amarala. Kierownik Lecha Mariusz Skrzypczak wycofał jednak tę roszadę, a Amaral opuścił boisko dużo później. ŁKS musiał zaatakować, trener Kazimierz Moskal posłał na boisko m.in. Jewhen Radionowa. O groźne sytuacje pod bramką van der Harta było jednak ciężko. Dobrą okazję miał w 65. minucie Riocardo Guima, ale z dość ostrego kąta strzelił w boczną siatkę. Z kolei główkę Radionowa bez problemu zatrzymał holenderski bramkarz Lecha. Lech prezentował się lepiej, choć pewnie też nie pomagało mu to, ze pokazy pirotechniczne dwukrotnie wstrzymywały grę. W 83. minucie z pierwszej piłki huknął Jóźwiak, ale Malarz odbił piłkę nogami. Z kolei w trzeciej z dziewięciu doliczonych minut reprezentant Polski zdołał już pokonać bramkarza ŁKS-u. Wykorzystał zagranie młodego Jakuba Kamińskiego i zwieńczył piękną akcję drużyny golem. Andrzej Grupa, Poznań <a href="https://wyniki.interia.pl/rozgrywki-L-polska-ekstraklasa,cid,3,sort,I" target="_blank">Wyniki, terminarz i tabela Ekstraklasy</a> Lech Poznań - ŁKS Łódź 2-0 (1-0) Bramki: 1-0 Amaral (59.), 2-0 Jóźwiak (90+3.) Żółte kartki: Muhar - Wolski Lech: van der Hart - Szatka, Dejewski, Rogne, Kostewycz - Amaral (70. Kamiński), Muhar, Tiba (85. Moder), Jevtić, Puchacz (65. Jóźwiak) - Gytkjaer ŁKS: Malarz - Grzesik, Juraszek, Sobociński, Klimczak - Piątek - Pirulo (85. Ratajczyk), Wolski (72. Trąbka), Guima, Ramirez - Sekulski (74. Radionow) Sędzia: Daniel Stefański (Bydgoszcz) Widzów: 9830 Po meczu powiedzieli: Dariusz Żuraw (trener Lecha Poznań): "Analizując występ ŁKS-u w spotkaniu z Cracovią trzeba było stwierdzić, że ten zespół grał lepiej niż w tych ostatnich meczach. Dlatego wiedziałem, że dzisiaj ważna będzie cierpliwość z naszej strony i to się opłaciło. Graliśmy konsekwentnie i nie dopuszczaliśmy przeciwnika do groźnych sytuacji. Jednocześnie dążyliśmy do tego, żeby strzelić bramkę i to nam się udało. W końcówce dołożyliśmy drugą, po bardzo fajnej akcji naszych wychowanków, co bardzo cieszy. Cieszy nas też kolejny mecz bez straconej bramki, pokazaliśmy solidną grę w defensywie. Z przodu natomiast mieliśmy sporo sytuacji, tylko czasami brakowało trochę spokoju. Myślę, że wygraliśmy zasłużenie". Kazimierz Moskal (trener ŁKS Łódź): "Wygrał zespół, który posiadał większą jakość, zarówno indywidualnie, ale i jako drużyna. Lech zwyciężył w pełni zasłużenie. Rywale łatwiej operowali piłką, dzięki temu stwarzali sobie dogodniejsze sytuacje. Próbowaliśmy się temu przeciwstawić grając agresywnie. Gdybyśmy mieli więcej jakości, to bylibyśmy w stanie stworzyć sobie groźniejsze okazje. Mieliśmy takie momenty, że akcje zapowiadały się groźnie, ale później tego czegoś, a może tego kogoś zabrakło. Po bramce na 0-1 próbowaliśmy się jeszcze odgryźć i staraliśmy się wyrównać. Natomiast nie może nam się przytrafiać sytuacja, po której straciliśmy drugiego gola. To praktycznie zamknęło mecz, a gdyby nie ta bramka, to do końca pewnie byłoby nerwowo i szukalibyśmy okazji do wyrównania".