Dzięki tej wygranej poznaniacy zmniejszyli straty do prowadzącej w tabeli Legii do jednego punktu, ale klub ze stolicy zagra jeszcze w tej kolejce z Zagłębiem Lubin. Piłkarze Lecha byli ostatnio bardziej spokojni przed meczami wyjazdowymi, bo je seryjnie wygrywali. W Poznaniu tracili punkt za punktem. - Wolałbym zmienić to wszystko i wygrywać na swoim stadionie, bo to dopingują nas kibice. Oni zasługują na to, by oglądać zwycięstwa na żywo, a nie w telewizji - mówił przed spotkaniem trener poznaniaków Mariusz Rumak. W końcu się doczekali, a "Kolejorz" całą sprawę załatwił już w pierwszej połowie. W meczach, które Lech przegrywał, zwykle w pierwszym kwadransie tracił gola. Tym razem sam go strzelił. Gospodarze od początku zaatakowali pressingiem. Wywalczyli rzut rożny, po nim Łukasz Teodorczyk wygrał walkę w powietrzu z Jarosławem Bieniukiem i zagrał piłkę na dalszy słupek. Tam wbiegał Marcin Kamiński, który z bliska skierował piłkę do siatki. To już trzecie trafienie w tej rundzie rosłego stopera Lecha! Po bramce Kamiński skierował ręce i popatrzył w kierunku nieba. Tuż po poniedziałkowym spotkaniu w Szczecinie dowiedział się bowiem, że zmarł mu dziadek, z którym był blisko związany. Strzelony przez Lecha gol nie wpłynął dobrze na jakość widowiska. Lechia przejęła inicjatywę, ale tylko w 6. minucie zdołała oddać groźny strzał na bramkę Jasmina Buricia. Po błędzie Huberta Wołąkiewicza Paweł Buzała zagrał na lewo do Piotra Wiśniewskiego - ten z okolicy bocznej linii pola karnego kopnął w kierunku dalszego słupka, ale Bośniak był czujny. Zmuszona do ataku pozycyjnego Lechia była trochę bezradna, jej akcje załamywały się 35 m przed bramką Lecha. Poznaniacy też nie prezentowali skomplikowanego futbolu - stoperzy posyłali wysokie piłki w kierunku Teodorczyka, który zmuszony był przepychać się z Jarosławem Bieniukiem. Wszystko zmienił drugi gol dla Lecha - z rzutu karnego, ale będącego efektem świetnej kontry. Zaczął ją cichy bohater tego meczu Kamiński, który wypatrzył na lewym skrzydle Gergo Lovrencicsa. Węgier wrzucił piłkę w pole karne - wystartowali do niej bramkarz Lechii Michał Buchalik oraz kapitan Lecha Rafał Murawski. Ten drugi był szybszy - skubnął piłkę, a Buchalik podciął mu nogi. Rzut karny był ewidentny - na gola zamienił go były piłkarz Lechii Hubert Wołąkiewicz. Jakby tego było mało, w 33. minucie Buchalik znów się pomylił. Na strzał z dystansu, nie pierwszy raz tego dnia, zdecydował się Lovrencics. Wydawało się, że bramkarz gości łatwo złapie piłkę - ta jednak wypadła mu, a później wturlała się do siatki. Lechia wyglądała w tym momencie jak bokser po bolesnym nokdaunie. W pierwszej połowie już się nie pozbierała. Za to Lech mógł strzelić czwartego czy piątego gola. Tym razem jednak sytuację ratował Buchalik - broniąc choćby uderzenia Karola Linetty'ego czy Aleksandara Tonewa. W drugiej połowie role były już rozdane, a finał - znany. Goście dostali lekkiego wiatru w żaglu, gdy w 71. minucie Piotr Wiśniewski wykorzystał złe ustawienie obrońców i pokonał Buricia. Może gdyby w 89. minucie Adam Duda wygrał pojedynek z Bośniakiem, coś by się jeszcze wydarzyło. A tak Bartosz Ślusarski wykorzystał w końcu swoją czwartą sytuację i strzelił 10. gola w sezonie. Wyrównał w ten sposób najlepsze osiągnięcie w karierze. Jakby tego było mało, drugą bramkę dla Lechii zdążył jeszcze na pocieszenie strzelić Duda. Nie było to może wielkie spotkanie, ale przynajmniej ilość bramek mogła zadowolić kibiców. Autor: Andrzej Grupa Lech Poznań - Lechia Gdańsk 4-2 (3-0) Bramki: 1-0 Kamiński (4.), 2-0 Wołąkiewicz (29. - karny), 3-0 Lovrencsics (33.), 3-1 Wiśniewski (70.), 4-1 Ślusarski (91.), 4-2 Duda (93.). Raport meczowy Zobacz wyniki, strzelców bramek, tabelę i terminarz Ekstraklasy!