Djurdjević i Bajor to byli piłkarze, na dodatek obrońcy. O dziwo, to właśnie z grą defensywną "Kolejorz" ma najwięcej problemów, co jest efektem zmiany ustawienia drużyny. Djurdjević postanowił przestawić zespół na grę trójką obrońców i dwójką zawodników wahadłowych - to powinno dawać znacznie więcej opcji gry w ataku. Lech ma jednak tak silną ofensywę, że i bez tego dodatkowego wsparcia mógłby sobie poradzić. Cierpi za to defensywa, co pokazuje właściwie każde kolejne spotkanie. Ta nie została bowiem dotąd wzmocniona, a przecież w czerwcu klub opuścił najlepszy obrońca w poprzednim sezonie Emir Dilaver. Spośród stoperów do gry trójką w tyłach nadaje się Thomas Rogne, ale Norweg często jest kontuzjowany. Pozostali nie są zbyt zwrotni i "elektryczni" (Nikola Vujadinović, Rafał Janicki), zaś Vernon De Marco słabo wyprowadza piłkę i dość często gra chaotycznie. Na dodatek gra z wahadłowymi ma sens wówczas, gdy potrafią oni wspierać zarówno atak, jak i obronę. Tymczasem przeciwko Wiśle na tych pozycjach grali Maciej Makuszewski i Kamil Jóźwiak, którzy w defensywie czują się słabo. To też efekt urazów Wołodymyra Kostewycza i Roberta Gumnego. Ukrainiec być może wróci do składu Lecha już w niedzielę w Lubinie, Gumny ma zacząć trenować za około tydzień. Do gry będzie gotowy najwcześniej w połowie września. - Niedziela nie była dla nas spokojnym dniem, podobnie poniedziałek. Dostałem sporo telefonów z pytaniem: co się wydarzyło? My, trenerzy, też rozmawialiśmy na ten temat. Gra defensywna wyglądała źle, a faktem jest, że w poprzednich spotkaniach też nie byliśmy tu rewelacyjni. Udawało się, przeciwnicy nie byli skuteczni. A tu stało się inaczej, szczególnie w drugiej połowie, gdy z chyba pięciu strzałów Wisła zdobyła cztery gole. To pokazało nam problem - zauważa Bajor. Jak twierdzi drugi trener Lecha, przejście na bardziej ofensywne ustawienie było świadomym podjęciem ryzyka. - Zakładaliśmy, że wówczas, z trójką obrońców, będziemy zdecydowanie bardziej grali do przodu, ale też sobie poradzimy w tyłach. Owszem, uznaliśmy, że będziemy tracić bramki, ale nie w jednym meczu aż tyle. Gra ofensywna dalej jest dla nas ważnym elementem, bo chcemy grać dla ludzi i tworzyć widowiska, które pozostaną w pamięci. Nie możemy jednak zapominać o obronie, tu czeka nas dużo pracy - mówi Marek Bajor. Można więc założyć, że w Lubinie Lech zagra w ustawieniu z czterema obrońcami - wówczas na prawej stronie defensywy wystąpi Tomasz Cywka, na lewej Kostewycz lub Piotr Tomasik, a w środku dwóch piłkarzy z tercetu: Vujadinović - Janicki - De Marco. Kontuzja wyklucza występ Rogne, który jako jedyny ze środkowych nadaje się do nowego ustawienia. Bajor nie ukrywa też, że klub próbuje ściągnąć jeszcze jednego obrońcę. - Musimy szybko dojść do ładu. Nie jest łatwo teraz kogoś ściągnąć, ale mamy też u siebie zawodników, którzy grali w dobrych zespołach i musimy ich tylko dobrze przygotować oraz w odpowiedni sposób umotywować do prawidłowego działania. W większości będziemy polegali na piłkarzach, których mamy i tu czeka nas praca, by dźwignąć ten ciężar - przyznaje były obrońca m.in. Widzewa Łódź i Amiki Wronki. Bajor nie ukrywa też, że bardzo irytuje go fakt, że piłkarze z obrony nie krzyczą na boisku. - Jestem bardzo zdenerwowany, gdy nie widzę podpowiedzi i reakcji obrońcy na to co się dzieje na murawie. Oni powinni wcześniej reagować na zachowania swoich pomocników, a nawet nieraz i napastników. A tu nie ma reakcji, podpowiedzi, okrzyku. Tłumaczę im, że jeśli będą głośni na boisku, to i gra pójdzie łatwiej - przyznaje. Lech wciąż jest liderem Ekstraklasy, a swojej pozycji będzie bronić w niedzielę w wyjazdowym pojedynku z Zagłębiem Lubin. Andrzej Grupa