Dla Lecha wtorek to ogólnie ciężki dzień, bo światło dzienne ujrzały dwie sprawy. Z jednej strony dwaj młodzi gracze - Emil Kryg i Mateusz Skrzypczak - złamali reżim sanitarny i bez maseczek uczestniczyli w imprezie z tłumem ludzi. Z drugiej zaś w mediach polskich pojawił się wywiad, który niespełna dwa miesiące temu Joao Amaral udzielił w Portugalii "A Boli". Mówił w nim, że "miał dobry sezon w Lechu, ale pod jego koniec przyszedł trener z zespołu rezerw i z jakiegoś powodu mu nie zaufał". Tym trenerem był Żuraw, który rok temu zastąpił Adama Nawałkę, zdołał zapewnić drużynie miejsce w grupie mistrzowskiej, a później rozpoczął przebudowę zespołu. "Nie byłem nawet opcją, a chciałem mieć radość z gry. Trener mi ją odebrał" - mówił portugalskim dziennikarzom Amaral, za którego Lech zapłacił dwa lata temu ponad milion euro. A jak to wyglądało jesienią? Amaral wystąpił w 15 meczach ligowych, w dziesięciu z nich od pierwszej minuty. Zdobył po bramce w obu spotkaniach z ŁKS Łódź, pokonał też bramkarza Piasta Gliwice. W sumie wypada gol co niespełna 280 minut. Miał spore wahania formy, znacznie lepiej prezentował się w ofensywie niż w grze obronnej. Zimą piłkarz poprosił o możliwość powrotu do Portugalii - chciał go klub Pacos de Ferreira. Lech zgodził się na wypożyczenie, Amaral motywował to problemami osobistymi i faktem, że jego partnerka będzie rodzić dziecko.