Zapraszamy na relację na żywo z meczu Zagłębie Lubin - Lech Poznań! Relację można również śledzić na urządzeniach mobilnych 27-letni napastnik ma wszelkie zadatki by w polskiej Lotto Ekstraklasie być gwiazdą - dysponuje świetną techniką, ma dobry balans i potrafi strzelać bramki. W lidze portugalskiej, w barwach Vitorii Setubal, strzelił w poprzednim sezonie dziewięć goli w 33 meczach. Później wrócił do Benfiki Lizbona po zakończeniu wypożyczenia, a stamtąd kupił go Lech za ponad milion euro. Już ta kwota jest rekordowa, a może wzrosnąć o kolejne kilkaset tysięcy euro. Amaral wszedł do Lecha z przytupem - w debiucie zdobył bardzo ważną bramkę w Soligorsku, w kolejnych spotkaniach dołożył dwa trafienia i trzy asysty. - Jestem z tego dorobku zadowolony, ale nie usatysfakcjonowany. Cieszę się jednak, że mogłem pomóc drużynie, szczególnie tymi asystami, bo to one są pomocą dla kolegów i zespołu - mówi niewysoki piłkarz, który zwykle gra za plecami wysuniętego napastnika. W Lechu może jednak czasem grać też na bokach - wszystko będzie zależało od taktyki stosowanej przez trenera Ivana Djurdjevicia. - Nie mam jednej ulubionej pozycji, mogę też występować na prawej czy lewej stronie, ale oczywiście w ofensywie. Tam gdzie będę potrzebny, tam będę grał - twierdzi Amaral. W meczu z Wisłą Kraków Portugalczyk popisał się piękną akcją, po której Lech objął prowadzenie 1-0, a w 23. minucie Amaral powinien podwyższyć na 3-0. Z bliska jednak spudłował, a kolejnych pięć trafień zanotowali rywale. - Po zakończeniu meczu ta sytuacja nie dawała mi spokoju, bo rzeczywiście mogło być 3-0, ale taki już jest futbol. Nie można rozmyślać o tym co było, a trzeba patrzeć do przodu, myśleć o kolejnych spotkaniach. Nie mogę więc powiedzieć, że z powodu tej konkretnej sytuacji dręczą mnie jakieś koszmary - przyznaje Joao Amaral, który uważa też, że już czuje się w pełni przygotowany do gry. Atutem nowego gracza Lecha jest również fakt, że bardzo szybko zaadoptował się do polskich warunków. - Bardzo ważne było to, że mogłem od początku pracować z trenerem, który rozmawia ze mną po portugalsku. Podobnie zresztą jak Tiba. Trochę czasu jednak potrzebowałem na adaptację, bo nie znałem nikogo w drużynie, nie wiedziałem co każdy z kolegów potrafi, jaki jest system gry. Krok po kroku to poznawałem, a sztab trenerski bardzo mi w tym pomógł. Im lepiej rozumiałem drużynę, tym lepiej radziłem sobie na boisku - opowiada były gracz Vitorii. O polskiej lidze, po pięciu kolejkach, ma dobre zdanie, choć oczywiście uważa, że w Ekstraklasie zawodnicy mają więcej czasu na rozegranie akcji. Ostatnia rywalizacja Jagiellonii z Rio Ave pokazała jednak, że przy odrobinie szczęścia polskie kluby są w stanie radzić sobie z portugalskimi średniakami. - Polska liga jest bardzo wyrównana, widać tu rywalizację, każda drużyna chce osiągnąć jakiś sukces. W wielu ekipach można zaobserwować ducha drużyny, a zawodnicy lubią grać. Tu mamy więcej czasu na rozgrywanie akcji, czasem to cztery-pięć sekund na wykonanie ruchu. W Portugalii presja jest o wiele większa i jeśli czegoś nie zrobisz w ciągu dwóch sekund, to może być już za późno. Poziom nie jest jednak zły, czy gorszy niż się spodziewałem - zapewnia Portugalczyk z Lecha. W niedzielę Joao Amaral pokaże się kibicom w Lubinie - tam o godz. 18 Zagłębie podejmie "Kolejorza". Andrzej Grupa Wyniki, terminarz i tabela Ekstraklasy