To, że Robert Lewandowski jest wart sporo, Lech Poznań w 2010 roku już wiedział. Kilka milionów euro na pewno - tyle mógł zarobić na zawodniku, który błysnął zaraz w debiucie w 2008 roku, dał Kolejorzowi mistrzostwo Polski i Puchar Polski, wdarł się do reprezentacji kraju i strzelał jak na zawołanie. Niemniej nie wszyscy uważali, że jest to talent na tyle duży, by wysyłać go już za granicę. A na pewno nie do ligi włoskiej! Włoski portal Tuttomercato, w którego doniesienia niektórzy wierzyli, inni natomiast byli sceptyczni, był jednak przekonany, że Roberta Lewandowskiego chcą włoskie kluby i to wśród nich nie byle jaki - sama Fiorentina. W tak dobrych klubach grało niewielu Polaków, więc wieść była elektryzująca. Na dodatek Włosi mieli proponować Lechowi 6 mln euro - zawrotną sumę. Pantaleo Corvino, dyrektor Fiorentiny potwierdzał, że klub z Florencji interesuje się szczupłym Polakiem z Lecha i chętnie by go pozyskał. Nazwał go nawet "drugim Bońkiem". Zbigniew Boniek: Lewandowski sobie nie poradzi Sam Zbigniew Boniek reagował na to dość elektrycznie: - To jakaś dziennikarska kaczka - mówił wtedy na łamach polskiej prasy. I dodawał, że kiedy włoski klub chce kogoś pozyskać, to wtedy najpierw dzwoni do niego, a Fiorentina nie dzwoniła. Stąd wnioskował, że zainteresowanie Violi polskim piłkarzem jest wymysłem mediów. Doradzał też Robertowi Lewandowskiemu, aby pograł jeszcze w Lechu, w europejskich pucharach i dopiero wtedy wyjeżdżał. Zawodnik jednak nie posłuchał i opuścił mistrzów Polski. Nie wybrał jednak ani Szachtara Donieck, ani żadnego klubu włoskiego, ale trafił do Bundesligi - do Borussii Dortmund. Stąd potem przeniósł się do Bayernu Monachium, następnie FC Barcelona. Wygrał Ligę Mistrzów, pobił rekordy. W Niemczech sobie poradził. Lech Poznań zagra z Fiorentiną w ćwierćfinale Ligi Konferencji. Początek pierwszego meczu przy Bułgarskiej - w czwartek o godz. 21.