Patrząc na serię, jaką zabrzanie mają w Poznaniu, końcowy wynik nie powinien być zaskoczeniem. Górnik nie potrafi wygrać przy Bułgarskiej od ponad dekady - raz w tym czasie tylko zremisował. Nawet fakt, że w tym sezonie zdobył więcej punktów jako gość, niż Lech jako gospodarz, tej statystyki nie zmienił. Poznaniacy wygrali zasłużenie - przede wszystkim byli lepsi w obronie. Lech przyzwyczaił już do tego, że bardzo szybko strzela pierwszego gola, a później nie potrafi rozstrzygnąć meczu kolejnym trafieniem. O dziwo, tym razem pierwsze kilka minut należało do rywali, ale gdy przyszło co do czego, bramkę strzelił... Lech. Znów stało się to w pierwszym kwadransie, a konkretnie - w 11. minucie. Zaur Sadajew zagrał piłkę na prawe skrzydło do Gergo Lovrencsicsa, a Węgier dorzucił prosto na głowę Kaspara Hamalainena, który wyprzedził Dominika Sadzawickiego. Zabrzanie nie mieli żadnego pomysłu na swoje akcje. Jasmin Burić, który dość nieoczekiwanie zastąpił w bramce Lecha Macieja Gostomskiego, mocno się w pierwszej połowie wynudził. Lech też zresztą spuścił z tonu, choć zdarzały się mocniejsze akcenty w jego grze, choćby w postaci ładnych strzałów z dystansu Sadajewa czy Darko Jevticia. Emocji kibicom dostarczyli też Sadajew i Seweryn Gancarczyk, którzy mieli do siebie sporo pretensji, ale ostatecznie żółtą kartkę zobaczył tylko piłkarz Lecha. To kosztowało go zresztą zmianę w przerwie meczu, bo brodaty Czeczen mocno "pracował" na wyrzucenie z boiska. Od spotkania z GKS Bełchatów (5-0) Lech w pięciu kolejnych meczach prowadził 1-0, a w czterech gola strzelał w pierwszym kwadransie. Ta sztuka nie udała mu się tylko w meczu z Górnikiem Łęczna, jedynym zresztą... wygranym z tej piątki. O wicemistrzach Polski zaczęto już mówić, że to zespół, który nie potrafi dobić rywala, choć ma go na łopatkach. Tym razem stało się inaczej, a spora w tym zasługa Jevticia. Młody Szwajcar w 36. minucie najpierw świetnie utrzymał się przy piłce, a później zagrał ją "w uliczkę" do Hamalainena. Reprezentanta Finlandii uprzedził co prawda Pavels Steinbors, tyle że bramkarz zabrzan wybił futbolówkę tam, gdzie nadbiegał Szymon Pawłowski. Skrzydłowy Lecha potężnie huknął do bramki i było 2-0. W drugiej połowie Lech nie zostawił rywalom złudzeń, kto jest lepszy. Już w 50. minucie na 3-0 mógł podwyższyć Hamalainen, ale nie sięgnął piłki przed pustą bramką. Później okazje mieli Kownacki, Hamalainen, Jevtić oraz znów Hamalainen i Kownacki. Bramkarz Górnika albo świetnie bronił, albo sprzyjało mu szczęście w potężnych zamieszaniach przed jego bramką. Łotysz nie miał jednak nic do powiedzenia wtedy, gdy krycie w obronie zawalił Rafał Kosznik, który przegrał pojedynek główkowy z Tomaszem Kędziorą po dośrodkowaniu Jevticia z rzutu wolnego. Zabrzanie walczyli o honorowe trafienie, mieli szanse (Danch, Gergel), ale Burić pokazał klasę i zyskał zapewne miejsce w bramce Lecha na dwie ostatnie tegoroczne kolejki. Andrzej Grupa, Poznań Lech Poznań - Górnik Zabrze 3-0 (2-0) Bramki: 1-0 Hamalainen (11.), 2-0 Pawłowski (36.), 3-0 Kędziora (63.) Lech: Burić - Kędziora, Kamiński, Arajuuri, Henriquez - Lovrencsics (90. Douglas), Trałka, Jevtić, Hamalainen, Pawłowski (68. Keita) - Sadajew ŻK (46. Kownacki). Górnik: Steinbors - Gergel, Sadzawicki, Szewełuchin, Gancarczyk ŻK (86. Magiera), Kosznik - Iwan (67. Oziębała), Sobolewski, Danch, Jeż - Zachara ŻK (67. Nowak). Sędziował Bartosz Frankowski z Torunia. Widzów: 12749. Wyniki, terminarz i tabela T-Mobile Ekstraklasy