We wtorek przed godz. 19 piłkarze Lecha przeszli badania na koronawirusa - obowiązkowe przed spotkaniami w Lidze Europy. Chwilę później rozmawialiśmy z Jakubem Kamińskim, jednym z największych odkryć poprzedniego sezonu w PKO Ekstraklasie. 18-latek już jest podstawowym graczem Lecha Poznań. Andrzej Grupa: Bardziej boisz się tego wyniku badania na koronawirusa czy samego meczu z Benficą? Jakub Kamiński: - Ani tego, ani tego. Nie wiadomo, co z tych badań wyjdzie, ale nie ma się czego bać. Benfiki tym bardziej, trzeba wyjść i zagrać, to zawodnicy jak inni. Pytam o tę obawę przy badaniu na COVID-19, bo ewentualny pozytywny wynik mógłby przekreślić szansę na fajną przygodę w Europie. - Zgadza się, ale nic się na to nie poradzi. Pozytywny wynik to duża strata, ale jakoś trzeba przez to przejść. Nie myślę jednak o tym, badania muszą być robione, a później w klubie powiedzą mi o wyniku. Bliżej tobie do teorii, że Liga Europa to fajna przygoda, jak mówił jeden z twoich kolegów z zespołu, czy "okno wystawowe", jak twierdzą eksperci? - Ja uważam, że jedno i drugie się łączy, bo to i fajna przygoda, w trakcie której łapie się doświadczenie, ale i okno. Nie tylko dla młodych, ale dla wszystkich. Każdy z nas chce się dobrze pokazać na tle świetnego europejskiego zespołu. I to jest fajne, a na dodatek dobrze nam idzie w tej Europie, co wszyscy podkreślają. Potrafimy grać z faworytami i dalej będziemy prezentować tę naszą ofensywną piłkę. Nikogo się nie przestraszymy. Zrobimy wszystko, by pokazać polską drużynę w Europie z ładnej strony. Czujesz jakieś większe emocje przed tym czwartkowym meczem? Przy całym szacunku dla Hammarby czy Charleroi, Benfica to jednak inna jakość w europejskim futbolu... - Wiadomo, że Benfica jest od nich mocniejsza, gra w lepszej lidze, ma lepszych zawodników. Tyle że to nie oznacza, że możemy się jej przestraszyć. Jeśli się przestraszymy, to stanie się coś najgorszego. Jeśli nie wyjdziemy na boisko by grać swoją piłkę, to od razu mamy duży minus. Zdajemy sobie sprawę z tego, że nie jesteśmy faworytem grupy, nie kładziemy na siebie jakiejś presji. No i nie musimy grać byle jak pod wynik. Jedyne co byśmy chcieli, to pokazać, że polski zespół potrafi się dobrze zaprezentować. Ci nasi rywale pewnie myślą, że skoro grają z polską drużyną, to ona będzie murować bramkę, postawi ścianę przed polem karnym. My zaś chcemy zaprezentować coś odmiennego, swoją lepszą stronę. W Białymstoku przytrafił wam się słabszy dzień czy coś innego zadecydowało o porażce z Jagiellonią? - Pewnie gdyby nie było tej przerwy reprezentacyjnej, to byśmy wygrali. Jagiellonia nie grała przez trzy tygodnie, u nas jednak kilku chłopaków pojechało na zgrupowania, kilku zagrało. Nie ma co się tłumaczyć, że byliśmy zmęczeni po podróżach czy grze, bo mieliśmy wygrać. Tyle że takie spotkania też się zdarzają i co ciekawe, czasem w pucharach gra nam się łatwiej niż w polskiej lidze. Ona jest inna, ciężka, trudna, nie tak otwarta. Trudno mi powiedzieć, jaki czynnik zawiódł w sobotę, ale na pewno duże znaczenie miała szybka bramka dla Jagiellonii, a także fakt, że sędzia nie zaliczył mojego wyrównania. Trochę więc mieliśmy pecha, trochę Jagiellonia miała szczęścia, ale trzeba już patrzeć do przodu. W czwartek jest Benfica, w niedzielę Cracovia, na tym się skupiam. W niedzielę zapewne już nie będzie problemów z zestawieniem środka obrony, ale w czwartek mogą się one zdarzyć, mimo powrotu Czrnomarkovicia. Jak chcecie je zamaskować? - Mamy mały problem, bo Lubo nie zagra, a nie wiadomo, co z Thomasem. Mamy szeroką kadrę, każdy powinien być gotowy do gry, a jeśli ktoś nowy dostanie szansę, to powinien zrobić wszystko, by bardzo dobrze zagrać. Nie chciałbym oceniać tej defensywy, poczekajmy z tym do czwartku. Pamiętasz tego Lecha z 2010 roku z meczów z Juventusem czy Manchesterem City? Byłeś wtedy chyba w drugiej klasie podstawówki, piłką pewnie już się interesowałeś. - Samych spotkań nie pamiętam, bardziej znam je ze skrótów. No i znam wyniki. Na pewno chcielibyśmy przysporzyć kibicom podobnych emocji. Teraz nie mogą oni przyjść na stadion, co jest dla nas ogromną stratą, bo grać z nimi takie spotkanie to największa przyjemność. Powinniśmy się jednak postarać pokazać podobną piłkę, jaką wtedy Lech pokazał. Rok temu w lipcu rozmawialiśmy w Opalenicy po sparingu z FC Midtjylland, który wygraliście 3-1, a ty wchodziłeś do pierwszego zespołu. Powiedziałeś wówczas, że po rewolucji kadrowej "młodzież trzyma pieczę nad zespołem, a starsi się do tego dostosowują". Coś się zmieniło przez te 15 miesięcy? - Nie, bo jakby nie spojrzeć, to młodzież decyduje o losach meczów. To nie jest tak jak w wielu innych zespołach, że młodzieżowiec gra, bo musi. U nas grają młodsi piłkarze dlatego, że są dobrzy. Nie jesteśmy w cieniu reszty drużyny, nie chowamy się za ich plecami. Ta młodzież w Lechu ma jakość, jest wyszkolona w akademii, decyduje o losach spotkań. Wtedy tak powiedziałem, bo w końcówce meczu z Midtjylland, mocną drużyną, było na boisku 9 czy 10 wychowanków. I gra była fajna. Uważam, że nic się tu nie zmieniło. Ów Midtjylland w środę zadebiutuje w Lidze Mistrzów, zagra z Atalantą, która już się o ciebie pytała. Będziesz śledził ten mecz? - Nie, zupełnie się tym nie interesuję. Teraz liczy się tylko Benfica.