Czwartkowym spotkaniem (18.55, transmisja w Polsat Sport Premium i na platformie IPLA) u siebie z Benficą piłkarze Lecha rozpoczną rywalizację w grupie D Ligi Europy. Ich rywalami będą również szkocki Rangers FC z Glasgow i belgijski Standard Liege. "Po tylu latach nieobecności na tym etapie Ligi Europy trudno było spodziewać się, że trafimy do łatwiejszej grupy, skoro byliśmy losowani z ostatniego koszyka. Z każdym trzeba jednak walczyć" - zaznaczył na początku Juskowiak. Podkreślił, że dla Benfiki i Lecha gra w Lidze Europy oznacza coś zupełnie innego. "Dla 'Kolejorza' udział w fazie grupowej LE jest dużym sukcesem i Lech zbierał gratulacje od innych klubów w Polsce, że w końcu udało się tego dokonać. Tymczasem dla Benfiki to trochę przykra konieczność, bo przy prawie 100 milionach euro zainwestowanych w nowych piłkarzy były plany, żeby dojść daleko w Lidze Mistrzów. Faza grupowa Champions League miała być obowiązkiem, jednak stało się inaczej. I teraz portugalską drużynę czeka występ w Lidze Europy. Jeden zawodnik Benfiki Darwin Nunez (Urugwajczyk sprowadzony we wrześniu - PAP) kosztował tyle, ile wynosi roczny budżet Lecha. To są zupełnie inne możliwości finansowe, aczkolwiek trzeba się z takimi rywalami zmierzyć, skoro chcemy równać do najlepszych" - podkreślił wicemistrz i król strzelców igrzysk olimpijskich 1992 w Barcelonie. Były piłkarz m.in. Lecha, Sportingu Lizbona, VfL Wolfsburg i Borussii Moenchengladbach uważa, że celem "Kolejorza" w czwartek powinno być przede wszystkim zaprezentowanie się z jak najlepszej strony. "W Portugalii i u nas są inne oczekiwania odnośnie tego meczu. Lech ma się dobrze zaprezentować i potwierdzić to, co pokazywał na początku sezonu - przede wszystkim skuteczną i mądrą grę. To można zaprezentować na tle Benfice, aczkolwiek oczywiście ta drużyna jest faworytem i to ona będą narzucać swój styl, poparty wysoką jakością, z bardzo wartościową ławką rezerwowych" - przyznał. Benfica w ostatnich miesiącach sprowadziła kilku znanych graczy. Wzmocnili ją m.in. Belg Jan Vertonghen, Argentyńczyk Nicolas Otamendi, Brazylijczyk Everton czy Niemiec Luka Waldschmidt. Czy zatem jest to zdecydowany faworyt grupy D, a rywalom pozostanie walczyć o drugie miejsce? "Dla mnie Benfica jest na pewno jednym z kandydatów do wygrania całej Ligi Europy. Potencjał, jakim dysponuje, absolutnie do tego upoważnia. Przecież Waldschmidt to aktualny reprezentant Niemiec. Bardzo trudno pozyskać takiego zawodnika, a Benfice się udało. Z kolei skrzydłowy Everton był na ostatnim zgrupowaniu reprezentacji Brazylii. To dla nas abstrakcyjne transfery i wyobrażenia - mieć aktualnych reprezentantów Niemiec czy Brazylii w swoich klubach. To jest jakość, która robi różnicę i z takimi ludźmi przyjdzie się Lechowi mierzyć. Bardzo trudne zadanie" - przyznał Juskowiak. Mimo tego 39-krotny reprezentant Polski widzi szansę dla zespołu Dariusza Żurawia. "Być może Benfica jest obecnie jeszcze na etapie budowania i zgrywania zespołu, szukania optymalnego ustawienia. To, jakie było ostatnio w meczu z Rio Ave (3-0 - red.), jest chyba optymalnym z punktu widzenia trenera Jorge Jesusa, chociaż Andre Almeida wypadł na długo z powodu kontuzji. Przegrany mecz z PAOK Saloniki w 3. rundzie kwalifikacji Ligi Mistrzów trochę tłumaczono właśnie brakiem zgrania. Myślę, że są jeszcze elementy, które trzeba wykorzystać, np. stałe fragmenty gry. Siła Benfiki może imponować, ale nie może paraliżować. Trzeba wierzyć, że można temu zespołowi się postawić. Ja uważam, że oprócz PAOK nikt w tym sezonie poważnie nie zagroził Benfice. Wprawdzie zwyciężyła w czterech ligowych spotkaniach, ale nie grała jeszcze z portugalską czołówką" - tłumaczył Juskowiak, obecnie ekspert telewizyjny. Lech przeszedł jak burza cztery rundy kwalifikacji Ligi Europy, jednak obecna forma poznaniaków może być pewną niewiadomą. Choćby z powodu przerwy na mecze reprezentacji. "Kolejorz", który nie będzie mógł wystawić przeciwko Benfice kilku obrońców, przegrał w sobotę w Białymstoku z Jagiellonią 1-2. "Akurat moim zdaniem, patrząc w perspektywie starcia z Benficą, może byłoby gorzej, gdyby Lech wygrał w Białymstoku np. 3:0 i wtedy zbyt spokojnie mógłby podejść do spotkania w LE. A tak mamy sygnał ostrzegawczy, że to nie jest żaden 'samograj', jak przed przerwą na reprezentację, gdy świetnie funkcjonował. Teraz znów trzeba do tego wrócić. Zwłaszcza do wysokiego pressingu, który był bardzo skuteczny. Oczywiście nie we wszystkich meczach w polskiej lidze dawało to zwycięstwa, ale Lech imponował. To było powtarzalne, zwłaszcza w eliminacjach LE. Teraz trzeba do tego nawiązać" - przyznał znakomity w przeszłości napastnik. Jak dodał, bardzo ważna będzie praca całej drużyny w defensywie, choć nie można zapomnieć o swoich możliwościach w ataku. "Czasami jest tak, że w tych najtrudniejszych meczach trzeba bardziej zwrócić uwagę na defensywę - wtedy ofensywni zawodnicy więcej pracują w obronie i wcale nie wygląda to źle. Z takim zespołem jak Benfica cała drużyna musi przykładnie pracować w defensywie. I Lech to może zrobić. Wysoki pressing się sprawdza. Benfica nie lubi takiej gry, gdy wszyscy rywale na boisku są zaangażowani, więc z tego można wyprowadzić dobry kontratak. A Lech ma zawodników, którzy mogą skutecznie wyjść z kontrą. Zresztą te proporcje muszą zostać również nastawione na ofensywę. Z Benficą nie można się tylko bronić, bo wtedy będzie trudno o korzystny wynik. I dobry wizerunek, bo przecież generalnie o to chodzi nam w takim meczu" - podsumował Andrzej Juskowiak.Rozmawiał: Maciej Białek