Andrzej Grupa, Interia.pl: Lech Poznań po raz trzeci z rzędu stracił punkty w ostatniej akcji meczu, a to nie jest chyba normalne. Czy coś złego dzieje się z tą drużyną? Bartosz Ślusarski: Mamy taki typowy przykład, że najpierw była euforia po awansie do grupy, po sytuację, w której klub staje się regularny w czymś niedobrym. Nie ma co tu za wiele dyskutować, te końcówki powtarzają się nie tylko w Ekstraklasie, ale i w pucharach. Z tego wynika, że brakuje koncentracji, ale i inne czynniki są odpowiedzialne. Obraz Lecha jako klubu mocno się teraz zmienił. Dlaczego więc tak się dzieje, że jego mecze wyglądają inaczej niż dwa miesiące temu? - To dobre pytanie, które pewnie teraz każdy sobie zadaje. Ja i tak jestem pod wrażeniem tych młodych chłopaków, jak długo byli w stanie trzymać poziom. Moder, Puchacz i Kamiński ciągnęli grę z doświadczonymi: Tibą, Ramirezem i Ishakiem, który cały czas pokazuje, że jest klasowym napastnikiem. Pojawiły się jednak wahania formy. Nie chcę tu mówić, że na sto procent doszło też zmęczenie, bo nie jestem trenerem przygotowania fizycznego. Zaraz mi ktoś powie, że jak to: Polacy nie mogą grać na równym poziomie przez dłuższy czas, a inni mogą? Chodzi o to, że forma lechitów spadła i doszło coś jeszcze. Znamienna była w czwartek strata Pedra Tiby, po której padła bramka na 1-1. To doświadczony piłkarz, tak wiele dający tej drużynie, powinien zachować się zdecydowanie lepiej. Aż dziwne jest, że akurat jemu zabrakło tej boiskowej mądrości. Z kolei zachowanie Crnomarkovicia... No tu trzeba już przemyśleć pewne rzeczy. Akcja Standardu nie była groźna, nie trzeba wtedy faulować, to jest wielka nieodpowiedzialność. W podobnym tonie można się odnieść do Tiby, ale ja tego chłopaka będę akurat bronił, choć popełnił duży błąd w ważnym momencie. Mieliśmy przewagę gracza, prowadziliśmy 1-0 na wyjeździe, w drugim meczu w Glasgow był dobry wynik. To są momenty kluczowe w walce o awans. Od piłkarzy oczekuje się odpowiedzialności, w Lechu jej w czwartek zabrakło. Przed spotkaniem dyrektor sportowy Lecha Tomasz Rząsa mówił w TVP Sport, że klub jest gotowy do gry na trzech frontach. Zgadza się pan z tą opinią? - Tomek się obroni z tą tezą, bo przecież dwa miesiące temu walczyli o tę fazę grupową, mieli Puchar Polski oraz Ekstraklasę i dawali radę. Fakt, wyniki w lidze już wtedy nie były najlepsze, ale wszystkie siły rzucano na puchary. Ciężko mi oceniać całą kadrę, nie mam wglądu do danych o kontuzjach i innych sprawach. Powiem tak: ci zawodnicy, którzy byli w czwartek na boisku, powinni sobie poradzić. Sytuacja tak się wyklarowała, że grali w przewadze i mieli korzystny wynik. Zdecydowała mądrość drużyny w tej danej chwili, a nie ilość piłkarzy, którzy są w stanie wejść i zmienić losy meczu lub utrzymać to co jest. Wiem, do czego pan zmierza: trener Żuraw zrobił zmiany i gra siadła. Tak, to było widoczne, ale kluczowe momenty nastąpiły wcześniej. Jakub Moder spędził na boisku już ponad 1800 minut w Lechu i pierwszej reprezentacji Polski, Tymoteusz Puchacz niemal dokładnie tyle samo w "Kolejorzu" i młodzieżówce. Oni wcześniej aż tyle i na takiej intensywności nigdy nie grali, więc teraz brakuje im już sił. No więc jak Lech może być gotowy do gry na trzech frontach, jeśli zmiennikiem Modera jest w teorii Karlo Muhar? Pamiętamy, jak prezentował się Lech z Muharem... - Tak, brakuje tym chłopakom pary i trzeba ich usprawiedliwić, bo to pierwszy taki ich sezon. Oni gonili na kadrach, gdy reszta odpoczywała. Ktoś mi zarzuci, że przecież w innych europejskich klubach też tak jest. Może i jest, ale przed meczami ligowymi trenerzy mogą dać swoim gwiazdom wolne, czasem zabrać na jakiś wyjazd i wpuścić tylko na ostatnie pół godziny. No więc wracamy do tematu szerokiej kadry, coś w tym jest na rzeczy, że trochę jej brakuje. Pamięta pan tę sytuację, że grał Muhar, Moder siedział na ławce, ale w końcu trener dał mu szansę? Czy to znaczy, że teraz Muhar nie może wejść za niego w lidze? Owszem, jakościowo kadra jest trochę wąska, ale u tych najlepszych piłkarzy przychodzi taki moment, że jeden lub dwa spokojne tygodnie by się przydały. Czy mając na uwadze iluzoryczne szanse na awans do fazy pucharowej i kiepską sytuację w Ekstraklasie, trener Żuraw nie powinien jednak trochę odpuścić meczów z Benficą i Rangersami? Nie tylko odpuścić w sensie sportowym, bo Lech musi walczyć, ale jednak wstawić kilku zmienników? - Na pewno kibice będą wówczas wściekli. Już zresztą są, czytam twittera, widzę co się dzieje. Ja bym nie odpuszczał. Nie myślę o odpuszczaniu, ale zrobieniu kilku zmian. W Liege na ławce został Alan Czerwiński, może w Lizbonie w najbliższy czwartek powinno usiąść trzech, czterech podstawowych graczy? - Sam jestem ciekaw, co zrobi Darek, bo w lidze rzeczywiście trzeba już mocno gonić. Mimo wszystko walczyłbym wciąż na dwóch frontach. Wiem, że strata w Ekstraklasie jest duża, a niektórzy kibice już poddali mistrzostwo Polski. Ile pan osób zapyta, tyle będzie zdań w tek kwestii. Skoro dyrektor sportowy mówi, że mamy szeroką kadrę, to walczmy. Lech potrafił już grać z Benficą jak równy z równym, w Szkocji też nieźle sobie radził przez większą część czasu. Te zespoły nie są poza jego zasięgiem. Zresztą na takie spotkania się naprawdę długo czeka. Warto próbować walczyć do końca, a jeśli ktoś jest bardzo zmęczony, niech zacznie na ławce i wejdzie w trakcie gry, aby pomóc. Zmiennicy mogą coś wtedy udowodnić. Gdzie Lech powinien szukać zimą wzmocnień? - Z przodu nie, bo Kaczarawa jest dobrym piłkarzem, to wartościowy zmiennik. Awwada trudno mi ocenić. W środku mamy wystarczającą liczbę piłkarzy, choć wiadomo, że Moder może odejść już zimą i trzeba temu zaradzić. Powrót Muhara do składu może nie spodobać się kibicom, zresztą nie wiadomo, czy będzie dobry dla drużyny. W tej trójce: Tiba, Moder, Ramirez, każdy ma skłonności do gry ofensywnej i kierowania grą. Oni chcą coś zrobić w ofensywie, ale brakuje typowego defensywnego pomocnika i tu trzeba drużynę uzupełnić. Wszystkie siły kierowałbym jednak na wzmocnienie defensywy. Lech ma solidnych bocznych obrońców, ale problemy na środku. I podpisuję się pod tym, co mówi wielu kibiców w kwestii bramkarza. Nie chcę powiedzieć, że Bednarek jest złym bramkarzem, że czekamy na van der Harta, bo wiemy, jak on długo grał, ale tu przydałby się po prostu jakiś kozak. Moi koledzy, z którymi rozmawiam, nie mają też pretensji do bramkarza, ale podkreślają, że rzadko się zdarza, by bramkarz w Lechu wybronił drużynie mecz. Zrobił coś takiego, jak Bednarek w Charleroi. Takich spotkań potrzeba dużo więcej. W swojej karierze w Lechu też miał Pan przykre pucharowe mecze, jak z AIK Solna czy Żalgirisem Wilno. Czy kolejna tego typu porażka w ostatniej akcji może mieć wpływ na to, jak Lech zaprezentuje się w poniedziałek w Gdańsku w meczu z Lechią? - Lechowi często się przytrafiało, że po dobrym meczu pucharowym przychodził albo słaby mecz w lidze, albo rozprężenie. Mam nadzieję, że teraz będzie odwrotnie. Pierwsze co powiedziałem, po tej bramce dla Standardu na 2-1, to: "kurdę, jakie teraz będzie g..no". Ludzie mają już dość tego braku odpowiedzialności. Tu chodzi o myślenie, a nie brak umiejętności, bo nie może trzeci mecz tak samo się kończyć. Trzeba odpowiedzialnie podejmować decyzje. Być może Lech zagra w Gdańsku bezpiecznie, ale liczę mimo wszystko na dobre spotkanie. Rozmawiał Andrzej Grupa Liga Europy: wyniki, tabele, strzelcy, terminarz