Rozmowę ze współwłaścicielem i prezesem Lecha Piotrem Rutkowskim przeprowadził red. Dawid Dobrasz z portalu Meczyki. Najważniejszy człowiek w klubie z Poznania milczał w ostatnich tygodniach, podobnie zresztą jak odpowiadający za sprawy sportowe w klubie dyrektor Tomasz Rząsa. A Lech ma duży problem, choć jako jedyny zdołał awansować do fazy grupowej Ligi Konferencji. Wcześniej jednak we wstydliwy sposób przegrał eliminacje Ligi Mistrzów, poległ na Islandii, a do tego w Ekstraklasie jest dzisiaj ostatni. I jako jedyny nie wygrał w niej meczu. Prezes Lecha wskazuje faworyta do mistrzostwa Polski. To Raków Częstochowa Lech co prawda ma za sobą dopiero cztery spotkania, a dziś zagra po raz piąty, ale w krajowych zmaganiach spisuje się koszmarnie. Będzie też musiał aż do połowy listopada łączyć je z grą w Lidze Konferencji i Pucharze Polski - piłkarze będą mieć wolny raptem jeden weekend we wrześniu. Piotr Rutkowski przyznaje co prawda, że celem "Kolejorza" jest obrona tytułu, ale za faworyta uważa kogoś innego. - Nie tylko ja uważam, że Raków jest w tej chwili największym faworytem. My mamy problemy, słabo rozpoczęliśmy, a do tego czekają nas ogromne wyzwanie. Raków zaś bardzo dobrze się rozwija, to bardzo ciekawy projekt, dobrze zarządzany, choć zupełnie inny niż nasz - stwierdził Rutkowski i podkreślił rolę Michała Świerczewskiego w budowaniu jakości w Częstochowie. Zaraz jednak dodał: - Każdy klub musi przetrwać kryzys, Raków się dobrze rozwija, taki kryzys im się jeszcze nie trafił. Wiemy też, że inne oczekiwania są w Poznaniu i Częstochowie. Lech to większy klub, nie lepszy, ale większy i nie chodzi mi tu o to, by się licytować. Raków jest projektem, który trwa kilka lat, a widziałem już kilka takich: Polonię Warszawa, Jagiellonię, która nam odjeżdżała, Piast będący mistrzem Polski. Lech nie zaryzykował i został z niczym - bez Helika i Kownackiego Obecne problemy Lech są m.in. następstwem kiepskiego okienka transferowego, ale też wielu kontuzji. Rutkowski zdaje sobie sprawę z tego, że wiele kwestii można było rozwiązać lepiej. Albo inaczej. Jak choćby utrzymanie Dawida Kownackiego, którego Lech mógł wykupić z Fortuny Düsseldorf za półtora miliona euro. "Kownaś" był bardzo ważnym zawodnikiem w mistrzowskim Lechu, tak na boisku, jak i przede wszystkim w szatni. I chciał w Poznaniu zostać, a dziś bryluje w drugiej Bundeslidze i zapewne wróci do reprezentacji Polski. - Te pieniądze miały być przeznaczone na transfer Michała Helika. Tak ułożyliśmy plan, że w pierwszej kolejności chcieliśmy zapełnić wakat na środku obrony, mieć środki na Sousę i na bramkarza. Gdybyśmy wykupili Dawida, zabrakłoby nam pieniędzy na inne pozycje. Dzisiaj, gdybym wiedział, że nie dogadam się z Helikiem, to te wszystkie pieniądze bym od razu wytransferował do Düsseldorfu. Wtedy nie mogliśmy tego zrobić, dziś nam szkoda, że Dawid nie jest u nas - stwierdził prezes Lecha. Przy okazji zdradził, że wypożyczony z Metalista Charków Artur Rudko ma wysoki kontrakt. 16 milionów strat Lecha Poznań. I klapa z transferem Jóźwiaka Co ciekawe, Lech poprzedni mistrzowski sezon zakończył ze stratą 16 milionów złotych. Teraz niemal tyle samo dostał za awans do fazy grupowej Ligi Konferencji. - Tyle kosztowało nas utrzymanie zespołu, najdroższego w historii Lecha. To był zespół o 40-50 procent droższy niż w 2020 roku, gdy też graliśmy w fazie grupowej. Do tego wydaliśmy 55 milionów złotych na Akademię, choć planowane było 45. Tak skoczyła inflacja - mówił Rutkowski i dodał, że Lech nie odzyskał pieniędzy za transfer Kamila Jóźwiaka do Derby County, którego Anglicy sprzedali dalej do Charlotte w MLS. - Brakuje nam tych 15 milionów. Widzieliśmy już w poprzednim sezonie, że nie odzyskamy tych pieniędzy, choć zdążyliśmy już je wydać. Oni są w procesie upadłości, nowy właściciel nie odpowiada za to, co było wcześniej. To bardzo trudna sytuacja, skierowaliśmy sprawę do CAS, FIFA, wynajęliśmy angielską kancelarię. Wiele razy już to przeżywaliśmy, wcześniej nie dostaliśmy pół miliona za Tshibambę z Larnaki (chodzi prawdopodobnie o grecką Larisę - red.). Tam też klub ogłosił upadłość i zmienił literkę w nazwie - stwierdził Rutkowski. Ishak? "Niech nam da te 20 bramek i może odejść" Właściciel Lecha przyznał też, że liczy się z odejściem Mikaela Ishaka, któremu po sezonie skończy się kontrakt. Szwed będzie miał wtedy 30 lat i może ostatnią szansę na podpisanie wysokiego kontraktu w lepszej lidze. - Może się zdarzyć, że powtórzy się sytuacja z Christianem Gytkjaerem, który też wypełnił kontrakt i odszedł do Włoch, a dziś gra w Serie A. Robimy to świadomie, nie chcemy go sprzedawać. Oni wiedzą, tak samo Šatka, że zawsze mogą tu zostać, jak będą chcieli. Podobnie było z "Gytem". Ci zawodnicy dużo dla tego klubu zrobili, Ishak również zrobił i jeszcze zrobi. Niech nam da te 20 bramek i może odejść - przyznał Rutkowski. O ewentualnych wzmocnieniach Lecha w tym okienku transferowym nie chciał jednak mówić. - Powinniśmy zrobić jakiś ruch, byśmy byli bezpieczni. Nic więcej nie powiem, bo zostało kilka dni i dynamika wszystkich działań jest ogromna. Jestem świadomy, że ta kadra potrzebuje wzmocnień, a to okno nie idzie po naszej myśli - zakończył Rutkowski.