Radosław Nawrot: Gdy powiemy kibicowi Lecha "Islandia", od razu ma przed oczami Stjarnan. To największy koszmar pucharowy. Jaką mamy gwarancję, że to się już nie powtórzy? Piotr Giedyk, twórca "Piłkarskiej Islandii", strony na FB założonej w 2013 roku, na której od 9 lat opisuje islandzki futbol do dzisiaj.: Kibice Lecha nie mają żadnej gwarancji, że ten islandzki koszmar się nie powtórzy. Powiedziałbym raczej, że istnieją ku powtórce dobre warunki. Oczywiście na korzyść mistrzów Islandii. Szczególnie podczas meczu w Reykjavíku. Nie zabrzmiało to dobrze, wręcz skóra cierpnie. Vikingur jest tak dobry jak Stjarnan wtedy czy raczej wietrzymy sensację poprzez słabości Lecha? - Víkingur to klub dużo lepszy niż tamten Stjarnan, dużo lepiej poukładany, z innym pomysłem na grę. Stjarnan to była jednoroczna przygoda, trzy wspaniałe dwumecze i mistrzostwo na krajowym podwórku. I to wszystko. Víkingur to większy projekt, który przetrwał próbę zimy, czyli ten ciężki dla islandzkich klubów okres, kiedy trzeba konsekwentnie utrzymać i budować dalej silną ekipę na przyszły rok. Im to się udało i śmiało można rzec, że Víkes rosną w siłę każdego miesiąca. Staram się nie wietrzyć sensacji ani nie straszyć Wikingami, bo Lech jest lepszą drużyną i takie argumenty to jeszcze za mało, żeby stawiać ekipę z Poznania na przegranej pozycji, ale mam wrażenie, że to może być zacięty dwumecz i Víkingur nie jest bez szans. Oni też chcą awansować do kolejnej rundy. Mimo wszystko, polska liga jest nisko notowana w Europie, ale islandzka - jeszcze niżej. To 52. pozycja na kontynencie. Może my jednak ciut przesadzamy z tą ostrożnością? - Nie sugerowałbym bym się zbytnio tym rankingiem. Zwłaszcza w przypadku Islandii. Islandzkie kluby miały w tym roku odbudować pozycję w Europie, po tym jak spadli na dno rankingu UEFA i stracili jedną drużynę wchodzącą do kwalifikacji. To wywołało niemałą burzę w dyskusji o klubowej piłce. I od razu wzięto się do roboty. Dobrze się złożyło, że są teraz dwie drużyny na wysokim poziomie. Mam na myśli Breiðablik, no i Víkingur. Blikar już w zeszłym roku pokazali się z dobrej strony, kiedy bez problemu wyeliminowali luksemburski Racing Union, potem zasłużenie i nieprzypadkowo wygrali z Austrią Wiedeń i wtopili po ładnych dwóch meczach z dużo cięższym Aberdeen. W tym roku kontynuują swój duży projekt i są już w 3. rundzie eliminacyjnej. Víkingur to teoretycznie i na papierze nieco gorszy zespół niż Blikar, ale też mają predyspozycje do walki o fazę grupową Ligi Konferencji Europy. Myślę, że wynik dzisiejszego losowania potencjalnych par w Q4 LKE może narobić im jeszcze większego apetytu. To realna możliwość dotarcia dalej, zarobienia większych pieniędzy, o czym mówi się już teraz. Myślę, że większość osób patrzy na te kluby z krajów dołka tego rankingu, jak na murowaną wygraną, ogranie tzw. ogórków i pewny awans, ale gdy przyjrzymy się sytuacji bliżej - tak jak tutaj z Islandią, to zaczyna to wyglądać nieco inaczej. Pozycja w rankingu to efekt przeszłych lat, w przypadku Islandii kilkuletni dołek. Aktualnie jednak islandzkie kluby robią najlepszy wynik w Europie i zbijają najwięcej punktów ze wszystkich krajów. I w ten sposób z 52. miejsca wskoczyli już na 47. pozycję i odzyskają dzięki temu za dwa lata cztery drużyny w eliminacjach do europejskich pucharów. Lech po Stjarnan na pewno będzie ostrożny, niemniej niepowodzenie z Islandczykami wywróci klub do góry nogami. Zapytam więc tak, gdyby Vikingur grał w polskiej lidze, gdzie byśmy go znaleźli? - Ciężko mi ocenić, gdzie byłby Víkingur, gdyby grał w polskiej lidze. Po pierwsze sezon ligowy na Islandii trwa od kwietnia do października, to 27 kolejek ligowych, a nie 34 jak w Polsce. Co prawda w piłkę trenuje i gra się na Islandii prawie cały rok z przerwą w listopadzie i pierwszą połówką grudnia, są regionalne i krajowe puchary, ale to jednak inny format ligowy. Fantazjując więc lekko, to ten Víkingur z sezonu 2022, który obecnie oglądamy - mógłby skończyć gdzieś za Wisłą Płock, Radomiakiem albo Górnikiem Zabrze w sezonie 2021/22. Wisła Płock - znowu brzmi groźnie... Zapytam jednak o system wiosna-jesień, bo on może mieć znaczenie. Wszak nie bez powodu polskie kluby mają problemy na przełomie, latem. Zatem Vikingur teraz jest jak Lech, dajmy na to, w październiku. To będzie istotne? - Uznajmy, że można tak porównać. Víkingur dzielnie goni za liderem - Breiðablikiem. Oprócz ostatniego zremisowanego meczu ligowego są niemal nieustraszeni na krajowym podwórku. Gdyby wpadli pograć w polskiej ekstraklasie, to prawdopodobnie napsuliby krwi połowie drużynom. W jakich obszarach finansowych poruszamy się, gdy mówimy o Vikingurze? Jaki to budżet? Ich najwyższy transfer wychodzący to bodajże Karlsson za pół miliona euro? A za ile kupują? - W islandzkim futbolu nie mówi się otwarcie o pieniądzach. Rzadko padają nawet kwoty miesięcznych zarobków zawodowych i półzawodowych piłkarzy, choć te od trzech lat mogą robić w niektórych przypadkach wrażenie. Większość pozostaje jednak przemilczana, jeśli chodzi o konkretne sumy. Również, jeśli mowa o transferach. Moja odpowiedź nie będzie więc ani precyzyjna, ani wielce wiarygodna. Budżet klubu to aktualnie jakieś 3,5-4 miliony euro. Kupno zawodników nie przekracza w większości przypadków 100-150 tys. euro za piłkarza i klub stara się raczej korzystać z atrakcyjnych ofert, nie wymagających wydawania dużych pieniędzy za jednego zawodnika. Szczególnie jeśli chodzi o młodych graczy, których potrafią skusić powrotem na Islandię z większych europejskich firm, jak np. z Holandii, czy ze Skandynawii. Víkingur potrafił również zatrzymać w klubie świetnego Nikolaja Hansena - króla strzelców z zeszłego sezonu, który został okrzyknięty przez większość islandzkich mediów sportowych najlepszym zawodnikiem ekstraklasy. Były oferty za niego, kuszono go grą za wielką wodą, a jednak został w Reykjavíku. Nikolaj nieco rozczarowuje w tym roku, ale wierzę, że niebawem odpali i wróci jego skuteczność. Tym bardziej, że z klubu odszedł mega talent - Kristall Máni. I tu jeśli mowa o kasie, to było ponoć jakieś 200 tys. euro. Nikołaja Jansena, tego gracza polskiego pochodzenia? Co o nim wiemy? - Tak. To napastnik, który robi wrażenie i byłby raczej podstawowym zawodnikiem większości klubów z nordyckich ekstraklas. Nikolaj ma świetne warunki fizyczne. To wysoki i szybki napastnik, który czuje się dobrze również po bokach. Poza groźnymi strzałami, niezłą techniką - potrafi też solidnie podawać przy kluczowych sytuacjach bramkowych. Bardzo dobrze znosi mecze o większą stawkę, jest silny psychicznie podczas 90 minut gry. Czy on naprawdę ma mocne więzi z Polską? - Z tego co mi wiadomo, to jego mama jest Polką i pochodzi z Pabianic, a swego czasu trenował również z Widzewem. W zeszłym roku był zainteresowany grą w Polsce, ale nic z tego nie wyszło. W którym klubie? - Nie znam szczegółów, ale pamiętam, że interesowała go gra w ekstraklasie. Czy rzeczywiście Islandczycy grają w swej ekstraklasie półamatorsko? Jak to wygląda w Vikingurze? - Półamatorsko to złe określenie, bo amatorsko nie gra się już w ogóle. Piłkarze grają albo w pełni zawodowo albo na kontraktach półzawodowych. Są kluby, które postawiły na całkowity profesjonalizm, zaś reszta (nie licząc niektórych przypadków beniaminków) do tego dąży. Víkingur jest pod tym względem jeszcze wymieszany. Należy jednak zwrócić uwagę na to, że nawet dla półzawodowych zawodników w Islandii piłka nożna jest priorytetem, a dodatkowa praca np. pasją albo sposobem na dodatkową kasę. Wymaga się od nich, że w większości poświecą się futbolowi, czyli treningom, przygotowaniom do meczów oraz innym sesjom związanym z drużyną. I tacy półzawodowi piłkarze są zaangażowani w codzienne życie klubu tylko trochę mniej od swoich profesjonalnych kolegów z tej samej drużyny. Tak samo np. latają na zagraniczne zgrupowania do ciepłych krajów, tak samo uczestniczą w różnych inicjatywach klubu. Jak gra Vikingur? Jaki jest styl trenera Gunnlaugssona? - Arnar to trochę taka menadżerska nowość w piłce klubowej Islandii. Wynika to z tego, że lubi on, kiedy jego drużyna gra szybki i ofensywny futbol, bez zbędnego zastawiania się w obronie - nawet przeciwko wymagającym drużynom. I wychodzi mu to coraz lepiej, a zwolenników jego stylu jest coraz więcej. Inni trenerzy jeszcze rok temu kręcili nosem, ale teraz Arnar buduje konsekwentnie zespół właśnie w taki sposób i przynosi to korzyści. I wychodzi mu to coraz lepiej, a i zwolenników jego stylu jest coraz więcej. Myślę, że w najbliższy czwartek zobaczymy mistrzów Islandii w ich drugim ulubionym ustawieniu, czyli 4-2-3-1. Którzy gracze są szczególnie groźni i prezentują najwyższy poziom? - Myślę, że wskazać możemy już na bramkarza - Ingvara Jónssona, który osiem lat temu zatrzymał w europejskich pucharach w barwach Stjarnanu ekipę z Poznania. Dzisiaj Ingvar jest bardziej doświadczonym golkiperem. Pograł również w Skandynawii. Dalej popatrzmy na obronę - teoretycznie najsłabszą formację tej drużyny. Logi Tómasson to utalentowany defensor z dużym potencjałem na grę w lepszych rozgrywkach, a w przyszłości także w reprezentacji. Do tego lubi i potrafi wtrącić się nagle do akcji ofensywnych, gdzie czasem asystuje i strzela bramki. Pomoc - Júlíus Magnússon (kapitan), czyli 2-3 lata temu wielki talent, który obecnie wypracował sobie miano jednego z lepszych pomocników ligi islandzkiej. Erlingur Agnarsson i Viktor Örlygur to następni piłkarze warci wzięcia pod lupę. Patrzę jeszcze na pomoc, trochę znowu na defensywę i widzę kolejny talent na miarę przyszłej reprezentacji, który udało się podebrać Breiðablikowi po świetnym wypożyczeniu. Mowa o Karlu Friðleifurze Gunnarssonie, choć został on cofnięty do obrony - ma zadatki na solidną grę na skrzydle. Jego atutem jest szybkość. Pablo Punyed - reprezentant Salwadoru. Niezłomny "szeryf" drużyny, który nie boi się twardej gry, świetnie rozgrywa piłkę i nie daje sobie w kaszę dmuchać. Staje murem za kolegami z drużyny i czasami na jego minus jest to, że lubi się wykłócać. Napastnicy? Nikolaj Hansen został już przedstawiony wyżej. W ataku groźny jest Ari Sigurpálsson, który szybko może wejść na poziom Kristalla Mániego, który odszedł już do Rosenborga. Sądzę, że kwestią czasu jest, kiedy Ari zacznie rozstrzelać ekstraklasę, jak również zdobywać gole w meczach międzynarodowych. Być może już w nadchodzącym dwumeczu. Czy fakt, że Ingvar Jónsson pamięta triumf Stjarnan nad Lechem może spowodować, że zaszczepi tym szatnię Vikingura? Czy po latach ma to jeszcze znaczenie? - Zapewne opowie kolegom z drużyny trochę o tamtej przygodzie, ale to raczej nie ma już większego znaczenia, bo po pierwsze było to dość dawno, a po drugie Stjarnan był jednak pod wieloma względami innym klubem niż Víkingur. Lech zresztą też się zmienił. Z pewnością pamięta i wie czego spodziewać się po trybunach podczas meczu wyjazdowego i to może zadziałać na plus - dla niego i całej drużyny. A propos trybun, Lech zagra na sztucznej nawierzchni i bardzo małym stadionie. To duży atut Vikingura? - To ich bardzo duży atut, bo klubowi zależało, aby w trzeciej rundzie eliminacyjnej zostać na Víkingsvöllur, a nie grać np. na Laugardalsvöllur lub innym większym stadionie w okolicy. Drużyna czuje się tam doskonale. Z drugiej strony trybuna licząca 1149 miejsc siedzących to za mało dla samych kibiców Víkinguru. Już podczas meczu z Malmö był problem, że wiele osób oglądało mecz w knajpie przy stadionie albo u siebie w domu, zamiast na trybunie. Kibice? Nie będzie ich chyba zbyt wielu? - Víkingur może pochwalić sporą jak na islandzkie warunki grupą kibiców, która organizuje w trakcie meczów świetny doping i nieskomplikowane, ale jednak - oprawy. Czasami pojawiają się nawet race. Kibice jeżdżą również za swoją drużyną do innych miejscowości. W tym roku również za wielką wodę. Np. na wyjazd do Malmö poleciało blisko 90 fanów Víkes, którzy fajnie oflagowani i z niezłym dopingiem wspierali swój zespół przez całe te piekielne 90 minut z dodatkiem. Czy starcie z Lechem budzi na Islandii spore zainteresowanie? Co się mówi o tym meczu? - Z każdym dniem im bliżej czwartku tym więcej mówi się o starciu z Lechem. Wspomina się delikatnie Stjarnan, mówi się także o ciężkim dwumeczu z zespołem o podobnym lub niewiele gorszym poziomie do Malmö. Być może wśród samych Islandczyków minimalnie większym zainteresowaniem cieszy się spotkanie Breiðabliku z Başakşehir, bo nakręcano od paru dni, że w drużynie gości grać będzie Mesut Özil, który ostatecznie nie wystąpi w tej rundzie. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę liczną Polonię w Islandii, to i mecz z Lechem będzie budził duże zainteresowanie. Oba mecze podobnie jak wszystkie dotychczasowe islandzkich drużyn w europejskich pucharach będą transmitowane w komercyjnej telewizji Stöð 2 Sport (coś jak nasz C+ albo Polsat Sport). Kto nie pójdzie na stadion ten zasiądzie przed telewizorem w domu lub w knajpie. Myślę, że będzie to bardzo ciekawy wieczór dla osób mieszkających w Islandii i oba czwartkowe spotkania są już bardzo wyczekiwane. Wiemy już, że podniósł się poziom islandzkiej piłki reprezentacyjnej. Islandia była rewelacją Euro 2016, grała na mundialu 2018. Czy to przełożyło się na wzrost poziomu rodzimej ligi? - Tak, z pewnością miało to dobry i znaczący do tej pory wpływ na rozgrywki ligowe. Zamieszanie spowodowane koronawirusem zahamowało trochę rozwój ligi, bo ta mocno ucierpiała przez restrykcje sanitarne - szczególnie w sezonie 2020, ale w zeszłym roku wznowiono reorganizację rozgrywek ekstraklasy. W tym sezonie możemy cieszyć się grą najwyższej ligi od kwietnia do końca października, a nie jak to miało miejsce do tej pory - od maja do końca września. Będzie również podział na grupę mistrzowską i spadkową, czyli w sumie 27 kolejek, a nie 22 jak wcześniej. I ta tendencja rozszerzania sezonu ligowego ma postępować w kolejnych latach. Docelowo rozgrywki ekstraklasy mają trwać od początku marca do końca listopada. Tzw. okres pre-season zostanie mocno skrócony. Obecnie jest on najdłuższy w Europie, bo trwa od grudnia do kwietnia, jeśli nie bierzemy pod uwagę Pucharu Ligi od połowy lutego. Tu prawdziwym sprawdzianem będą warunki na stadionach. Nie bez powodu stawia się na syntetyczną murawę i sztuczne oświetlenie. Nawet granie na zadaszonych boiskach i stadionach nie jest już takie modne, jak "zimowe pykanko" przy odgarniętym śniegu w świetle jupiterów, choć ciężko zwyciężyć z dość częstymi śnieżycami. Wolą Islandczyków jest jednak granie na zewnątrz, przez cały rok. Choćby w śniegu. Wzrost poziomu rodzimej ligi to również coraz większe pieniądze, coraz ciekawsze transfery zagranicznych zawodników, coraz większe możliwości klubów i ich postępująca profesjonalizacja. Oby za tym wszystkim szły również wyniki w europejskich pucharach, bo na to stawia się w Islandii coraz bardziej. Od klubów oczekuje się awansu do kolejnych rund, a realnie - jeśli jest to w danym sezonie możliwe - do fazy grupowej Ligi Konferencji Europy. Pracujący od lat na Islandii Rafał Ulatowski mawia, że Vikingur to klub szczególny, bo zmienia trendy islandzkiej piłki. Jego piłkarze chcą prowadzić grę, przejmować inicjatywę. Z Lechem też? - Myślę, że z Lechem również. Skoro z Malmö odważyli się zagrać wyżej, to z Lechem znowu powinniśmy zobaczyć ciekawy futbol w ich wykonaniu. Nie tylko w Reykjaviku. Pańskim zdaniem, kto przejdzie dalej? - Ostatecznie chyba Lech. No chyba, że już w Reykjaviku mistrzowie Islandii zagrają na 100% i osiągną dobry rezultat. Sporo przemawia za niespodzianką i uważam, że Víkingur stać na awans, ale to wciąż będzie jednak jakaś niespodzianka. Vikingur Reykjavik - Lech Poznań. Gdzie obejrzeć? Lech Poznań zagra z Vikingurem Reykjavik w czwartek o godz. 20.45 czasu polskiego. Transmisja w TVP Sport. To trzecia, przedostatnia runda kwalifikacji Ligi Konferencji. Niezwykły quiz o sportowych zwierzętach. Aż się zdziwisz