Zapraszamy na relację na żywo z meczu Lech - Legia Relacja na żywo dla urządzeń mobilnych Nicki Bille Nielsen zastąpił w Lechu Kaspra Hamalainena, który na początku roku przeniósł się do Legii. Przejął nawet koszulkę po Finie z nr 19., a w debiucie przeciwko Termalice zdobył pięknego gola. W drugim spotkaniu w Bielsku-Białej doznał jednak kontuzji i dopiero w tym tygodniu wrócił do gry. Występ przeciwko liderowi z Warszawy będzie jego trzecim w polskiej Ekstraklasie. - To lepsze niż seks. W momentach, kiedy brakowało mi sił, patrzyłem na kibiców i dostawałem więcej energii. To absolutnie fantastyczne - mówił po spotkaniu z Termalicą, które obserwowało 17 tys, widzów. Teraz będzie ich ok. 41 tys. Jak więc Bille mógłby nazwać ewentualne trafienie w spotkaniu z Legią? - Nie wiem, trudno powiedzieć. Może będzie jak orgia! - wypalił napastnik Lecha. - Najważniejsze jest, aby wygrać ten mecz, a kto strzeli, to nieistotne. Odkąd tu przyszedłem, każdy mówi tylko o tym meczu. Nie mogę się już go doczekać, będzie piękne widowisko - dodaje. Piłkarz zapewnia, że po kilku tygodniach leczenia kontuzji mięśniowej nie czuje już bólu. - Nie miałem chyba żadnego dnia przerwy, codziennie ciężko pracowałem. Jestem zdrowy i czuję się dobrze - zapewnia. Twierdzi też, że jest gotowy do rywalizacji przez 90 minut. - Przed pierwszym spotkaniem nie byłem dobrze przygotowany, a mimo tego rozegrałem prawie całe 90 minut bez problemu. Jestem w takiej formie, że mogę rozegrać pełne spotkanie - twierdzi Duńczyk. Jeśli strzeli bramkę, to nie ma z góry zaplanowanego scenariusza radości. Po golu w pierwszym spotkaniu udawał rewolwerowca, ale to była spontaniczna decyzja. - Gram emocjami, jak coś strzelam, to improwizuję. Robię to, co czuję w danym momencie. Najważniejsze to strzelić, a dopiero później pomyślimy o celebrowaniu - przyznaje piłkarz. O Legii nie chciał mówić zbyt wiele, nie potrafił wymienić nazwiska choćby jednego z obrońców tego klubu. - Wszyscy szanujemy ten zespół, to obecnie numer jeden w lidze. Widziałem kilka ich spotkań, choćby z klubem z mojego kraju Midtjylland, gdy przegrali. To znaczy, że można ich pokonać. W lidze też przegrali z zespołem, jego nazwy nie pamiętam, który my pokonaliśmy - dodaje. Meczowi Lecha z Legią towarzyszą dodatkowe emocje i Nicki Bille zdaje sobie z tego sprawę. Już podczas pierwszych rozmów wiceprezes klubu z Poznania Piotr Rutkowski mówił mu, że to specjalne spotkanie. - Jak byłem dzieckiem i kibicowałem, to były takie szczególne spotkania między FC Kopenhaga a Brondby. Chciałem być wówczas częścią takiego futbolu. Myślę, że ta rywalizacja Lecha z Legią jest większa, takie mam jej wyobrażenie. Gdy grałem w Elche w Hiszpanii, to mieliśmy podobne spotkania z Herculesem Alicante. Oba miasta dzieli kilka kilometrów, były wielkie emocje. Sam zdobyłem gola w tym meczu - mówi. Jedna rzecz w poznańskim starciu będzie jednak dla niego nowa. Nicki Bille przypomina sobie, że grał już przy ponad 40-tysięcznej widowni, ale zawsze... gdy jego zespół grał w gościach. - Tak było we Włoszech, gdy graliśmy na San Siro z Interem i Milanem, mieliśmy też wyjazdy do Rzymu na mecze z Romą i Lazio, a we Francji do Paryża. To były jednak mecze przeciwko tak wielkiej widowni, a nie dla niej - wspomina. To prawda, jeszcze rok temu jako piłkarz Evian Bille Nielsen był na Stade Velodrome w Marsylli czy na Park des Princes w Paryżu, a we wrześniu 2012 roku występował na Vicente Calderon w Madrycie przeciwko Atletico (jako gracz Rayo Vallecano, jego zespół przegrał 3-4). Mecz Lech - Legia rozpocznie się w sobotę o godz. 20.30. Ekstraklasa: wyniki, tabela, strzelcy, terminarz Andrzej Grupa