Maciej Słomiński, INTERIA: Mój dobry kolega z Poznania opowiadał, że kiedyś widział jak Mirosław Okoński wsiadał do tramwaju, wówczas motorniczy powitał go tak, aby słyszeli wszyscy pasażerowie: "Witam w naszych skromnych progach króla Poznania!". Piotr Łuczak, reżyser filmu "Okoń - moja droga": - Usłyszałem o nim w trakcie kręcenia filmu czy wcześniej tysiące historii, ale tej akurat nie (śmiech). To prawda, że balował do piątej nad ranem w "Polonezie", a za kilka godzin wychodził na boisko, czarował kibiców i rywali, był najlepszy. Niesamowicie silny organizm, tyle co on przetańczył.... Tych historii było mnóstwo, byliśmy w Niemczech i Grecji i za każdym razem słuchało się tych opowieści z niedowierzaniem.Mirek to super człowiek z niesamowitym podejściem do życia. Otwierały nam się szeroko oczy, gdy dowiadywaliśmy się jakie sumy potrafił stracić w weekend i w jaki sposób. On na to machał ręką: "Co przeżyłem to przeżyłem, było minęło, najważniejsze że żyję". Zatem czy Mirosław Okoński wciąż jest królem Poznania? Czy twój film odpowiada na to pytanie? - Mam nadzieję, że przekonamy widza, że tak jest. Co prawda nie miałem szansy oglądać "Okonia" na żywo na boisku, ale jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć do filmu tyle o nim słyszałem, że z absolutnym przekonaniem odpowiadał, że Mirek zasłużył na miano króla Poznania jak mało kto. To postać, która obrosła niesamowitą liczbą niezwykłych legend. W pewnym momencie mojej pracy zawodowej stwierdziłem, że chciałbym się zmierzyć z jego legendą, choćby po to, aby odsiać to co jest prawdą od ludzkich fantazji i zmyśleń. Jak powstał pomysł na ten film? Nie ma co kryć, że filmy sportowe w Polsce to wciąż dość niszowe przedsięwzięcie. - Pomysł narodził się w 2018 r. Wcześniej pracowałem w mediach: w Orange Sport, potem w grupie TVN. Wróciłem do Poznania, odpowiadałem za dział video w "Głosie Wielkopolskim", szukałem pomysłu na projekt ambitny i zarazem taki, który przyciągnie uwagę publiczności. Mirek Okoński był pierwszą osobą o której pomyślałem że spełnia te kryteria. Zaczęło się od niewinnych rozmów, ruszyliśmy mocno z robotą we wrześniu 2021 r., gdy odbyły się pierwsze zdjęcia, nie było łatwo, to był czas COVID-19. To wszystko się strasznie ciągnęło, ale ostatecznie dojechaliśmy do mety, dziś jest premiera, z czego ogromnie się cieszę. Czy były chwile zwątpienia, gdy myślałeś że nie uda się filmu skończyć? - Nie, jak zaczęliśmy to już poszło. Trudniej było zacząć niż skończyć. 32 dni zdjęciowe, prawie 50 osób przepytanych. Jesteśmy dumni ze wspólnego dzieła. Jak na pomysł filmu zareagował sam główny bohater? - Najpierw trzeba się było do Mirka dodzwonić, to nie zawsze należy do łatwych zadań (śmiech). "Okoń" od razu zapalił się do tego pomysłu, cytując klasyka: zareagował pozytywnie, od razu sugerując byśmy zwrócili się do jego przyjaciela Przemka Erdmana (współwłaściciela "Fabryki Futbolu") w celu pozyskania finansowania. Dzięki połączeniu sił Przemka, Tomka Mroczkowskiego i jego Sotis Studio, który zajął się produkcją oraz "Głosu Wielkopolskiego" ten film powstał. Jak wygląda ten film? Czy to jest klasyczny dokument? - Klasyczny nie, bo i postać głównego bohatera znacznie odbiega od średniej krajowej. To historia Mirka Okońskiego opowiedziana oczami jego, jego bliskich, kolegów z boiska, trenerów itd. Zaczęliśmy oczywiście w Koszalinie, tam gdzie się zaczęła jego droga. Potem Poznań, wypowiada się pewien biznesmen, który był jego prywatnym sponsorem. Dziś o 18:30 premiera filmu "Okoń - moja droga". Mirosław Okoński jest legendą Lecha Poznań Kiedyś mówiło się "prywaciarz". - Tak, ten człowiek dosłownie skradł show, opowiadając gwarą poznańską. Potem wyjazdy do Hamburga i do Aten, Oczywiście, jak to z Mirkiem, nie obyło się bez przygód i perypetii. W poniedziałek wylatywaliśmy do stolicy Grecji z Warszawy, "Okoń" w niedzielę brał udział w meczu oldboyów, błagałem go, żeby uważał. Spotykamy się o 8 rano w poniedziałek w McDonaldzie, tymczasem on przychodzi z ręką na jakimś prowizorycznym temblaku. Dolecieliśmy do celu, posiedzieliśmy wieczorem jak starzy Polacy. Rano mieliśmy iść na Akropol, Mirek mówi, że nie da rady. Pół dnia spędziliśmy w ateńskim szpitalu, okazało się że ręka w trzech miejscach złamana. Nie wiem jak on zniósł ten ból, lot samolotem itd. Udało się wam spotkać z trenerem Wojciechem Łazarkiem. - Tak, na 100-lecie Lecha Poznań, trener Łazarek przyjechał na mecz z Jagiellonią. Udało nam się zarejestrować niereżyserowaną scenę, gdy trener i Mirek strzelają popularnego "misia" i serdecznie się witają. Inny wzruszający moment to gdy "Okoń" spotkał się z Andrzejem Iwanem, który też ma niesamowitą historię życia. Gdy ich posadziliśmy razem i zaczęli rozmawiać, to było niesamowite. Dwóch gości o niesamowitych umiejętnościach piłkarskich i dobrze znanych skłonnościach: hazard i imprezy... Nie robicie z "Okonia" świętego, a czy został poruszony trudny dla poznaniaków temat pobytu Okońskiego w Legii Warszawa? - Nie ma dla nas tabu, nie jest nim również służba wojskowa i potem odbicie go z powrotem do Poznania. Jest w filmie ta historia, gdy w Warszawie dostał rozkaz posprzątania koszar, tymczasem poszedł do hotelu obok wynajął dwie panie do sprzątania i tak sobie poradził z tym tematem. Koszary nigdy tak nie lśniły, ani wcześniej, ani później. Spryt i kreatywność nie opuszczały go także poza boiskiem. O warszawskim rozdziale wypowiada się kolega Mirka z boiska, Krzysztof Adamczyk i jego bardzo dobry przyjaciel bokser Krzysiu Kosedowski, ten od: "jest tu jakiś cwaniak?" z "Chłopaki nie płaczą". Warszawa Mirka wciągnęła, ale dzięki zrzutce prywaciarzy poznańskich udało się go odzyskać. Jak dziś sobie radzi Mirosław Okoński? - Ręka go cały czas boli, ale jest na chodzie. Żyje jak każdy z nas, radzi sobie, natomiast nie jest to życie multimilionera. Na pewno ten film go zmotywował i zdopingował. Były super momenty, gdy byliśmy w Atenach, a ludzie poznawali go na plaży, na lotnisku, kojarzyli go taksówkarze, a przecież on tam grał około 30 lat wcześniej. Nie wierzyliśmy własnym oczom. Dziś wielki dzień - premiera filmu o "Okoniu". - Zaczynamy z grubej rury - w samo południe, gdy trykaja się poznańskie koziołki, Liber opublikuje utwór, który nagrał specjalnie na potrzeby filmu. O 18:30 w "Cinema City Kinepolis" uroczysta premiera, z udziałem całego zarządu Lecha Poznań, kilku obecnych graczy "Kolejorza", byłych piłkarzy KKS, polityków, dziennikarzy, każdy kto jest kimś w Poznaniu będzie obecny. Tytuł filmu to "Okoń - moja droga". - Każdy ten tytuł zrozumie inaczej. Jeden o drodze Mirka, kto inny pomyśli o jego żonie Grażynie, gdyby nie ona, nie wiem czy "Okoń" by dzisiaj żył. Zawdzięcza jej wszystko. Ich związek przetrwał jego wszystkie zakręty i dryblingi na boisku i poza nim. Mają córkę Magdę, która będzie na premierze, razem ze swoją córką, czyli wnuczką Mirka. Na pewno jego żona nie wiedziała o wszystkim. Czasem śmiech stawał nam w gardle, bo prawda jest taka, że rozrywkowy tryb życia Mirek przypłacił poważnymi konsekwencjami. Nie odłożył nawet ułamka pieniędzy, które mają dzisiejsi piłkarze, którzy grali na poziomie nieporównywalnie niższym od Okońskiego. Grał w piłkę nożna tak, że powinien być milionerem, mieć osiedle w Poznaniu i odcinać kupony od minionej sławy, tymczasem on żyje jak przeciętny, szary...Nie, Mirek na pewno nie jest "przeciętny i szary". Powiedzmy, że żyje jak normalny człowiek. I najważniejsze, że żyje. Rozmawiał Maciej Słomiński, INTERIA