Ledwie miesiąc temu Lecha Poznań dopadła rewolucja - na najważniejszej pozycji w drużynie. Po spotkaniu z Radomiakiem, zremisowanym 2:2, pracę nagle stracił John van den Brom, odszedł też jego asystent Denny Landzaat. Szefowie Lecha nie chcieli już oglądać drużyny kiepsko przygotowanej taktycznie do meczów, bazującej na indywidualnych umiejętnościach zawodników, ale też nie mieli na swojej liście życzeń nikogo, kto chciałby przejąć drużynę już zimą. Stąd pomysł z zatrudnieniem, na całe pierwsze półrocze 2024 roku, Mariusza Rumaka, który pracował ostatnio w strukturach Akademii Lecha, a z ławką trenerską tego klubu pożegnał się latem 2014 roku. - Mam kontrakt win-win i nic nie jestem w stanie zrobić w kwestii przyszłości, nie ma w umowie żadnej klauzuli. Może się zdarzyć, że zdobędę dwa trofea i nie zostanie on przedłużony, a może być tak, że zdobędziemy jedno i zostanę. To zarząd podejmie decyzję - mówił Rumak na początku stycznia. Był legendą mundialu. W PRL-u ogłoszono go zdrajcą. Do Polski nigdy nie wrócił Lech skrócił pierwszy sparing. Jego granie nie miało już najmniejszego sensu Zaczął pracę z drużyną w mroźnym wtedy Poznaniu, ale kilka dni temu gracze Lecha wylecieli już do Turcji - dziś zagrali pierwszy sparing z LASK Linz. I choć nowy-stary trener powtarzał, że nie przywiązuje na razie większej roli do wyników, to jednak ten dzisiejszy da mu pewnie sporo do myślenia. Poznaniacy zostali bowiem rozbici przez rywala, popełnili poważne błędy w obronie, a to było ich wielką bolączką w rundzie jesiennej. Początkowe założenie było takie, że mecz miał się składać z dwóch godzinnych połów. Pogoda sprawiła jednak, że starcie zostało zakończone już po 90 minutach. I słusznie, nie miało bowiem większego sensu. Na tureckiej riwierze padało bowiem od samego początku, a z czasem deszcze przerodził się w solidną ulewę. Efektem był kuriozalny trzeci gol dla LASK, którego w 77. minucie zdobył Lenny Pintor. Bramkarz Lecha Filip Bednarek dostał podanie od lewego obrońcy, chciał odegrać dalej - na 10 metrów do Mihy Blažiča. Tyle że futbolówka po może dwóch metrach utknęła w... kałuży i tam została. Dopadł do niej rywal i strzelił do pustej bramki. Błędy obrońców Lecha. A chcieli ich wreszcie uniknąć Wcześniej LASK też był jednak lepszy, Lech nie radził sobie z pressingiem rywala. Austriacy zdobyli dwie bliźniacze bramki - obie były dziełem Mosesa Usora. I dwa razy za nigeryjskim skrzydłowym nie zdążył Joel Pereira, zaś źle ustawiony Bartosz Salamon nie był w stanie przeciąć podań zmierzających za plecy. Lech miał podobnych sytuacji niewiele, to raczej LASK był bliżej kolejnych trafień. Dwukrotnie bliski pokonania bramkarza rywali był jednak Kristoffer Velde, dzisiaj Norwega zawiodła jednak skuteczność. A jakby tego było mało, w samej końcówce kontuzji kolana doznał Artur Sobiech - w walce w parterze został nadepnięty przez rywala. Lech Poznań - LASK Linz 0:3 (0:1, 0:2) Bramki: 0:1 Usor 17., 0:2 Usor 44., 0:3 Pintor 77. Lech Poznań: Mrozek (45. Bednarek) - Pereira (61. Czerwiński), Salamon (61. Milić), Milić (31. Blažič), Andersson (31. Douglas, 61. Gurgul) - Hotić (61. Lisman), Sousa (31. Karlström), Murawski (61. Kwekweskiri), Marchwiński (61. Sousa), Velde (61. Szymczak) - Ishak (61. Sobiech, 87. Dziuba). Grano 3x30 minut.