W poprzednich latach spotkania Lecha Poznań z Legią Warszawa też zwykle odbywały się wiosną na stadionie przy Bułgarskiej, ale miały zupełnie inny ładunek emocjonalny. To były ważne rozdania w walce o mistrzostwo Polski, na które szansę miały obie drużyny albo... tylko Legia. Teraz to się zmieniło - obrońca tytułu ze stolicy stracił już szansę na pierwsze miejsce, ale Lechowi mógł w marszu po ósmy tytuł mistrzowski poważnie zaszkodzić. Na wypełnionym po brzegi stadionie w Poznaniu emocji miało więc nie brakować, ale po raz pierwszy chyba od lat aż tak wyraźnym faworytem był Lech. Lech - Legia. Zaskakujący ruch Vukovicia "Kolejorz", nie licząc braku kontuzjowanego Bartosza Salamona, wystąpili wszyscy najlepsi piłkarze, imponująco wyglądała też ławka rezerwowych. W Legii kontuzji jest więcej, a i trener Alksandar Vuković zaskoczył swoim wyborem. Może nie tym, że na ławkę powędrowali Filip Mladenović, Kacper Skibicki czy Tomas Pekhart, bo w środę w Pucharze Polski zagrali słabo. Największą sensacją była gra od początku Lirima Kastratiego, który w podstawowym składzie Legii nie pojawił się od grudniowego meczu z Radomiakiem. Widocznie Vuković liczył, że szybki skrzydłowy może dać mu dodatkowy atut w próbach kontrataku. I raz to dało efekt, bo Kastrati w 14. minucie wygrał pojedynek biegowy z Amaralem, wyłożył piłkę Maciejowi Rosołkowi, ale ten został na jedenastym metrze zablokowany. Lech - Legia. Poprzeczka Amarala Legia obiecujące miała pierwsze trzy minuty, ale później inicjatywę przejął Lech. Już w 5. minucie zza pola karnego przymierzył Radosław Murawski, ale Richard Strebinger wybił piłkę na rzut rożny. Po kornerze, niemal na linii pola karnego, przez swojego rodaka Mattiasa Johanssona został sfaulowany Jesper Karlstrom. Z wolnego uderzył Amaral, ale trafił w poprzeczkę. To spotkanie miało niezłe tempo, ale brakowało w nim sytuacji bramkowych. W 26. minucie obiecującą kontrę wyprowadziła Legia - Rosołek w końcu z lewego skrzydła dośrodkował w pole karne, Rafael Lopes przepuścił piłkę, licząc, że akcję zamknie Kastrati. Skrzydłowy mistrza Polski się jednak nie ruszył, w przeciwieństwie do Pedra Rebocho, który wybił futbolówkę. Lopes był wściekły, machał na kolegę ręką. Lech - Legia. Dwa gole po rzutach wolnych Skoro nie da się z akcji, to można zdobyć bramki po stałych fragmentach. W 30. minucie z tego założenia wyszli poznaniacy, a 10 minut ich wyczyn skopiowali gości. Najpierw Lech dostał rzut wolny po faulu Bartosza Slisza na Karlstromie. Piłkę dośrodkował Tomasz Kędziora, Dawid Kownacki wygrał pojedynek główkowy na środku pola karnego, ale nie uderzał głową na bramkę, a zagrał piłkę na dalszy słupek. Tam był Šatka, który uciekł źle reagującemu Sliszowi. Legia powtórzyła ten wyczyn 10 minut później, gdy po faulu Murawskiego na Arturze Jędrzejczyku dostałą rzut wolny tuż przy bocznej linii boisko. Perfekcyjne było już samo dośrodkowanie Josue, które zamieniło się w dziesiątą asystę w tym sezonie, ale jeszcze piękniejsza okazała się główka Rafaela Lopesa. Piłka uderzyła jeszcze w poprzeczkę i wpadła do bramki. Po pierwszej połowie był więc remis, który nikogo nie satysfakcjonował. Lech - Legia. Ataki Lecha w drugiej połowie Na drugą połowę Lech wyszedł tak, jak w wielu poprzednich spotkaniach na tym stadionie. Bardzo ofesywnie, co znów zapowiadało sporo emocji. Legia została zepchnięta do defensywy, celnie uderzył w 47. minucie Ishak, po chwili Rose omal nie przelobował Strebingera. "Kolejorz" napierał, ale jednocześnie odkrywał swoje tyły, co też dawało szansę Legii do wyprowadzania kontrataków. Do tego na boisku iskrzyło, sporo było zaczepek i prowokacji. Z czasem jednak z jednych i drugich jakby zaczęło schodzić powietrze. Legia otrząsnęła się z przewagi Lecha, nie pozwalała już tak łatwo wbiegać rywalom w swoje pole karne. Lech też jakby miał coraz mniej pomysłu na grę. Maciej Skorża zaczął robić zmiany dopiero w ostatnim kwadransie, a wtedy było już trochę późno. Vuković roszad dokonał wcześniej, ale nie sprawiły one, by goście mieli choć jedną dogodną sytuację bramkową. Więcej było już w ostatnich minutach walki niż składnych akcji. Już w doliczonym czasie Adriel Ba Loua wyprowadził kontrę, którą faulem kilka razy próbował zatrzymać rezerwowy Igor Charaton. Zrobił to niecałe 10 metrów przed polem karnym - brutalnym atakiem od tyłu w nogi Iworyjczyka. Po interwencji VAR piłkarz Legii został wyrzucony z boiska, a z rzutu wolnego Nika Kwekweskiri trafił w zewnętrzną część słupka. W ostatniej akcji meczu po strzale Joela Pereiry Lindsay Rose zablokował piłkę ręką, ale sędzia Sylwestrzak rzutu karnego nie podyktował, a po kilku sekundach zakończył mecz. Była to kolejna kontrowersyjna sytuacja w tej kolejce, po wczorajszym meczu w Szczecinie. Lech Poznań - Legia Warszawa 1-1 (1-1) Bramki: 1-0 Lubomir Šatka 30., 1-1 Rafael Lopes 40. Lech: van der Hart - Kędziora (79. Pereira), Šatka, Milić, Rebocho - Kownacki, Karlström (79. Kwekweskiri), Murawski, Amaral (73. Ba Loua), Kamiński (79. Skóraś) - Ishak Ż (84. Marchwiński). Legia: Strebinger - Johansson Ż, Rose, Wieteska, Jędrzejczyk - Kastrati (57. Verbić), Slisz Ż, Çelhaka (46. Sokołowski, 78. Charatin Cz-90), Rosołek - Josue - Lopes (62. Pekhart). Sędzia: Damian Sylwestrzak (Wrocław). Widzów: 39225.