Lechici po zwycięstwie w pierwszym meczu 4. rundy kwalifikacyjnej LE w Dniepropietrowsku nad Dnipro 1-0, mają ogromną szansę na kontynuowanie swojej pucharowej przygody. W czwartek (godz. 20.15) w Poznaniu rozegrane zostanie rewanżowe spotkanie, którego stawką jest awans do fazy grupowej rozgrywek. Jacek Kiełb zapewnia, że jego zespół na pewno nie będzie bronił skromnej zaliczki wywalczonej w pierwszym meczu. - Nie staniemy murem w bramce, bo takie mecze zwykle się przegrywa. Musimy zagrać jak w Dniepropietrowsku, mocno skoncentrowani. Gdy Manuel Arboleda strzelił bramkę, dalej graliśmy konsekwentnie - przyznał piłkarz Kolejorza. Jego zdaniem, Ukraińcy po porażce u siebie są zmuszeni do zaatakowania Lecha od pierwszej minuty. - Zagrają bardziej ofensywnie niż u siebie. To będzie inny mecz niż ze Spartą Praga, bo Czesi praktycznie bronili tylko wyniku. A Ukraińcy na pewno się otworzą, co stworzy nam szansę na zdobycie bramki - dodał Kiełb. Zwycięstwa nad Dnipro oraz w ostatnią niedzielę w lidze z Cracovią (5-0) podbudowały piłkarzy Lecha. - Na pewno odzyskaliśmy pewność siebie, ale zapewniam, że nie bujamy w obłokach. Nie możemy się już doczekać czwartkowego meczu - podkreślił zawodnik. Kiełb w Dniepropietrowsku zastąpił Sławomira Peszkę, który za niesportowe zachowanie podczas meczu ze Spartą Praga (popchnął rywala) został przez UEFA zawieszony na trzy spotkania. Był to jego pierwszy występ od pierwszej minuty w Lechu, do którego w przerwie letnie trafił z Korony Kielce. Piłkarz ma nadzieję zadomowić się na dłużej w podstawowej jedenastce. - Cieszę się, że dostałem szansę. Nie jestem jednak do końca zadowolony ze swojej postawy, więcej od siebie wymagam. Zrobię wszystko, żeby przekonać do siebie trenera i walczyć o miejsce w podstawowym składzie - podsumował Kiełb, który w czwartek ponownie zastąpi Peszkę.