Ligę Mistrzów, którą ukraiński bramkarz Artur Rudko zawalił zwłaszcza meczem z Karabachem Agdam w Azerbejdżanie, gdzie mistrzowie Polski przegrali aż 1-5 i odpadli, można jeszcze zrozumieć. Kolejorz trafił tam na trudnego rywala, a azerski mistrz był wyraźnie z wyższej półki niż on. Ponadto latem trener John van den Brom nie miał jeszcze pełnego rozeznania w kwestii swoich bramkarzy. Postawił na tego, którego klub sprowadził latem jako wzmocnienie, a Filipa Bednarka posadził na ławie. Nie miał wtedy jeszcze pojęcia, jak potężny błąd popełnia. W błąd wprowadził go sam Lech Poznań, który zdecydował się na tak nieprzemyślany, a za to drogi transfer bramkarza, którego przyjście do Poznania reklamowane było jako świetna okazja i doskonały transfer dobrego zawodnika, który uciekał przed wojną. Lech zbierał więc gratulacje jako spryciarz, który trzyma rękę na pulsie i ma oczy szeroko otwarte. To też okazało się fikcją, bowiem już dawno nie mieliśmy w Poznaniu transferu sprzedanego mediom i kibicom z taką pompą jako gorący news, który jednocześnie okazałby się tak nieudany. Artur Rudko po zawaleniu meczu z Karabachem Agdam i zamknięciu drogi Lecha do Ligi Mistrzów zagrał jeszcze z Dinamem Batumi i rozpoczął z poznaniakami sezon nieudanym starciem ze Stalą Mielec, zanim usiadł na ławce. To zrozumiałe zachowanie trenera, który nie chce od razu po wpadce gotować zawodnika psychiczne odsuwaniem go od składu, tym bardziej pod wpływem nacisku opinii publicznej i mediów. Minęło więc nieco czasu nim Ukrainiec stracił miejsce w składzie, a odzyskał je odsunięty Filip Bednarek, który pokazał dość szybko, że wbrew nietrafnej ocenie i trenera, i klubu, jest bramkarzem od Artura Rudki lepszym. CZYTAJ TAKŻE: Filip Bednarek: Przyszła mi do głowy myśl - po co to robię? Ukraiński gracz siedział na ławce trzy miesiące, aż wszyscy z wolna zaczynali zapominać o tym, co narobił. Wreszcie trener John van den Brom ponownie wystawił go w Pucharze Polski. Decyzja była poniekąd zrozumiała, wszak wielu trenerów świata stosuje takie rotacje, aby drugi z bramkarzy siedzących na ławie nie zardzewiał. Gra on wtedy w Pucharze Polski, kolekcjonując minuty. Holenderski szkoleniowiec Lecha też poszedł tą drogą, gdyż w jego wypadku i w wypadku gry na trzech frontach rotacje są konieczne. Lech Poznań zrobił jak inni, czyli źle O Johnie van den Bromie mówi się, że potrafi kadrą rotować i rzeczywiście udowodnił to podczas niedawnych meczów Kolejorza w lidze i europejskich pucharach. Tu jednak popełnił koszmarny błąd, jakby nienauczony doświadczeniem z lipca. Artur Rudko ponownie sprawę zawalił. Problem polega na tym, że konsekwencje błędów popełnionych w Pucharze Polski są znacznie poważniejsze niż w lidze czy nawet Lidze Europy. Tam porażki można nadrobić, zrekompensować kolejnymi meczami. W rozgrywkach Pucharu Polski oznacza to odpadnięcie. To sprawa definitywna, zamykająca Lechowi szansę na zdobycie trofeum. Mamy zatem do czynienia z kuriozalną sytuacją, w której słabszy i zawodny bramkarz wystawiany jest tam, gdzie ryzyko przegranej ma największe konsekwencje, a jego lepszy zmiennik broni tam, gdzie skutki wpadki są znacznie mniejsze. A Lech został już bez Ligi Mistrzów i bez Pucharu Polski. Zwierzęta, które przeszły do historii sportu. Wiesz, które? [GRA NAWROTA o sportowych zwierzętach]