W sobotni wieczór w starciu Korony Kielce z Lechem Poznań decydował o wszystkim przypadek. Jeszcze na samym początku spotkania warunki były względnie przyzwoite, ale pogarszały się z każdą minutą. Jeszcze przed przerwą zawodnicy obu drużyn biegali po całkowicie białej murawie, nie widzieli nawet linii. Napastnik Lecha Mikael Ishak przyjął w pewnym momencie piłkę na swojej połowie, po czym zdziwił się, gdy sędzia odgwizdał... aut. Szwed stało już bowiem za... linią boczną. I w tej całej kuriozalnej sytuacji Lech zdołał strzelić tego jedynego gola - w 86. minucie, za sprawą Kristoffera Velde. Norweg dostał podanie od Artura Sobiecha, przepchnął piłkę po śniegu przez dobre 30 metrów, a później uderzył zza pola karnego do siatki. "Ciężko było cokolwiek zrobić". Lech nie krył wzburzenia po "meczu" w Kielcach Nic więc dziwnego, że po meczu poznaniacy, mimo zwycięstwa, pomstowali na warunki, w jakich przyszło im grać z Koroną. - Ciężko było cokolwiek zrobić. To nie miało żadnego związku z piłką nożną. Raczej z walką i kopaniem do przodu. Były momenty, kiedy piłki nie było widać, jak była w górze. Ciężko nawet wyrazić swoje odczucia - mówił po spotkaniu pomocnik Lecha Radosław Murawski. A rzecznik prasowy Lecha Maciej Henszel nazwał decyzję o rozegraniu meczu "skandalem" i zastanawiał się, co to był za "dziwny upór". Murawski dopowiadał: - Trudniejsze i niezbyt proste były nawet podania do partnera. Ciężko było wymienić trzy zagrania, bo futbolówka stawała, bo wychodziła na aut, bo się ślizgała. Anormalne warunki i raz jeszcze podkreślę - jedyny plus, że mamy trzy punkty. Wielki pech pomocnika Lecha Poznań. Adriel Ba Loua straci kilkanaście tygodni Złość w Lechu potęgowała także dlatego, że jeszcze w pierwszej połowie urazu doznał Adriel Ba Loua. W 24. minucie Iworyjczyk przewrócił się bez kontaktu z rywalem, spadł na zmarzniętą murawę i doznał kontuzji. Nie mógł podnieść ręki - od razu było wiadomo, że stało się coś z barkiem. W poniedziałek skrzydłowy "Kolejorza" poznał wyrok: potwierdziło się, że zwichnął bark, ale wykluczono poważniejsze sprawy, związane choć z więzadłami czy obrąbkiem. Nie zmienia to jednak faktu, że 27-latek, mający najlepszą rundę od chwili, gdy trafił do Poznania, przez długie tygodnie nie będzie mógł grać i trenować. Problem dotyczy bowiem tego samego barku, który Ba Loua niedawno leczył. - Wykluczony został najgorszy scenariusz, czyli operacja i kilkumiesięczna pauza. Zastosujemy leczenie zachowawcze, do końca roku na pewno nie wyjdzie na boisko - mówi szef sztabu medycznego Lecha prof. Krzysztof Pawlaczyk. W styczniu piłkarz ma przechodzić rehabilitację pod okiem fizjoterapeutów, a jeśli dobrze pójdzie, to w lutym wznowi treningi. Mało prawdopodobne jest, by był gotowy do gry na początek rundy wiosennej - raczej stanie się to dopiero w marcu. Lecha czekają w tym roku jeszcze trzy mecze: w czwartek w Pucharze Polski z Arką w Gdyni, w niedzielę podejmie Piasta Gliwice, a piłkarski rok zakończy w Radomiu.