Pierwsze spotkania po reprezentacyjnej przerwie zwykle są dla trenerów sporą niewiadomą, a Lech Poznań w ostatnich latach zwykle sobie w takich meczach nie radził. Teraz doszedł jeszcze dodatkowy aspekt - trener Maciej Skorża chyba w najczarniejszych snach nie przypuszczał, że w składzie jego drużyny będzie aż osiem zmian w porównaniu do wygranego spotkania z Jagiellonią. Cztery z nich to efekt chorób czy kontuzji, a brak kapitana i najlepszego strzelca drużyny Mikaela Ishaka był bardzo widoczny. Szwed pojechał z zespołem do Wrocławia, był jednak chory i stan jego zdrowia się nie polepszał, ale pogarszał. Infekcja dopadła też Adriela Ba Loua, dodatkowo w kiepskim stanie psychicznym jest Jesper Karlström. Taka ilość zmian nie wpłynęła dobrze na zespół, bo Lech w pierwszej połowie był cieniem samego siebie. Za to kibice Śląska mogli się obawiać, jak spisze się defensywa wrocławian, w której brakowało zawieszonych za kartki Diogo Verdaski i Wojciecha Golli. Trener Piotr Tworek reaktywował więc Marka Tamasa i Łukasza Bejgera, a ci zagrali bardzo dobre spotkanie. Śląsk Wrocław - Lech Poznań. Pierwsza połowa do zapomnienia Lech Poznań na początku meczu ostro ruszył do ataku, ale tych chęci, a także możliwości, starczyło tylko na kilka minut. Śląsk dobrze się bowiem zaczął organizować w defensywie, daleko od swojej bramki rozbijał ataki poznaniaków, a sam szukał okazji do kontrataków. W 18. minucie gospodarze mieli bardzo korzystną sytuację - po faulu João Amarala dostali rzut wolny 17 metrów przed bramką Lecha. Strzelał Erik Exposito, ale trafił w stojącego w murze Radosława Murawskiego. Lech kompletnie nie radził sobie z rozwijaniem swoich akcji już w okolicach pola karnego wrocławian, nie oddawał strzałów. W sumie przed przerwą najskuteczniejszy zespół w Ekstraklasie tylko dwukrotnie próbował zaskoczyć Michała Szromnika - raz z wolnego zza bocznej linii pola karnego niecelnie uderzył Amaral. Jedyna ciekawsza akcja gości miała miejsce w 39. minucie - po dynamicznym wejściu w pole karne Dawid Kownacki wyłożył piłkę Amaralowi, ale Portugalczykowi zabrakło centymetrów do udanego dołożenia stopy. Wrocławianie od czasu do czasu szukali szczęścia w strzałach z dystansu, ale też bez żadnego efektu. Śląsk Wrocław - Lech Poznań. Kluczowe zmiany w przerwie Śląsk i Lech to jednak zespoły, które w ostatnim czasie zdecydowanie więcej bramek zdobywają w drugich połowach meczów. Obaj trenerzy dokonali w przerwie zmian, a wszystkie trzy roszady okazały się bardzo istotne. W Lechu za słabego Kristoffera Velde wszedł Michał Skóraś i to on w pierwszych czterech minutach drugiej połowy przeprowadził dwie bardzo istotne akcje. Przy pierwszej z nich wahadłowy Śląska Patryk Janasik wybił piłkę z linii bramkowej po strzale Jakuba Kamińskiego, a w drugiej Skóraś wykorzystał sytuację sam na sam po dalekim wybiciu piłki przez bramkarza Mickeya van der Harta. Ogromny błąd popełnił tu stoper Śląska Szymon Lewkot, który nie zdołał wybić piłki głową daleko od swojej bramki. Lewkot chwilę wcześniej także pojawił się na boisku. Podobnie zresztą jak Joel Pereira w Lechu, który co chwilę napędzał ofensywne akcje "Kolejorza". Śląsk Wrocław - Lech Poznań. Lech utrzymał prowadzenie Po zdobyciu bramki Lech nie był już tak aktywny, choć stworzył sobie sytuacje bramkowe. Nie powtórzył się jednak scenariusz z meczu z Jagiellonią, gdy po trafieniu Ishaka zaraz po przerwie, Lech szybko dołożył drugą bramkę i zamknął spotkanie. Teraz też dwie bardzo dobre okazje miał Dawid Kownacki, ale najpierw szukał faulu rywala, a później jego strzał obronił Szromnik. Śląsk liczył na to, że powtórzy się sytuacja z Płocka, gdy też stracił pierwszego gola, ale później wyrównał, a w samej końcówce zyskał zwycięstwo. Nie udało się, choć okazje miał. Może nie jakieś doskonałe, ale trzykrotnie bramkarz van der Hart był zagrożony. Lech miał wtedy już dość eksperymentalną obronę, bo nie dość, że brakowało Bartosza Salamona, to jeszcze kontuzji doznał Antonio Milić i na środek przesunięty został Tomasz Kędziora. Te okazje wrocławian to choćby groźny strzał Victora Garcii z 54. minuty, który zdołał zablokować ciałem Murawski. Później Mark Tamas uderzył głową tuż nad poprzeczką bramki Lecha (62. minuta), aż wreszcie zaskakujący strzał z ponad 30 metrów oddał Krzysztof Mączyński. Doświadczony pomocnik też jednak minimalnie przestrzelił. Lech utrzymał więc prowadzenie i przynajmniej do soboty będzie liderem PKO Ekstraklasy. Śląsk zaś poważnie musi zacząć oglądać się za siebie, bo w niedzielę może mieć już tylko trzy punkty przewagi nad strefą spadkową, a w następnej kolejce czeka go wyjazdowa potyczka z Rakowem. Śląsk Wrocław - Lech Poznań 0-1 (0-0) Bramka: 0-1 Michał Skóraś 48. Śląsk: Szromnik - Bejger, Tamas, Gretarsson (46. Lewkot) - Janasik, Mączyński Ż (83. Jastrzembski), Schwarz, Garcia - Quintana (66. Pich), Exposito Ż (76. Piasecki), Sobota (75. Olsen). Lech: van der Hart - Kędziora, Šatka, Milić (46. Pereira), Rebocho - Velde (46. Skóraś), Murawski (71. Karlström), Tiba (78. Kwekweskiri), Kamiński (82. Marchwiński) - Amaral - Kownacki. Sędzia: Krzysztof Jakubik (Siedlce). Widzów - 14112.