Lech ruszył na rywala tak jak to zapowiadał trener Bjelica. Poznaniacy zastosowali pressing od pierwszej akcji - wytrwali w tym mniej więcej do 10. minuty. Już wtedy powinni zresztą prowadzić, bo najpierw po świetnej akcji Maksuzewskiego z Gumnym ten ostatni chyba niepotrzebnie zdecydował się na mocne zagranie przed bramkę, a po chwili znakomicie główkował Mario Szitum. W obu przypadkach świetnym refleksem popisał się bramkarz FK Haugesund Per Bratveit. Z czasem impet Lecha osłabł, choć poznaniacy i tak przez większość czasu byli w posiadaniu piłki. Rywale czaili się na kontrataki, poznaniacy zmuszeni byli do gry w ataku pozycyjnym. Trochę się męczyli, ale w 24. minucie dostali kolejną szansę na zdobycie gola. Niezwykle przytomnie zachował się Darko Jevtić, który zamiast uderzać z dość ostrego kąta, przerzucił piłkę na drugą stronę do Christiana Gytkjaera. Duńczyk uderzył z powietrza, ale w dość trudnej sytuacji spudłował. Cała ofensywna gra Lecha opierała się na Jevticiu, który raz popełniał trochę irytujące błędy, a innym razem zagrywał fantastyczne piłki. W 32. minucie Szwajcar podszedł do piłki ustawionej z boku boiska, jakieś 35 metrów od bramki. Nikt pewnie, poza nim, nie spodziewał się, że w tej sytuacji pomocnik lechitów zdecyduje się na uderzenie. A Jevtić posłał kapitalny strzał - prosto w okienko przy bliższym słupku. Interwencja Bratveita na nic się zdała. Szkoda tylko, że bohater "Kolejorza" nie dokończył nawet pierwszej połowy. W 40. minucie został brutalnie sfaulowany przez Libana Abdiego i doznał kontuzji stawu skokowego. Lech dokończył pierwszą połowę w dziesiątkę - Bjelica liczył chyba, że Jevtić zdoła jeszcze wrócić na murawę. Ten wynik dawał Lechowi awans, ale choćby jeden, nawet przypadkowy strzał rywali, mógł ten awans odebrać. FK Haugesund imponuje ostatnio formą, nie przegrał meczu od 21 maja, a przecież w Norwegii liga toczy się także latem. Tyle że prawdą jest to, iż na wyjazdach gra inaczej, gorzej. Aktywny w pierwszym meczu Abdi tym razem wyróżniał się tylko faulami. Ostatecznie wyleciał z boiska w 76. minucie, a powinien dużo wcześniej. Aktywny był Sondre Tronstad, czasem nieźle pokazał się Shuaibu Ibrahim, ale tak naprawdę w całym spotkaniu goście stworzyli tylko jedną groźna sytuację pod bramką Matusza Putnocky'ego. Kilka razy uderzali z dystansu, ale zwykle niecelnie. Podobnie było zresztą po przerwie - Haugesund w ataku pozycyjnym był nieporadny, Lech nie pozwalał na kontry, ale też sam ich zbyt wiele nie miał. Goście liczyli na stałe fragmenty, nawet na dalekie wyrzuty z autu. I swoją "piłkę meczową" dostali. W 67. minucie taki aut zakończył się sporym chaosem w polu karnym Lecha, a futbolówka znalazła się pod nogami Vegarda Skjerve. Stoper FK Haugesund uderzył jednak tragicznie, a stał 11 metrów przed bramką i nikt go nie atakował. Lech miał znacznie lepsze sytuacje, zwłaszcza wtedy, gdy grał w przewadze. Mecz powinien był rozstrzygnąć albo Maciej Makuszewski, albo Mihai Radut. Obaj stanęli oko w oko z bramkarzem w jednej akcji i te pojedynki przegrali! Goście atakowali w końcówce całym zespołem, wciąż było niebezpiecznie, mieli nawet rzut rożny. I po tym rzucie rożnym Putnocky zagrał do Denissa Rakelsa, ten już na połowie rywali wypuścił w uliczkę Nickiego Bille, a Duńczyk rozstrzygnął rywalizację. Lech awansował więc do trzeciej rundy i w niej zmierzy się z FC Utrecht. Pierwsze spotkanie w Holandii - już za tydzień. Andrzej Grupa, Poznań Lech Poznań - FK Haugesund 2-0 (1-0) Bramki: 1-0 Jevtić 32. z wolnego, 2-0 Bille 90. +3 Lech: Putnocky - Gumny, Dilaver, Nielsen, Kostewycz - Makuszewski (86. Rakels), Trałka, Gajos, Jevtić (46. Radut), Szitum ŻK - Ch. Gytkjaer (71. Bille ŻK). FK Haugesund: Bratveit - Haraldseid, Knudsen, Skjerve, Stolas - Tronstad (73. F. Gytkjaer), Leite ŻK, Kiss, Hajradinović (83. Huseklepp), Abdi ŻK, Czk (76.) - Ibrahim. Widzów: 21968. Sędzia: Alexander Harkam (Austria). <a href="http://wyniki.interia.pl/" target="_blank">Sprawdź wyniki pozostałych spotkań</a>