W Lechu, jak w innych klubach ekstraklasy, zagraniczni piłkarze mają obowiązek nauki języka polskiego. "Piłkarze mają zapisy w kontraktach, które obligują ich do tego. Jest to jeden z ich obowiązków, a weryfikacją jest po prostu życie. Do tej pory nie egzekwowaliśmy tego, natomiast obserwujemy ich zaangażowanie i w jaki sposób się komunikują. Dzisiaj w naszym kraju niemal każdy mówi po angielsku i ten język mógłby być w szatni taką płaszczyzną porozumiewania się. Z drugiej strony żyjemy w Polsce i tego języka trzeba się uczyć, choćby po to, by wymienić się opinią z sędzią na boisku" - powiedział PAP rzecznik prasowy poznańskiego klubu Łukasz Borowicz. Trawiński, który w Lechu pomaga w tłumaczeniu konferencji i od dwóch lat uczy obcokrajowców języka polskiego, uważa, że piłkarze z bardzo różnym zaangażowaniem podchodzą do nauki. Ma też swoją ciekawą teorię na ten temat. "Po tym jak piłkarze podchodzą do nauki polskiego, można szybko zorientować się, jakie oni mają plany związane z danym klubem. Po ich zaangażowaniu widać, czy wiążą oni z nim jakąś dłuższą przyszłość, czy raczej wyczekują na kolejny transfer" - powiedział PAP. Zgadza się on z tezą, że przyswajanie języka polskiego zdecydowanie łatwiej przychodzi Słowianom, niż osobom z innych krajów Europy czy świata. Zaznaczył jednak, że zdarzają się wyjątki. "Rosjanin Zaur Sadajew specjalnie się nie przykładał, ale może nie wiązał z Poznaniem przyszłości. Natomiast nie jest też tak, że tylko Słowianie mogą nauczyć się naszego języka. Były już zawodnik Lecha Kebba Ceesay miał szwedzki paszport, znał trochę inne języki skandynawskie, kilka afrykańskich o charakterze lokalnym plus angielski. I być może to pomogło mu w nauce polskiego" - opowiadał Trawiński, który włada siedmioma obcymi językami - angielskim, niemieckim, hiszpańskim, włoskim, portugalskim, francuskim i rosyjskim. Wśród najpilniejszych swoich uczniów wymienił m.in. Fina Kaspra Hamalainena, który rok temu odszedł z Legii do Lecha, a także Węgra Gergo Lovrencsicsa. Ten z kolei latem wrócił do ojczyzny. "Kasper do wszystkiego podchodził niezwykle profesjonalnie. Na pewno było mu trudniej osiągnąć takie postępy jak choćby Darko Jevticowi, ale zawsze pilnie się uczył. Z kolei rodak Hamalainena Paulus Arajuuri miał na początku ambitne plany. Najwyraźniej w pewnym momencie pomyślał, że jednak dłuższego czasu w Poznaniu nie spędzi i ten zapał do nauki polskiego osłabł" - zdradził. Prawdziwym profesjonalistą w Lechu, nie tylko w kwestii nauki polskiego, był Serb Ivan Djurdjevic. Były obrońca, a obecnie trener zespołu rezerw poznańskiego zespołu uważa, że zawodnicy powinni się uczyć lokalnego języka, choćby ze względu na szacunek dla pracodawcy. "Nie wyobrażam sobie mieszkać i żyć w jakimś kraju nie znając jego języka. Często ten kraj daje ci pracę, a co za tym idzie, pieniądze. Uczenie się języka to jest też okazywanie szacunku dla niego. Kluby tego powinny wymagać. Nie znam piłkarza, który pojechałby grać w Bundeslidze i nie znałby niemieckiego. Nauczyłem się hiszpańskiego, portugalskiego i choć jestem od wielu lat w Polsce, cały czas potrafię się nimi posługiwać. Dzięki temu utrzymuje kontakty z przyjaciółmi i znajomymi z tamtych krajów" - podkreślił. Opiekun "Kolejorza" Chorwat Nenad Bjelica nie chodzi na zajęcia. Z drugiej strony to poliglota, bowiem oprócz swojego ojczystego języka, zna włoski, hiszpański, niemiecki i angielski. Nic zatem dziwnego, że już po trzech miesiącach pobytu w Poznaniu, zaczął na konferencjach mówić po polsku. "Trener Bjelica od razu zapowiedział, że będzie sam uczył się polskiego. Ale czasami zapyta mnie o jakieś słowa, czy jak coś się wymawia. Natomiast jego austriaccy asystenci chodzą na zajęcia" - wyjaśnił Trawiński. Dla niego praca z piłkarzami to też nowe doświadczenie. "Przez 33 lata pracy zawodowej miałem do czynienia z osobami, które same do mnie przychodziły lub były wysyłane przez firmy. A więc ci ludzie wiedzieli, czego chcą. Tutaj trochę jestem jak nauczyciel w szkole, który oprócz pilnych uczniów, ma też takich, których trzeba zmuszać do nauki. Ale nasze lekcje przebiegają zawsze w miłej atmosferze, łatwo znajdujemy wspólne tematy. Co ważne, praktycznie wszyscy obcokrajowcy w Lechu władają językiem angielskim, co ułatwia komunikację" - podsumował.