Ekstraklasa - zobacz wyniki, strzelców, składy, terminarz i tabelę Lech z początku sezonu, a Lech dzisiejszy - to dwie zupełnie inne drużyny. Widać to doskonale na przykładzie spotkań z Zagłębiem Lubin, która tak wtedy jak i teraz znajduje się w górnej części tabeli. W sierpniu w Lubinie Zagłębie było o klasą lepsze od chaotycznego i bezradnego "Kolejorza". Dziś przy Bułgarskiej role się odwróciły. O tyle może to dziwić, że goście z Lubina mieli aż dziewięć dni przerwy, a Lech musiał walczyć zaledwie po trzech dniach od pucharowego spotkania z FC Basel. Trener Jan Urban znów nieco zadziwił składem. Zmieścił w jedenastce nie tylko trzech środkowych pomocników (Trałka, Tetteh, Linetty), ale i dwóch lewych obrońców - Kadara i Douglasa. Szkot był tym razem skrzydłowym, w pierwszym kwadransie starał się angażować w niemal każdą akcję swojego zespołu, ale z czasem jego zapał osłabł. W przerwie Urban uznał, że czas eksperymentu się skończył i za Douglasa posłał na boisko Jevticia. Wypoczęci gracze Zagłębia sami dopuścili do tego, że Lech nie musiał atakować, a już po kwadransie - zadowoleni z prowadzenia - mogli czekać na rywala na swojej połowie. Najpierw ładną i dość długą akcję z 10. minuty mógł golem zakończyć Karol Linetty, który dostał sprytne podanie od Tetteha. Reprezentant Polski się jednak poślizgnął i choć był sam przed Martinem Polaczkiem, to posłał piłkę wysoko nad bramką. W 16. minucie wyjątkową nieudolnością popisali się obrońcy Zagłębia. Owszem, poznaniacy rozgrywali ładną akcję, ale rywale mogli ją kilka razy przerwać dalekim wybiciem piłki. W końcu zrobili to tak nieudolnie, że Kasper Hamalainen zza pola karnego uderzył bez zastanowienia tuż przy słupku. Od tej pory to Zagłębie zostało zmuszone do kreowania gry, Lech się wyraźnie cofnął. Poza jednym, zresztą niezbyt groźnym strzałem z dystansu Łukasza Janoszki, Burić nie miał pracy. Dużo ciekawsze były kontrataki Lecha. W drugiej połowie gra z obu stron była ciekawsza, ale dopiero po kwadransie. Do tego momentu sporo było walki, szczególnie między Jakubem Tosikiem i Abdulem Tettehem, za co zresztą piłkarz z Ghany mógł wylecieć z boiska. Sytuacja zmieniła się w 64. minucie, gdy Szymon Pawłowski wygrał pojedynek biegowy z Lubomirem Guldanem, znalazł się sam przed Polaczkiem i trafił w dalszy róg bramki. Było 2-0 i Zagłębie stało pod ścianą. Trener Stokowiec niemal od razu dokonał dwóch zmian, ale właśnie wtedy jego drużyna mogła zostać skarcona po raz trzeci. Pawłowski z własnej połowy biegł sam na bramkę Polaczka, ale zamiast lobować golkipera Zagłębia, uderzył prosto w jego nogi. Obie drużyny zaczęły grać ofensywnie, bramkowe okazje pojawiały się co kilka minut. Burić mógł zakończyć swoją serię bez straty gola w 70. minucie, gdy świetnie uderzył Michal Papadopulos. Bośniak jakimś cudem jednak obronił. Później wygrał też pojedynek sam na sam z Krzysztofem Piątkiem, zaś po przeciwnej stronie boiska Polacek odbił piłkę po precyzyjnym uderzeniu Macieja Gajosa. Sędzia Paweł Raczkowski przedłużył drugą połowę aż o dziesięć minut, bo kibice Lecha dwukrotnie przerwali spotkanie - dym z odpalonych przez nich środków pirotechnicznych uniemożliwiał grę. Po tym spotkaniu Lech awansował na piąte miejsce w tabeli Ekstraklasy. Andrzej Grupa, Poznań Lech Poznań - Zagłębie Lubin 2-0 (1-0) Bramki: 1-0 Kasper Hamalainen (16.), 2-0 Szymon Pawłowski (64.). Lech: Burić - Kędziora, Arajuuri, Kamiński, Kadar - Tetteh ŻK, Trałka ŻK - Pawłowski (77. Kownacki), Linetty ŻK (83. Gajos), Douglas (46. Jevtić ŻK) - Hamalainen. Zagłębie: Polaczek - Todorovski ŻK (72. Zbozień), Guldan ŻK, Jach, Cotra - Rakowski (67. K. Piątek), Kubicki ŻK - Tosik, Woźniak, Janoszka (67. Janus) - Papadopulos. Sędziował Paweł Raczkowski z Warszawy. Widzów: 14562.