A pytanie dotyczyło tego, w jakiej formie jest Pedro Rebocho, skoro jeszcze niedawno napędzał akcje Lecha lewą stroną, a teraz przegrywa rywalizację z Barrym Douglasem. Szkot w starciu z Legią zagrał jednak przyzwoicie, choć w pierwszej połowie miał trochę kłopotów z Pawłem Wszołkiem. Trener Lecha narzeka na boisko, remis jest w stanie zaakceptować - Nie jestem zdenerwowany, jestem poirytowany. I nie tym wynikiem, a pytaniem. Zawsze zadajecie dobre pytania, a dziś takie o gościa, który nie zagrał. Ja lubię takie mecze, z wielką intensywnością. Lubią je piłkarze, kibice. Wszyscy czekaliśmy na ten mecz, a co do wyniku: zasługiwaliśmy na więcej. Rywal nie oddał żadnego strzału, żadnego groźnego, a my coś mieliśmy, choćby akcję Amarala. Czy byliśmy lepsi od Legii? Tak, byliśmy. Czy graliśmy swoją najlepszą, topową piłkę? Nie, nie graliśmy - odpowiadał później sam sobie John van den Brom. - Jestem w stanie zaakceptować to, że straciliśmy dwa punkty, bo wciąż pozostajemy w grze i nie mamy problemów z kontuzjami. Może jedynie Amaral, ciężko będzie o jego grę w czwartek, ale nie było poważnych urazów. Mamy wiele opcji, zrobiliśmy dziś zmiany, mieliśmy szansę zmienić ten mecz. Katastrofalne było boisko, ono nie jest odpowiednie do naszego stylu gry, ale musimy to zaakceptować - mówił szkoleniowiec Lecha. Van den Brom: Spodziewaliśmy się, że nie skończą w komplecie Trener Lecha spodziewał się, że Legia może nie skończyć tego spotkania w pełnym składzie. Jeszcze przed upływem godziny gry aż sześciu piłkarzy gości było napomnianych żółtymi kartkami. - Od początku wiedziałem, że ktoś może tego meczu nie dokończyć. W przerwie mówiliśmy sobie w szatni, że ktoś od nich może zostać wyrzucony. To efekt kartek i tej wielkiej intensywności. Tak się stało. Mogliśmy lepiej grać przeciwko dziesięciu rywalom, ale jak to w piłce bywa: nie zawsze się udaje. Szukaliśmy miejsca, przerzucając piłkę, ale brakowało szczęścia - ocenił trener Lecha. Zdradził też, co było dla niego najtrudniejszą rzeczą przed tym spotkaniem. I to może być wielkie zaskoczenie. - To, że musiałem kogoś zostawić na trybunach, bo się nie zmieścił w kadrze. To niekomfortowe dla trenera. Wysłałem "Marchewę", decyzja była trudna. Nie dlatego, że nie zasługiwał. Mamy bardzo szeroką kadrę, co ma dobre i złe aspekty. To jest właśnie ten zły, że ktoś idzie na trybuny - powiedział John van den Brom. - Czekałem na to spotkanie, każdy o nim mówił od dwóch tygodni. Największy mecz w Ekstraklasie, teraz już wiem, dlaczego. Wielka intensywność, te reakcje kibiców, każdy trener tego chce. Kocham takie spotkania - zakończył trener Lecha.