- Dla mnie to jest napastnik - zadeklarował Bjelica krótko po swoim zatrudnieniu w Poznaniu. Chorwat postanowił odbudować młodego gracza, który miał być nadzieją polskiego futbolu. Kownacki zadebiutował w Ekstraklasie jako 16-latek, 6 grudnia 2013 roku w wygranym 2-0 meczu z Wisłą Kraków. Początkowo rozwijał się doskonale - strzelał, asystował. Selekcjoner Adam Nawałka powiedział nawet, że "taki talent zdarza się raz na dekady" i powołał "Kownasia" do pierwszej reprezentacji Polski. Z powodu kontuzji piłkarz Lecha nie zaliczył w niej jednak debiutu, a właśnie urazy co jakiś czas eliminowały go z treningów i meczów. Mało tego - Kownacki sam sobie zaszkodził, miał nadwagę. Dziś wie, że popełnił sporo błędów. - Stałem się mądrzejszy, wiem, jakich błędów nie popełniać i jak reagować na niektóre sytuacje. Gdybym wcześniej takich sytuacji nie przeżył, to teraz bym nie był o te doświadczenia mądrzejszy. Inaczej mówiąc: mógłbym je popełniać. Wiem więc, co było złe i dlatego jestem dojrzalszym zawodnikiem - mówi dzisiaj Dawid Kownacki. Nastolatkowi pierwszy zaufał Mariusz Rumak, z kolei Maciej Skorża i Jan Urban widzieli w nim także ofensywnego pomocnika, a nawet skrzydłowego. Dopiero Bjelica otwarcie zadeklarował, że dla niego Kownacki jest snajperem. Przez te trzy lata "Kownaś" zdobył dla Lecha 21 bramek, z tego 16 w Ekstraklasie. Najbardziej prestiżowe trafienie to gol strzelony Fiorentinie na jej boisku, w wygranym meczu 2-1 w Lidze Europejskiej. Obecny sezon będzie prawdopodobnie najlepszy pod względem liczby goli, bo w 15 spotkaniach Kownacki zdobył już pięć bramek. W dwóch poprzednich trafiał po siedem razy, ale potrzebował do tego aż 38 i 34 spotkań. - Zawsze jest apetyt na więcej. Jako napastnik zawsze chciałbym strzelać jak najwięcej, ale miałem przecież jeden rok, gdy grałem niemal wyłącznie na boku pomocy. 21 bramek to nie jest liczba tragiczna, a przecież niektórzy mówili, że co to za napastnik, który nie zdobywa goli. A ja zawsze miałem te sześć, siedem czy osiem goli. Chciałbym więcej, ale wolę teraz jeść małą łyżeczką, nie ma co próbować dużą i się zachłysnąć. A tak było na początku. Doświadczenie pomogło mi zrozumieć, że do wszystkie można dojść nieco inaczej - ocenia młodzieżowy reprezentant Polski. Nie ma raczej wątpliwości, że tak jak w przeszłości Lech zarobił na Robercie Lewandowskim, Artjomsie Rudnevsie czy Łukaszu Teodorczyku, tam samo zarobi na Kownackim. W ostatnich tygodniach nastoletni napastnik znów prezentuje się bardzo dobrze, zdobywa ważne gole w klubie i reprezentacji młodzieżowej - do Poznania przyjeżdżają więc przedstawiciele zachodnich klubów go oglądać. Przed końcem sezonu Kownacki z Lecha się nie ruszy, bo regularna gra w tym klubie przybliży go do miejsca w reprezentacji na młodzieżowe Euro. Sam piłkarz nie chce mówić o konkretnych planach dotyczących przyszłości. - Na razie jestem tu, w Lechu i to dla mnie jest najważniejsze. A czy zagram 100 meczów czy 150, nie ma większego znaczenia, bo to nie jest duża różnica. Nie jestem w stanie powiedzieć, że zagram tyle i tyle i będę gotowy do wyjazdu - twierdzi. Dla porównania - Karol Linetty debiutował w pierwszej drużynie Lecha niemal dokładnie rok przed Kownackim (także w meczu z Wisłą), ale był wtedy o rok starszy od kolegi. Do momentu swojego wyjazdu do Serie A rozegrał 112 spotkań w koszulce "Kolejorza". Zasługą Bjelicy jest to, że Kownacki, podobnie zresztą jak Marcin Robak, pozytywnie reaguje na wewnętrzną rywalizację. Jeden jest współliderem klasyfikacji najlepszych ligowych strzelców, drugi podstawowym piłkarzem młodzieżowej reprezentacji Polski. A grać od początku spotkania nie mogą u Bjelicy obaj. - Tymi golami, bo raz trafia Marcin, a raz ja, dajemy jednak trenerowi do myślenia. Obaj jesteśmy w dobrej dyspozycji, umiemy współpracować, nie ma między nami zawiści. Na treningach sobie podpowiadamy, a do trenera należy ostateczna decyzja, kto gra. Daliśmy mu alternatywę i ewentualną możliwość wariantu z dwoma napastnikami - uważa Kownacki, który w spotkaniu z Koroną Kielce wszedł na boisko w 71. minucie i wkrótce strzelił zwycięskiego gola, po asyście Robaka. - Nie irytowałem się, gdy koledzy pudłowali, ale wierzyłem, że to się zmieni. Trener nam mówił, że mamy być cierpliwi do ostatniej minuty. I chyba byliśmy cierpliwi, dostaliśmy nagrodę. Wchodząc na boisko nie mówiłem sobie "muszę", ale "potrafię". Nauczyłem się tego. Gdybym nie wierzył w to, że coś zmienię, to powiedziałbym trenerowi, by wpuścił kogoś innego - mówi Kownacki. - Po słabym początku sezonu już się odbudowaliśmy, złapaliśmy kontakt z Lechią, Jagiellonią czy Legią, a przed nami jeszcze wiele meczów. Po zimie każdy inaczej może wyglądać, zobaczymy, co ona przyniesie. Andrzej Grupa