Dwa lata temu, w sierpniu, Lech też mierzył się ze Śląskiem w obecności ponad 32 tys. widzów. Świetnie zaczął sezon, zdobył 7 pkt w trzech meczach, więc zachęcił kibiców do licznego przyjścia na stadion. Zespół z Wrocławia miał wtedy ten sam dorobek, po pół godzinie prowadził już 3-1 i takim wynikiem mecz wygrał. Wskoczył na pierwsze miejsce. Teraz historia mogła się powtórzyć, choć blisko dwa miesiące później. Znów była rekordowa, tym razem blisko 30-tysięczna frekwencja, znów Lech liderem i Śląsk z apetytem na pierwsze miejsce. Zmienił się tylko wynik - poznaniacy w pół godziny załatwili sprawę i rozwiali wszelkie wątpliwości, że formę zgubili tydzień temu w Białymstoku. Lech - Śląsk. Zabójczy początek Miały być w tym meczu emocje, ale Lech swoją grą sprawił, że to starcie od samego początku było jednostronne. "Kolejorz" bardzo wysoko atakował rywala pressingiem, a wrocławianie mieli problem ze sprawnym rozegraniem piłki na własnej połowie. Byli w stanie wymienić jedno, dwa podania i tracili piłkę. Na dodatek już w 74. sekundzie meczu stracili bramkę, która pewnie też podcięła im skrzydła. Pedro Rebocho dośrodkował sprzed pola karnego, walczący z Mikaelem Ishakiem Wojciech Golla tak nieszczęśliwie zbił piłkę głową, że posłał ją do zamykającego akcję Lecha Joao Amarala. Portugalczyk uderzył w dalszy róg bramki i stadion po raz pierwszy w sobotę eksplodował z radości. Lech zaś poszedł za ciosem - był przy piłce przez ponad 70 proc. czasu, celne strzały oddali znów Amaral i Ishak. Przede wszystkim jednak nie pozwalał rywalom na jakiekolwiek ofensywne eskapady. Dopiero w 29. minucie wrocławianie oddali pierwsze celne uderzenie na bramkę Filipa Bednarka - golkiper Lecha z trudem wybił na rzut rożny piłkę po strzale zza pola karnego Roberta Picha. I jak się okazało, ten rzut rożny był początkiem... kłopotów Śląska. Lech - Śląsk. Wielki błąd Mączyńskiego Piłka wybita przez graczy Lecha trafiła w końcu na 35. metr przed bramką, pod nogi kapitana gości Krzysztofa Mączyńskiego. Nawet w amatorskich ligach zawodnicy wiedzą, że w takiej sytuacji szuka się albo zagrania w okolice narożnika boiska, albo takiego strzału, którego rywale nie zablokują. Mączyński wybrał ten drugi wariant - uderzył bardzo mocno, ale za nisko. Trafił w nogę Jakuba Kamińskiego, który zorientował się w sytuacji, przejął futbolówkę i przebiegł z nią 50 metrów. A później kopnął obok Michała Szromnika. Była 30. minuta i poznaniacy właściwie byli już pewni swego. Jedyna godna jeszcze uwagi akcja Śląska to drugi rzut rożny, już w doliczonym czasie gry. Mateusz Praszelik przeskoczył wtedy Antonio Milicia, ale główkował ponad poprzeczką. Lech szybko zamknął sprawę ze Śląskiem Jeśli ktoś łudził się, że Śląsk będzie w stanie odwrócić losy tego meczu, to szybko został wyprowadzony z błędu. W 56. minucie było już 4-0 dla "Kolejorza" i można się było zastanawiać, czy lider powtórzy wyczyn sprzed dwóch tygodni, gdy aż 5-0 rozgromił Wisłę Kraków. Najpierw trafił po raz drugi Kamiński, który dostał podanie od Daniego Ramireza, wbiegł między Jakuba Iskrę i Mączyńskiego, a później kopnął obok Szromnika. Trener Skorża miał przed tym spotkaniem dylemat, co zrobić z <a href="https://sport.interia.pl/klub-lech-poznan/news-moze-byc-liderem-siedzi-na-lawce-lecha-poznan-on-to-rozumie,nId,5555783">Ramirezem, który w Pucharze Polski we wtorek miał udział przy wszystkich golach Lecha.</a> Uznał, że zmieści i jego, i Amarala, co okazało się dobrą decyzją. Tym bardziej, że w kadrze meczowej zabrakło Adriela Ba Loua. Minęło półtorej minuty i było już 4-0. Kamiński zabrał piłkę Lewkotowi, zagrał w ten sposób na wolne pole do Ishaka, a ten znów był bezlitosny. W tym meczu nic nie mogło już się zmienić, obaj trenerzy zrobili zmiany. Ale to Lech nadal dominował, świetne okazje mieli Filip Marchwiński i Amaral, a w samej końcówce też Artur Sobiech i Bartosz Salamon. Bezzębny Śląsk po raz drugi w tym sezonie przegrał 0-4, poprzednio w Lidze Konferencji w Izraelu. A trener Magiera miał dodatkowy powód do smutku - do tej pory jako trener trzykrotnie prowadził drużynę przeciwko Lechowi i trzy razy wygrał. W końcu przyszedł jednak kres tej serii. A także ligowej passy jego zespołu. Andrzej Grupa, Poznań Lech Poznań - Śląsk Wrocław 4-0 (2-0) Bramki: 1-0 Amaral 2., 2-0 Kamiński 30., 3-0 Kamiński 54., 4-0 Ishak 56. Lech: Bednarek - Šatka (73. Pereira), Salamon, Milić, Rocha - Karlstroem, Tiba (74. Kwekweskiri) - Amaral (74. Skóraś), Ramirez, Kamiński (65. Marchwiński) - Ishak (77. Sobiech). Śląsk: Szromnik - Lewkot (81. Bejger), Golla, Verdasca - Pawłowski (46. Janasik), Mączyński, Schwarz (73. Makowski), Štiglec Ż (46. Iskra) - Pich (81. Łyszczarz), Praszelik - Exposito. Sędzia: Bartosz Frankowski (Toruń).