Filip Szymczak, po golach dla Lecha Poznań w doliczonym czasie gry spotkań z Koroną Kielce i Jagiellonią Białystok, jest nowym bohaterem kibiców Kolejorza. Były to trafienia wyczekiwane i przez nich, i przez samego młodego napastnika, bo choć miał on już na koncie bramki dla Lecha zdobyte w sierpniu 2020 roku, a ostatnio trafił też przeciw Hapoelowi Beer Szewa, to w żadnym z tych przypadków nie mówimy o golach w Ekstraklasie (kolejno był to Puchar Polski, eliminacje Ligi Europy i Liga Konferencji). Walka Filipa Szymczaka o zdobycie zaufania kibiców Lecha i trenera Johna van den Broma tym różni się od sytuacji wielu jego kolegów z zespołu, że w minionych rozgrywkach nie było go w zespole, który zdobył mistrzostwo Polski. Młody napastnik spędził sezon 2021/2022 na wypożyczeniu w GKS Katowice, gdzie w 32 pierwszoligowych meczach strzelił 11 goli. Tak o trudnej decyzji na temat tego wypożyczenia, kolejnych celach w Lechu Poznań i wymarzonym spotkaniu z Robertem Lewandowskim, opowiadał Filip Szymczak podczas spotkania z dziennikarzami. Filip Szymczak o uldze po pierwszym golu strzelonym dla Lecha Poznań w Ekstraklasie - Jestem zawodnikiem ofensywnym, a liczby [goli i asyst] są jednak ważne. Wiele meczów grałem na innych pozycjach. Występując na skrzydle ma się nieco inne zadania, ale to żadne usprawiedliwienie, bo to nadal pozycja ofensywna. Wcześniej były asysty, teraz pojawiły się bramki. Bardzo się cieszę, że udało mi się już strzelić gola dla Lecha na każdym możliwym froncie. Miałem już trafienie w Pucharze Polski i w europejskich pucharach. Teraz postawiłem kropkę nad i, strzelając wreszcie w Ekstraklasie. Filip Szymczak o swoim piłkarskim dzieciństwie - Moja rodzina przeprowadziła się do Poznania z małej miejscowości spod Jarocina. Już wtedy na wsi kopałem piłkę z innymi chłopakami. Jako 6-7-latek trafiłem do Warty Poznań, rodzice przeczytali w internecie, że akurat jest nabór w moim roczniku. Spośród 130 chłopaków wybrano 30, byłem w tym gronie. Zawsze w Warcie trenowałem z chłopakami rok starszymi. Z dzisiejszej perspektywy grałem na nietypowych pozycjach - prawej obronie, a potem na prawym skrzydle. Dopiero w Lechu trener Marcin Salamon przestawił mnie do ataku. Gdy w 2013 roku w Szkole Mistrzostwa Sportowego przy ul. Solnej tworzono klasę Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej, jako rok młodszy od pozostałych kolegów z Warty, nie mogłem do niej iść. Straciłbym większość treningów z nimi. Wspólnie z rodzicami uznaliśmy, że to czas na zmianę i przeszedłem do poznańskich struktur Lecha, a następnie do Wronek, co było ogromnym wyróżnieniem. Często mówię sobie: wróć do tego, co miałeś w głowie, gdy byłeś dzieciakiem. Wchodząc na boisko czerpałem wtedy z tego przyjemność, ale wiedziałem też, że jestem w tym dobry. Grając w Warcie z o rok starszymi chłopakami, wymagało to ode mnie podwójnej mobilizacji. Musiałem im dorównać, dokładać coś specjalnego, bo mieli przewagę fizyczną. Po przejściu do Lecha motywacją była chęć trafienia do akademii we Wronkach, a stamtąd do pierwszego zespołu. Cały czas miałem przed sobą jasny cel i nadal je mam. Ten najbliższy to stabilizacja pozycji w pierwszym zespole. O kolejnych nie mówię głośno, ale to światełko w tunelu napędza mnie do dalszej pracy. Filip Szymczak o spotkaniu ze swoim pierwszym idolem - Robertem Lewandowskim - Wiosną 2010 roku Lech wygrał z Legią po golu Semira Stilicia z rzutu wolnego. To był jeden z ostatnich meczów Roberta Lewandowskiego w Poznaniu. Miałem wtedy niecałe 8 lat i znalazłem się wśród chłopców, którzy mieli wyprowadzać piłkarzy na ten mecz. Bardzo chciałem natrafić właśnie na Roberta, bo to był mój idol. Pamiętam, że zanim piłkarze przyszli do tunelu, ustawiłem się jako ostatni z chłopców, ale intuicja podpowiedziała mi, by zamienić się z przedostatnim. Dzięki temu udało się, wyprowadzałem Roberta Lewandowskiego na mecz Lech - Legia, a na pamiątkę mam z nim zdjęcie. Filip Szymczak o określeniu "wielki talent" - Nie lubię tego określenia, bo jestem typem zawodnika, który raczej wchodzi po schodach niż jedzie windą. Będąc w akademii Lecha musiałem udowadniać swoją jakość, bo nie przechodziłbym tak szybko kolejnych szczebli. Zaczynało się od U-15, potem U-17, U-19, w końcu był drugi zespół Lecha. Jednak jeszcze w czasach juniorskich miałem trochę problemów zdrowotnych. W młodym wieku dwa razy miałem operowane kolano, były też problemy ze stopą. Liczyłem kiedyś, że czas mojej rehabilitacji wyniósł w sumie ponad rok, to sporo, patrząc na młody wiek. Moja droga nie była zatem tak kolorowa, jak mogłoby się to wydawać. To też trochę ukształtowało mój charakter i cierpliwość. Poza tym, w akademii byli zawodnicy, którzy pokonywali te różne szczeble szybciej niż ja, np. Filip Marchwiński czy Kuba Kamiński, którzy zawsze byli krok przede mną. Nie było jednak rywalizacji wewnętrznej, to po prostu suche fakty. Przechodząc przez wszystkie szczeble akademii, marzyłem o debiucie w pierwszym zespole Lecha i strzelaniu dla niego goli, więc teraz mam wielką satysfakcję. Nikt mi nie dał niczego za darmo. Wiem, że przez swoją konsekwencję i ciężką pracę mogę osiągnąć kolejne cele: debiut w kadrze czy zagraniczny transfer. Filip Szymczak o określeniu "wielki talent" - Nie lubię tego określenia, bo jestem typem zawodnika, który raczej wchodzi po schodach niż jedzie windą. Będąc w akademii Lecha musiałem udowadniać swoją jakość, bo nie przechodziłbym tak szybko kolejnych szczebli. Zaczynało się od U-15, potem U-17, U-19, w końcu był drugi zespół Lecha. Jednak jeszcze w czasach juniorskich miałem trochę problemów zdrowotnych. W młodym wieku dwa razy miałem operowane kolano, były też problemy ze stopą. Liczyłem kiedyś, że czas mojej rehabilitacji wyniósł w sumie ponad rok, to sporo, patrząc na młody wiek. Moja droga nie była zatem tak kolorowa, jak mogłoby się to wydawać. To też trochę ukształtowało mój charakter i cierpliwość. Poza tym, w akademii byli zawodnicy, którzy pokonywali te różne szczeble szybciej niż ja, np. Filip Marchwiński czy Kuba Kamiński, którzy zawsze byli krok przede mną. Nie było jednak rywalizacji wewnętrznej, to po prostu suche fakty. Przechodząc przez wszystkie szczeble akademii, marzyłem o debiucie w pierwszym zespole Lecha i strzelaniu dla niego goli, więc teraz mam wielką satysfakcję. Nikt mi nie dał niczego za darmo. Wiem, że przez swoją konsekwencję i ciężką pracę mogę osiągnąć kolejne cele: debiut w kadrze czy zagraniczny transfer. Filip Szymczak o wypożyczeniu z Lecha Poznań do GKS Katowice - Będąc szczery, to była ciężka decyzja. Przed sezonem rozmawiałem z Maciejem Skorżą. Trener chciał, żebym został w pierwszym zespole i pomógł w ewentualnej walce o mistrzostwo Polski. Musiałem jednak podejść do tego indywidualnie, spojrzeć na siebie. Już przed sezonem Mikael Ishak dostał opaskę kapitańską, więc było wiadomo, że będzie regularnie występował. Ściągnięto też Artura Sobiecha na pozycję numer 9. Byłoby mi ciężko grać tyle minut, ile oczekiwałem wtedy od siebie. Uważałem też, że w rezerwach na poziomie 2. i 3. ligi udowodniłem swoją jakość, więc szukałem kolejnego wyzwania. Po rozmowach z menedżerami i dyrektorem sportowym Tomaszem Rząsą stwierdziliśmy, że wypożyczenie jest optymalnym rozwiązaniem. Ja sam też chciałem zmienić środowisko, stać się trochę niezależny. Cieszę się z tego, że trafiłem do Katowic, bo ten rok dał mi dużo. Występowałem regularnie. Wiadomo, były dobre i złe mecze. Udowodniłem jednak, że na poziomie 1. ligi mogę się wyróżniać i to w młodym wieku. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że zasługuję na grę w pierwszym zespole Lecha Poznań. Filip Szymczak o trenerze Johnie van den Bromie - Trener John van den Brom często mówi publicznie, że lubi stawiać na młodych zawodników pod warunkiem, że dają mu do tego powody. To prawda, że ma do nas szczególne podejście, bo nie nakłada na nas takiej presji i stara się nawet w najcięższych sytuacjach rozluźnić atmosferę. Na pewno nie jest jednak tak, że gdy ktoś dostaje szansę i nie spełnia jego oczekiwań, to i tak na nich stawia. Podczas każdego treningu i meczu trzeba pokazywać jakość oraz zaangażowanie. Trener tego bardzo wymaga. Cieszę się, że mam tyle okazji do gry, ale nie otrzymuję ich w prezencie. To efekt ciężkiej pracy oraz dobrych meczów. Mam nadzieję, że będzie ich coraz więcej. Gdy wracałem do Poznania z wypożyczenia w Katowicach, nie wiedziałem, czego mam się spodziewać. Byłem w kontakcie z trenerem Skorżą, on śledził moje wypożyczenie, ale sztab szkoleniowy się zmienił, każdy zaczynał tak naprawdę z czystą kartą. Podczas obozu w Opalenicy oraz w sparingach trzeba było na nowo się pokazywać. Trener szybko pochwalił mnie za to, jak agresywnie doskakuję do zawodników czy świadomie ustawiam się w niskiej, średniej czy nawet wysokiej obronie. Mimo wszystko, dużym zaskoczeniem było dla mnie to, że już w pierwszym meczu z Karabachem byłem jednym z pierwszych zmienników. Z czasem zaczynało do mnie to docierać. Ten przeskok z 1. ligi do europejskich pucharów jest jednak wyraźny i nikt mi nie wmówi, że jest inaczej. Mam nadzieję, że uda mi się utrzymać harmonijny rozwój. U trenera van den Broma mamy bardzo dużo małych gierek, w dziadka bądź takich odwzorowujących sytuacje boiskowe, w których wymagane jest szybkie działanie z piłką. Tak samo jak trenujesz, tak potem wyglądasz na boisku. Między mną trenerem i zagranicznymi zawodnikami nie ma bariery językowej, bo rodzice od małego kładli nacisk na naukę języka, więc nie mam problemu z komunikacją po angielsku. To podstawowy język, w którym operujemy w szatni. Trener po angielsku przeprowadza odprawy i przekazuje wiele wskazówek. Filip Szymczak o mediach społecznościowych - Chcąc nie chcąc, żyjemy w takich czasach, że jest i będzie wolność głosu w internecie. Jak każdy chłopak, regularnie przeglądałem Instagrama, Facebooka, Twittera. Miałem jednak taki okres, że widziałem krytykę nie tylko pod moim adresem, ale też kolegów z szatni, całego zespołu i uważam, że była ona nieadekwatna. Będąc w środku drużyny, widziałem, jak ona funkcjonuje, natomiast czytając głosy z zewnątrz stwierdziłem, że usuwam Facebooka i Twittera. Nie ma sensu zagłębiać się w te tematy. Przebywam w środowisku piłkarskim, więc chcąc nie chcąc zawsze pojawiał się tam futbol. Dla świętego spokoju skupiłem się jednak na tym, co najważniejsze. Nie wiem, czy to pomogło, czy nie. Teraz znów jestem na takim etapie, że podchodzę do tego na spokojnie i muszę to zbalansować. rozmawiał i notował Bartosz Nosal