Dla kibiców Lecha Poznań informacja z początku kwietnia była dużym zaskoczeniem - trzy tygodnie wcześniej, po wygranym 3:0 spotkaniu z Djurgårdens IF w Sztokholmie, w organizmie Bartosza Salamona znaleziono ślady chlortalidonu - zakazanego diuretyka, zaliczanego do środków maskujących. Te blisko trzy tygodnie UEFA potrzebowała na przeprowadzenie badań i poinformowaniu klubu, który akurat szykował się do historycznego starcia z Fiorentiną w Lidze Konferencji. Dla "Kolejorza" było to wyjątkowe święto - pierwszy raz znalazł się na tym etapie europejskich rozgrywek. Trener Lecha nie dostał nawet czasu na wdrożenie "Planu B". Decyzja UEFA była gwałtowna Sama informacja była zaskoczeniem, ale wraz z nią nie poszło natychmiastowe zawieszenie, co w Poznaniu przyjęto ze zrozumieniem. Uznano, że piłkarz będzie miał teraz czas na wyjaśnienie sprawy, ale też normalnie przygotowywał się do pierwszego boju z "Violą". I nagle, w dniu meczu w Poznaniu, trener Lecha John van den Brom dowiedział się, że ze swojego podstawowego stopera nie będzie mógł skorzystać. Mało tego, Salamon został całkowicie "odcięty" od drużyny, zakazano mu nawet treningów z resztą zespołu - wszystko na 90 dni. - To niewyobrażalne, co zrobiła UEFA. I to w dniu naszego meczu. Gdyby poinformowali nas wczoraj, to OK, byłby plan B, choć też trudno by go było wprowadzić. To nie tak, że wymieniamy jednego zawodnika za drugiego, więc wszystko musimy zmienić - mówił wtedy zdenerwowany trener Lecha John van den Brom. Tygodnie bez znaku życia, przedłużone zawieszenie. I jesienny zwrot Mijały tygodnie, sytuacja się nie zmieniała, Salamon nie mógł trenować z Lechem, ale też milczał w swoich mediach społecznościowych. Nie złożył żadnych wyjaśnień, w "boju" z UEFA reprezentowała go wyspecjalizowana w tej tematyce szwajcarska kancelaria. W lipcu zawieszenie przedłużono na kolejne 90 dni, jesienią doszło do małego zwrotu. Sam piłkarz zaś trenował głównie we Włoszech, indywidualnie, aby być gotowym, gdy wreszcie UEFA coś postanowi. Wisi nad nim wysoka kara, nawet do czterech lat dyskwalifikacji, co zapewne oznaczałoby koniec kariery 32-letniego obecnie zawodnika. To jednak skrajny wariant, trochę nieprawdopodobny. Sytuacja zmieniła się w połowie października, gdy Salamon został zaproszony do siedziby UEFA w Szwajcarii - złożył dodatkowe wyjaśnienia. Decyzja powinna była zapaść w ciągu czterech tygodni, ale ten termin minął już w poprzednim tygodniu. Jak słyszymy, w Lechu spodziewają się informacji od Izby Dyscyplinarnej UEFA w każdej chwili, są na nią gotowi. Salamon "ożywił się" w sieci. Bogaty program treningowy, teraz na Sardynii Co ważniejsze jednak, gotowy na ewentualny powrót do gry ma być sam piłkarz. Kilka dni temu w swoich mediach społecznościowych zamieścił tabelkę, jak wygląda jego obecny harmonogram zajęć. Wynika z tego, że trenuje przez sześć dni w tygodniu, zwykle dwa razy dziennie. Dziś z kolei "Sali" wrzucił zdjęcie boiska ze sztuczną nawierzchnią w Quartu Sant’Elena na Sardynii - widać dookoła palmy, na niebie chmury, ale też na zielonej nawierzchni cały osprzęt potrzebny do przeprowadzenia zajęć. Zgodnie z rozpiską, powinien mieć trening korekcyjny oraz trening na boisku. Jedno jest pewne - 32-letni obrońca chciałby być gotowy do wznowienia treningów z Lechem, jeśli tylko UEFA mu na to pozwoli.