Dla Lecha Poznań awans do trzeciej rundy eliminacji Ligi Konferencji powinien być formalnością. "Kolejorz" jest bowiem o dwie klasy zespołem lepszym jakościowo od Żalgirisu Kowno, co udowodnił w czwartek w pierwszej połowie ich bezpośredniego starcia. Wygrał ją 3:0, a tę dominację podsumował przepiękny gol Radosława Murawskiego. Pomocnik Lecha potężnie uderzył z blisko 30 metrów i pokonał Deividasa Mikelionisa. W drugiej połowie Lech jednak już oszczędzał siły, zagrał dużo słabiej i ostatecznie cały mecz wygrał tylko 3:1. Co powoduje, że jest blisko awansu, ale na Litwie w przyszły czwartek będzie musiał jeszcze o niego walczyć. Radosław Murawski o ekonomicznej grze Lecha Poznań. Tak to "wyglądało z boiska" - O ile pierwsza połowa wyglądała kapitalnie, to druga już inaczej. To jest ten największy niedosyt, który teraz czujemy. Mamy jednak zaliczkę przed rewanżem, a w każdym kolejnym spotkaniu nasz futbol będzie lepszy - zapewniał "na gorąco" po spotkaniu 29-letni pomocnik. Sam przyznał, że ich gra, nawet z boiska, momentami mogła wyglądać na "ekonomiczną". - Proszę mi wierzyć, szliśmy na na boisko z zamiarem strzelenia kolejnych goli, ale nic nie chciało już wpaść. Popełniliśmy jeden błąd, został wykorzystany, bo w Europie tak się często dzieje - dodał pomocnik "Kolejorza", który na początku miesiąc przedłużył kontrakt z klubem do końca czerwca 2026 roku. Bohater Lecha zachęca do... prokreacji. W nietypowy sposób Piękny gol strzelony przez Murawskiego otrzymał równie piękną dedykację. Piłkarz pokazał to, wkładając futbolówkę pod koszulkę i kciuk do buzi. - To dedykacja dla żony i córeczki, która, mam nadzieję, będzie z nami już w listopadzie. Cieszę się, że zdobyłem tę bramkę, bo to coś bardzo ważnego dla mnie. Rodzina zawsze była obok, nie tylko w tych najlepszych momentach - mówił Murawski. Jeden z dziennnikarzy zapytał gracza Lecha, czy ten gol oznacza zachętę, by jednak częściej strzelać? - W sensie: czy to zachęta, by "robić" dzieci? - odpadł Murawski, wywołując salwę śmiechu wszystkich dookoła. I przyznał, że z zamiarem pokazania takiej cieszynki nosił się już w kończącym poprzedni sezon starciu z Jagiellonią Białystok. Wtedy, w samej końcówce, Lech dostał rzut karny przy stanie 2:0, ale wykonał go - nieskutecznie - Kristoffer Velde. - Było już pewne, że żona jest w ciąży, ale w myśl zasady, że Velde strzela i wszystko mu wpada, zostawiłem to - wspominał Murawski. W niedzielę Lech zagra w Poznaniu z Radomiakiem (początek o godz. 17.30), a w czwartek czeka go rewanż w Kownie.