Apollon debiutował w europejskich rozgrywkach ponad pół wieku temu, znacznie wcześniej niż Lech. Nawet wtedy, gdy cypryjskie kluby były nisko notowane i stanowiły raczej tło dla rywali, klub z Limassol nie przegrał tak wysoko. A przecież w latach 80. i 90. podejmował Barcelonę (1-1), Liverpool (1-2) czy Inter Mediolan (3-3). Na ponad 50 spotkań rozgrywanych w roli gospodarza, tylko dwóch rywali zdołało pokonać Apollon na jego boisku 4-0 - węgierskie Gyori ETO w 1967 roku oraz PSV Eindhoven rok temu, w czwartej rundzie eliminacji do Ligi Europy. Ostatnia dekada, może 15 lat, oznacza już jednak nieco inne znaczenie cypryjskiego futbolu w Europie. Przecież APOEL Nikozja zdołał czterokrotnie awansować do fazy grupowej Ligi Mistrzów (2009, 2011, 2014, 2017), a Anorthosis Famagusta raz (2008). Mało tego, APOEL w 2011 roku, po szczęśliwym wcześniej wyeliminowaniu Wisły Kraków, tę grupę wygrał, a później dotarł do ćwierćfinału, gdzie mierzył siły z Realem Madryt. Dziś cypryjskie kluby mają wyższe rozstawienie od polskich, a także są lepiej postrzegane. Tym większe znaczenie ma to, co w środę w Strovolos dokonał Lech Poznań. "Kolejorz" rozbił lidera cypryjskiej ekstraklasy Apollon Limassol aż 5-0. Nie jest to jednak rekord Lecha, który choćby 11 lat temu rozbił w Norwegii Fredrikstad aż 6-1, a łupem bramkowym dzielili się m.in. Lewandowski, Peszko i Arboleda. Za to po raz pierwszy od dekady i starć z Dnipro Dniepropietrowsk "Kolejorz" wyeliminował rywala rozstawionego w losowaniu. - Gratuluję Lechowi, bo wygrał i awansował zasłużenie. Niemniej jestem poirytowany tym, jak straciliśmy wszystkie pięć bramek. Graliśmy z trudnym przeciwnikiem, ale te gole były tracone za łatwo. Będziemy musieli to dokładnie omówić z zawodnikami - denerwował się trener Avgousti, który po pierwszej połowie zdecydował się na kluczową zmianę w swojej drużynie. Zdjął wtedy z boiska Ioannisa Pittasa, a jego miejsce zajął 33-letni Daniel Larsson, który został jednak przesunięty do środka.