Lech zdobył pięć bramek i nie były to trafienia przypadkowe. Przy każdym była asysta, każda akcja była finezyjna, podania wymieniało kilku graczy. W drugiej połowie można było przecierać oczy ze zdumienia, tak mocno Lech zdominował lidera cypryjskiej ekstraklasy na jego boisku. - Musieliśmy złapać ten ich system gry, bo fajnie się rotowali z przodu. Dlatego, według mnie, ta pierwsza połowa była na remis, bo z przodu trochę hałasu robiliśmy my, a trochę oni. Za szybko pozbywaliśmy się piłki, ale oni dobrze się też ustawiali. Mamy jednak takich zawodników, którzy z niczego potrafią stworzyć sytuację. No i Dani z Pedro tak rozegrali piłkę, że objęliśmy prowadzenie. A w drugiej połowie wyszliśmy wysoko, mieliśmy pełną kontrolę nad tym spotkaniem - analizował po spotkaniu Tymoteusz Puchacz. Środkowy obrońca poznaniaków Lubomir Szatka przyznał, że lechici zauważyli w przerwie, że pressing nie wychodził im tak, jak wcześniej to zakładali. - Trochę go zmieniliśmy id od razu były efekty: szybka bramka, pewność siebie. Po trzecim golu chłopaki z przodu zaczęli się bawić na całego. Z tyłu się fajnie na to patrzyło - mówił Słowak. Zaznaczył jednak, że w pierwszej połowie momentami było ciężko, a Lechowi pomogła kontuzja napastnika Bagaliy Dabo, który już w 12. minucie opuścił boisko. - Oni byli ustawieni w systemie 3-5-2, innym niż ten, do którego jesteśmy przyzwyczajeni. Mieli dwóch silnych i szybkich napastników, ale jeden doznał kontuzji. Po naszych stratach w środku stwarzali sobie okazje, choć my też coś tam próbowaliśmy, a w końcu dopięliśmy swego - dodał Szatka. Młody skrzydłowy Jakub Kamiński żartował z kolei, że tak jak golem na 2-0 tydzień temu w Sztokholmie "zamknął" mecz z Hammarby, tak trafieniem na 3-0 zrobił to samo w starciu z Apollonem. - Pierwsza bramka przed przerwą była ważna, druga zaraz po wznowieniu gry ją uspokoiła, a trzecia mecz zamknęła. Gdyby strzelili kontaktowego gola przy stanie 0-2, to może jeszcze by było nerwowo. A tak przy trzech bramkach różnicy byli już padnięci, zaczęli się kłócić między sobą. Czuliśmy już, że mamy to co chcieliśmy mieć. Takie zaś dostałem zadanie, by próbować startować do tych piłek zagrywanych za plecy obrońców, bo oni się gubili i nie asekurowali tak jak trzeba. Żałuję tylko sytuacji z pierwszej połowy meczu - mówił Kamiński, którego strzał był wówczas za lekki. Andrzej Grupa