Piotr Malarczyk po meczu stanął przed dziennikarzami i nie szczędził ostrych słów sobie oraz kolegom. - Taka nieskuteczność aż nie przystoi - rozkładał ręce defensor Korony. W piątek przy Reymonta przyjezdni oddali aż 23 strzały, a Wisła raptem sześć. W tej sytuacji wydawało się, że kielczanie powinni myśleć co najmniej o remisie, tymczasem przegrali po bramce Marko Kolara z rzutu karnego. - Mieliśmy multum sytuacji, a Wisła stworzyła sobie może jedną... Co mam powiedzieć po takim meczu? To nasz wina. Możemy mówić, że nie było karnego, ale pretensje możemy mieć tylko do siebie. To aż nie przystoi. To zdecydowanie za dużo sytuacji niewykorzystanych na takim poziomie - rozkładał ręce Malarczyk. Korona przewagę miała w pierwszej połowie, z większym animuszem zaczęła też drugą, ale wówczas skarcił ją Kolar. - Po przerwie powinniśmy kontrolować mecz, ale to tylko "gdybanie"... Chyba nie było spotkania, odkąd jestem w Koronie, gdy przyjeżdżamy na Wisłę, stwarzamy tyle sytuacji, a mimo to przegrywamy - denerwował się Malarczyk. - Poziom irytacji jest u nas bardzo wysoki, bo to nie była jedna czy dwie sytuacje, ale spokojnie można ich naliczyć kilkanaście. Tyle bramek powinniśmy strzelić, ale tego nie zrobiliśmy i później przegrywamy właśnie w taki sposób - dodaje. Po porażce z Wisłą Korona zajmuje 10. miejsce i traci pięć punktów do krakowian, którzy są lokatę wyżej. PJ